Rozdział 15 "Gra w Królową"

4.6K 385 83
                                    

Minęły zaledwie dwa dni, a oparzenia jakby zmalały. Tausa każdy dzień zaczynał od nasmarowania mnie jakąś dziwną lepką maścią, która skutecznie uśmierzała ból, a kończył na pocałunku składanym na moim czole, jakby w ramach przeprosin. Patrzył przy tym na mnie z cierpieniem w oczach. Miałem wrażenie, jak gdyby pod tą twardą i grubą warstwą zła, chował się wrażliwy chłopak niczym z bajki, którą mi wcześniej opowiedział.

Kilkakrotnie przyłapałem się na wspomnieniach tych nocy, podczas których w piwnicach hrabiego odnalazłem portrety, w tym jeden, który wyjątkowo zapadł mi w pamięci, a mianowicie chłopak, przypominający mi Tausę, ale jakby w mniej olśniewającej wersji. Chłopiec z portretu nie był jednak tak brzydki, jak mówiła bajka. Po prostu sprawiał wrażenie zwyczajnego, a nie budzącego tyle emocji, co obecnie Eden-Vane.

Zdarzyło mi się, że w ciągu ostatnich dwóch dni samodzielnie wstawałem i docierałem nawet do drzwi w celu wyjścia na zewnątrz, ale wtedy zjawiał się Tausa i odprowadzał mnie do łóżka. Później zostawał już aż do chwili, kiedy usnąłem, jakby w obawie, że zechciałbym uciec, co było głupotą. W moim stanie z ledwością potrafiłem wykonywać podstawowe ruchy ciała.

Nie miałem pojęcia, co działo się na górnym pokładzie, ani jak daleko w podróży jesteśmy. Tym samym nie wiedziałem też, co się stało z Erastem. Nie mogłem w żaden sposób tego sprawdzić, a pytanie Tausy było czystą głupotą. Jeśli do tej pory hrabia nie wiązał mojej ucieczki z Erastem, to po takim pytaniu, byłoby pewnym, że blondynowi coś mogło się stać.

Kiedy tak rozmyślałem nad całą tą sytuacją i rozważałem, czy podjąć próbę kolejnego wyjścia na górny pokład, drzwi do mojej kajuty otworzyły się, a do środka wszedł Tausa. Trzymał tacę z jedzeniem. To również zawierało się w codziennym rytuale. Smarowanie oparzeń maścią, posiłki pięć razy dziennie i czuwanie.

Mężczyzna podszedł bliżej i usiadł na łóżku, ostrożnie stawiając tacę na moich kolanach. Potem tak jak zawsze pomógł mi jeść, przyglądając mi się z uwagą.

- Niedługo dotrzemy na miejsce. – wyjaśnił po dłuższej chwili ciszy. Uniosłem głowę, aby wyjść mu spojrzeniem na przeciw i zobaczyłem, jak nieśmiało uśmiecha się, podając mi pod usta łyżkę zupy. – Tam gdzie będziemy jest niezwykle pięknie. Spodoba Ci się.

Zaufałem mu w tej kwestii i powoli zjadłem podawany przez niego obiad, słuchając dalszych opowieści o dworze, na który zmierzaliśmy.

~✿~

Następnego ranka usłyszałem głośne dudnienie, szmer i tupot stóp. Szybko wydedukowałem, że dotarliśmy do celu. Gwar na górnym pokładzie zdawał się być większy niż zwykle, a to oznaczało, że coś musiało się dziać. Nic innego prócz tego nie przychodziło mi do głowy.

Moje obawy szybko się potwierdziły. Kilka minut potem do kajuty wpadł Tausa. Wyglądał na skupionego, gdy gorączkowo zaczął mnie przebierać w jakieś cieplejsze szaty. Gdy byłem już gotowy, hrabia zajął się pakowaniem do torby podróżnej wszystkiego, co mu wpadło w ręce. W końcu i bagaż był w pełnej gotowości.

- Dotarliśmy do Quitaque, stolicy Valmont. – oznajmił cicho, po czym wyciągnął w moim kierunku rękę. Ostrożnie złapałem go za dłoń, a on podciągnął mnie w górę i pozwolił złapać się pod ramię, aby pomóc mi iść. Choć oparzenia już mi tak bardzo nie dokuczały, wciąż byłem mocno wyczerpany, a gorączko mimo, że osłabła, dalej utrudniała mi wiele czynności.

Tausa wyprowadził mnie na górny pokład, a gdy tylko zobaczyłem jasne Słońce, dotarło do mnie, jak długo nie byłem w stanie wyjść sam. Rozejrzałem się uważnie dookoła. Większość marynarzy była już na brzegu z wielkimi skrzyniami z towarami. Kapitan Lockhart stał przy sterze, a gdy nas zobaczył, skinął głową i uśmiechnął się delikatnie.

Valmont Shadows (Yaoi Story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz