Rozdział 11 "Zemsta Leviathana"

6.1K 420 136
                                    

                W dzień wyjazdu wszystko wydawało się ciągnąć w nieskończoność. Siedziałem na ziemi w sypialni przyglądając się porozrzucanym dookoła ubraniom. Hrabia kazał zabrać mi jak najwięcej eleganckich szat, mając na uwadze, że dużo czasu mieliśmy spędzać na bankietach. Od momentu mojego przybycia do Elk Mound nazbierało się ich bardzo dużo. Większość z nich miała jakiś odcień zieleni lub błękitu, dlatego nie musiałem się długo zastanawiać nad wyborem. Wpakowałem do przygotowanej przez służbę torby jak najwięcej, z ledwością ją dopinając.

Gdy bagaż był już gotowy, wstałem z ziemi i podszedłem do okna, odsuwając delikatne koronkowe firanki i wyglądając na zewnątrz. Przed zamkiem stał już powóz. Była to nieduża czarna karoca z ogromnymi kołami, dużymi oknami okrytymi fioletowymi zasłonami i miejscem dla woźnicy. Przed nim stały dwa dumne białe konie przygotowane do drogi.

Szybko odszedłem od okna, podczas gdy w tej samej chwili drzwi do sypialni otworzyły się, a do środka wszedł Tausa. Wyglądał na zaniepokojonego, ale gdy dostrzegł, że jestem już gotowy, uśmiechnął się i wskazał, bym poszedł za nim. Poprawiłem swoją szatę i ruszyłem, po drodze łapiąc za walizkę. Była niezwykle ciężka, ale starałem się nie dać tego po sobie poznać.

Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, hrabia zaczął opowiadać mi o tym, jak wygląda życie na dworze królewskim oraz, że nie powinienem się denerwować niczym, bo ludzie na bankietach królewskich są dużo bardziej sympatyczni niż Ci z Balu Księżycowego. Przy tej uwadze wzdrygnąłem się nieznacznie.

Sytuacja stała się podbramkowa, gdy dotarłem do schodów. Wraz z ciężką torbą powoli zacząłem schodzić, jednak widząc moje nieudolne próby zejścia w dół bez upadku, Tausa wyrwał mi bagaż i bez problemu uniósł go i zniósł na sam dół, tak, jakby ważył zaledwie tyle co piórko. Zaskoczony podążyłem za nim i dopiero gdy znaleźliśmy się obok powozu, hrabia oddał walizkę woźnicy i wszedł do środka karocy, wskazując, abym poszedł w jego ślady.

Powoli wdrapałem się po schodkach do środka i usiadłem naprzeciw niego. Było tam mało miejsca, ale wystarczająco dla dwóch osób, dlatego od razu ułożyłem się w rogu, odpływając myślami.

- Zaraz ruszamy. – oznajmił hrabia, a zaledwie parę sekund później konie ruszyły, wprawiając koła powozu w ruch i powodując tym samym delikatne drganie. Dało się przyzwyczaić, dlatego nie zważając na obecność Tausy, pozwoliłem sobie przysnąć na boku, w myślach żegnając się z Elk Mound, ponieważ do połowy zaciągnięte fioletowe firanki kompletnie przysłaniały mi widok.

~✿~

- Lavi... – usłyszałem czyiś miękki niski głos, a po chwili delikatny pocałunek w policzek. Powoli przetarłem oczy ręką i rozejrzałem się dookoła, próbując określić, gdzie się znajdowałem. Chwilę później zorientowałem się, że siedzę w powozie, a patrzy na mnie zatroskany Hrabia. – Wybacz, że Cię budzę, ale czeka nas przesiadka na statek.

- Statek? Będziemy płynąć? – zapytałem zaskoczony, a on uśmiechnął się, złapał za nadgarstek i wyciągnął na zewnątrz. Natychmiast zaniemówiłem, nie mogąc się napatrzeć na ogromny okręt. Nie byłem w stanie określić, czy był to jakiś konkretny model, ponieważ to był pierwszy raz, gdy miałem okazję zobaczyć taką machinę. Miał niesamowicie wielkie szare żagle z wizerunkiem węgorza podciągnięte wysoko w górę oraz długi dziób, będący przydłużeniem szabli wielkiego posągu przedstawiającego syrenę. Był to swego rodzaju wyjątkowy widok, gdyż córki morza zamieszkiwały tylko wody blisko portowych miast Allury takich jak Englevale Bay czy Antora Bay i tylko te. Mówiono, że tam znajduje się najczystsza tafla, a warunki są niezwykle sprzyjające żywotowi morskich stworzeń.

Valmont Shadows (Yaoi Story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz