Rozdział 3.

3.2K 280 84
                                    

Trzęsącymi się dłońmi wyjąłem z szafki kuchennej tabletki przeciwbólowe i połknąłem od razu dwie zapijając je wodą z kranu. Jakoś udało mi się wrócić do mieszkania, ale z trudem widziałem na oczy. Mgła przesłaniała mi cały widok, tak że musiałem podpierać się o poręcz żeby jakoś dotrzeć po schodach na górę.

Ji Hoon pobił mnie mocno, aż czułem na swoim ciele te malujące się siniaki i otarcia. Całe moje ciało oblepiał zimny pot, a dreszcze wstrząsały mną co sekundę. Miałem nadzieję, że uda mi się ukryć mój stan przed mamą. Nie chciałem jej martwić.

Otarłem twarz dłonią, na której został czerwony ślad krwi. Westchnąłem, idąc w stronę łazienki. Nawet nie chciałem patrzeć na siebie w lustrze, boją się widoku własnych pustych oczu. Umyłem twarz, ocierając ją ręcznikiem. Na chwilę wtuliłem się w puchaty materiał, chcąc w końcu poczuć się bezpiecznie i dobrze. Nie było na świecie osoby, która by mi pomogła w tej sytuacji. Głos rozsądku mówił mi, że powinienem powiadomić mamę o tym wszystkim, ale dlaczego miałbym przysparzać jej niepotrzebnego cierpienia? Nie zasługiwała na to.

Delikatnie przeczesałem włosy, układając grzywkę. Potem nałożyłem krem na twarz, aby nie było widać żadnych śladów. Musiałem sobie jakoś radzić. Zawsze mogłem się wytłumaczyć wypadkiem na schodach albo w drodze do szkoły. Mama była łatwowierna i mi wierzyła. Nie chciałem kłamać, ale nie miałem innego wyjścia.

Zawróciłem z powrotem do kuchni, rozglądając się w poszukiwaniu jedzenia. Nie byłem jakoś głodny, ale dość mocno oberwałem. Teraz liczyła się każda dawka energii.

Nagle zakręciło mi się w głowie i musiałem oprzeć się o blat. Czarne mroczki skakały mi przed oczyma. W lekkim przestrachu otworzyłem półkę i wyjąłem z niej czekoladę. Nie powinienem, ale..

Płacząc, zabrałem słodycze i poszedłem do pokoju. Usiadłem na łóżku, drżącymi dłońmi otwierając opakowanie. Lubiłem słodycze, a czekoladę najbardziej. Wiedziałem, że przytyję gdy tylko zjem chociaż trochę, ale to było silniejsze ode mnie. Potrzebowałem jakiejś formy pocieszenia, a cukier mi ją zapewnił na parę minut.

Zjadałem kostkę za kostką, a poczucie winy wzrastało. To wszystko wina Ji Hoona. Gdyby nie on, to nie musiałbym sięgać po czekoladę. Ale nie potrafiłem jej odłożyć. Za bardzo mnie kusiła. Otarłem łzy z twarzy, a potem położyłem się na łóżku, kuląc i zasłaniając dłońmi. Cichy płacz wyrwał się z mojego gardła.

- Nienawidzę cię, Jimin.- mruczałem sam do siebie. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że jest ze mną gorzej niż było wcześniej.- Jesteś taki okropny i nie potrafisz pohamować własnych zachcianek. Jesteś obrzydliwy. Jedząc czekoladę, obrośniesz tłuszczem i nikt już na ciebie nie spojrzy. Zostaniesz całkiem sam, a mama cię porzuci na pastwę losu. Kto by chciał mieć takie dziecko jak ty?

Cierpienie wylewało się ze mnie jak rzeka. Łzy moczyły poduszkę, a gdy się podniosłem, moja koszulka była cała wilgotna. Zasłoniłem usta dłonią, aby tylko nie zacząć krzyczeć. Coś było ze mną bardzo nie tak. Tylko terapia mogła mi pomóc. Postanowiłem w poniedziałek znaleźć jakiś gabinet i zapisać się do psychologa. Musiałem. Nie chciałem dłużej cierpieć sam.

Popatrzyłem z odrazą na puste opakowanie, ale jakoś zapanowałem nad płaczem. Lęki nie mogą mieć nade mną władzy.

Posprzątałem z łóżka śmieci, a potem wyjrzałem za okno. W pobliżu spacerował jakiś starszy pan z psem. Pomyślałem, że gdybym posiadał psa to na pewno nic by mi nie groziło. Ji Hoon nie zbliżyłby się do mnie wiedząc, że mam przy sobie wilczura albo innego dużego psa. Problem polegał na tym, że bałem się psów. Co za przekleństwo.

Odsunąłem się od okna, ledwo panując nad własnym chodem. Czułem się taki słaby, a zjedzenie całej tabliczki czekolady sprawiło, że poczułem lekkie mdłości. Spojrzałem na mokrą koszulkę, a potem zdjąłem ją i wyjąłem z szafy inną.

Cisza panująca w mieszkaniu bardzo mnie przygnębiała. Na zewnątrz była taka piękna pogoda, ale nie miałem zamiaru wychodzić. Udałem się do salonu i włączyłem jakiś program rozrywkowy. Oczy zaczęły mnie szczypać więc zamknąłem je na chwilę. Tak bardzo chciałem z kimś porozmawiać, przytulić się do kogoś. W pobliżu nie było nikogo kto podarowałby mi chociaż chwilę swojej uwagi i ciepła. Świat był naprawdę okrutny.

W telewizji nie było nic interesującego więc po namyśle wyłączyłem urządzenie i znowu pogrążyłem się w ciszy.

Nie wiem jak długo siedziałem, ale słysząc dzwonek do drzwi, pomyślałem, że to pewnie mama. Musiało być już późno. Ociężale podniosłem się z kanapy i poszedłem otworzyć.

- Kochanie, już jestem.- sapnęła mama, wchodząc do mieszkania z zakupami. Zdjęła buty, a ja patrzyłem na nią z radością. Jej widok tak bardzo poprawił mi humor, że przestałem rozmyślać o swoim poturbowanym ciele.- W mieście są takie kolejki, aż głowa boli.- jęknęła, podnosząc zakupy. Przelotnie pogłaskała mnie po włosach, a ja podążyłem za nią do kuchni.- Jadłeś obiad? - spytała.

- Nie byłem głodny, wolałem poczekać na ciebie.- szepnąłem cicho.

Mama zaczęła rozpakowywać zakupy, a potem uśmiechnęła się.

- Kupiłam dla ciebie.- trzymała w ręce truskawkową czekoladę, a ja poczułem mdłości.- Wiem, że przepadasz za tym.

Spuściłem wzrok, aby nie widziała mojej rozpaczy. Była dla mnie za dobra.

- Kochanie, jesteś jakiś blady.- zauważyła, a ja spojrzałem na nią spokojnie.

- Nie, wydaje ci się.- zapewniłem ją, a potem pomogłem jej wypakować resztę jedzenia. Cieszyłem się, że w końcu wróciła. Samotność była przytłaczająca.

- To chyba wszystko.- mruknęła, patrząc na mnie.- Podgrzeję zupę, bo umieram z głodu.

Starałem się zachowywać w jej towarzystwie radośnie, ale to wcale nie było takie proste. Mama nigdy po mnie nie krzyczała więc gdybym jej powiedział..

- Kochanie, spotkałam tego pana z psem.- powiedziała, spoglądając na mnie.- Mówił, że widział jak jacyś chłopcy stali pod naszym oknem. Przyszli do ciebie?

Zamarłem, patrząc na nią niespokojnie.

- Co? - mruknąłem, a dłonie zaczęły mi się pocić.- Nie, to nie do mnie mamo.

- Z nikim się nie spotykasz więc pomyślałam, że może to oni przyszli do ciebie.- zasugerowała, siadając naprzeciw mnie przy stole.- Po prostu się martwię, że jesteś samotny, skarbie.

Pokręciłem głową, posyłając jej delikatny uśmiech.

- Mamo, dobrze mi samemu.- skłamałem, a moje serce trochę zabolało.- Nie przeszkadza mi to.

- Boję się, że wpadniesz w depresję jak twój tata.- wyszeptała, a ja dostrzegłem w jej oczach bezdenny smutek.- Nie wiem co bym zrobiła gdybym miała stracić jeszcze ciebie.

Jej słowa tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie mogę jej wyznać żadnego swojego sekretu. Mogłaby się załamać, a nie chciałem żeby tak się stało. Musiałem poradzić sobie sam.

*************************************************************************************************

No, cóż chyba nie jest najgorzej;) Staram się wymyślić coś konstruktywnego żebyście się nie zanudzili czytając to;)







InnocentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz