Dni mijały nieubłaganie, co stanowiło zaskakującą odmianę. Nastąpiła przerwa, podczas której ludzie nie odchodzili. Zostało nas nieosądzonych tylko siedmiu. Reszta zdążyła opuścić zamek już parę dni wcześniej. Wszystko wydawało się ucichnąć, jakby królewski dwór czekał na nasz ruch.
Sylvia również więcej ze mną nie rozmawiała, jedynie przyglądając się mi z daleka. Idealnie grała zauroczoną w hrabi, a ten niczego nie podejrzewał. Czuł się bezkarny i wszechpotężny wobec kobiet tego miejsca i choć sprawiał wrażenie spokojnego, to w jego oczach rozpoznałem ten błysk, gdy każdego dnia siadaliśmy wspólnie do stołu. Jak dziecko cieszył się ze wszystkiego. Iskrzył zadowoleniem, jakby każdy bez wyjątku powoli wypełniał jego plan i popychał go do przodu.
Czas wolny spędzaliśmy razem w szklarni wśród kwiatów, gdzie zwykle wypoczywaliśmy, a czasami nawet rozmawialiśmy. W takich chwilach miałem wrażenie, jakby hrabia posiadał dwie całkowicie różne od siebie osoby, które jedyne co miały wspólnego to cel. Tak był właśnie w tym momencie. Ja leczyłem zaniedbane rośliny, a Tausa leżał na ławce, przyglądając mi się z daleka. Tym razem oprócz nas nikogo tam nie było, choć czasami nieopodal spacerowała Sylvia, obserwując nas ukradkiem.
Pochyliłem się nad drobną różyczką zaatakowaną przez jakieś paskudne choróbsko i skupiłem się na jej leczeniu. Uczucie było niewyobrażalne. Wydawało mi się, że zimne płatki śniegu spadają na całe moje ciało, delikatnie podrażniając skórę, a tak naprawdę to elficka stara magia, polegająca na wyciąganiu złej energii z roślin. Nauczył mnie tego jeden ze Starszych mojej wioski. Choć magia służyła tylko do leczenia kwiatów, krzewów i innej roślinności, to niejednokrotnie słyszałem, że Ci lepsi potrafią leczyć ludzi, elfy i krasnoludy, a wymagało to po prostu dużego skupienia i doświadczenia.
- Hej, co teraz robisz? – usłyszałem i odwróciłem się w stronę Tausy. Leżał przodem do mnie na brzuchu, uśmiechając się jak małe dziecko, które znalazło nowe źródło frajdy.
- Leczę różę. – odparłem krótko, a wtedy on wstał i podszedł bliżej, przyglądając się jak liście wracają do swojej naturalnej zielonej barwy, a płatki nabierają kształtów. Wyglądał na zadowolonego, gdy proces dobiegł końca.
- Fascynujące – stwierdził, po czym sięgnął po kwiat i zerwał go, raniąc się przy okazji kolcami. – Nie uważasz, że róże są wyjątkowe? Tak piękne, a jednak niebezpieczne. Trochę jak ty. – wyznał, obrywając łodygę z ostrych końcówek i wkładając mi ją za ucho.
Byłem niemal stuprocentowo pewien, że zrobiłem się czerwony jak płatki róży, ale spuściłem głowę i szybko odwróciłem się w przeciwnym kierunku. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedział.
- Uważasz, że jestem niebezpieczny? – stęknąłem, jakoś niekoniecznie się z tym zgadzając. Tak naprawdę byłem w tym wszystkim trochę żałosny. Nie potrafiłem uciec, obronić nikogo, a także w żaden sposób zaszkodzić Tausie.
- Niebezpiecznie blisko mnie do siebie przywiązałeś. – zaśmiał się perliście i objął mnie ramionami, zatapiając twarz w moich włosach i zaciągając się zapachem. – Powinieneś pamiętać, że jako elf masz niezwykłą zdolność uwodzenia samym spojrzeniem.
- Nigdy nie próbowałem tego Tobie zrobić... – westchnąłem, a on uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek, przyciągając ramionami do siebie.
- Na pewno nie świadomie – odparł cicho, po czym odsunął się i wstał, odwracając się na pięcie i ruszając w stronę wyjścia, a gdy był już przy drzwiach, spojrzał w moim kierunku i rzucił: - Idziesz czy nie?
CZYTASZ
Valmont Shadows (Yaoi Story)
Historia CortaŚwiat dzieli się na siedem różnych państw rządzonych przez ludzkich władców z pomocą Rady Nadnaturalnych. W jednym z nich, - ogromnym obfitym w zieleń Valmont - mieszka młody elf Laviah wraz z ukochaną bliźniaczą siostrą. Wszystko się zmienia, gdy p...