Szłam chodnikiem, mijając ludzi, którzy jak zwykle gdzieś się śpieszyli. Ręce trzymałam w kieszeniach bluzy, a butem kopałam mały kamyk, który akurat napatoczył mi się pod nogi. Szłam do księgarni, żeby kupić książkę. Tak wiem jak to niedorzecznie brzmi, ale nie będzie ona służyła do celów rozrywkowych. Chcę kupić książkę kucharską. Mam nadzieję znaleźć tam jakieś starodawne potrawy.
Pomimo obolałych mięśni dzielnie szłam przed siebie. Na dzisiejszym treningu Steve rzeczywiście dał mi wycisk. Postanowiłam jednak pójść na piechotę, bo księgarnia wcale nie była, aż tak daleko, więc nie opłacało się jechać samochodem.
Po krótkiej chwili doszłam do celu. Mały dzwoneczek wiszący nad drzwiami obwieścił moje wejście. Sklep nie był za duży, parę półek stało po brzegi wypełnionych książkami. Przechodziłam między regałami poszukując książek kucharskich. W końcu udało mi się je znaleźć, ale do przejrzenia zostały jeszcze same egzemplarze. Większość z nich przedstawiała przepisy na jakieś nowe, zmyślne dania. W moje ręce z trudem i po długich poszukiwaniach wpadła książka z tradycyjnymi potrawami.
Ruszyłam do kasjera, żeby zapłacić, ale przy kasie spotkała mnie niespodzianka.
- Czterdzieści dolarów - powiedział młody mężczyzna. Widać było, że to nie jest praca jego marzeń.
- Co?! Czterdzieści dolarów za książkę kucharską? Tamte kosztują o połowę mniej - wskazałam na inne egzemplarze, które jednak nie odpowiadały moim wymaganiom.
- To edycja limitowana - stwierdził znudzonym głosem sprzedawca.
- Kupuje pani tę książkę czy nie? - niecierpliwił się za mną jakiś starszy pan.
Westchnęłam i podałam sprzedawcy pieniądze, po czym wyszłam ze sklepu. Obejrzałam książkę ze wszystkich stron, nie wyglądała jakoś niezwykle, a już szczególnie jak na te czterdzieści dolarów.
Do domu postanowiłam wrócić przez park. Przynajmniej popatrzę sobie na trochę zieleni, a nie na wiecznie spieszących się ludzi i jeżdżące wkoło samochody. Szłam sobie spokojnie alejkami i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeden szczegół. Jakieś dziesięć metrów przede mną stało trzech młodych mężczyzn. Blondyn, szatyn i brunet, najwyraźniej o czymś rozmawiali. Jeden z nich wydał mi się znajomy, ale nie rozpoznałam go od razu. Gdy tylko skojarzyłam, że znam tego cholernego blondyna, szybko ukryłam się za najbliższym drzewem. Niestety gościu mnie zobaczył i teraz pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że mnie nie rozpoznał.
Nic się nie działo, więc po chwili wyjrzałam zza drzewa, ale w miejscu, w którym przed chwilą stali mężczyźni nie było po nich śladu. Nigdzie indziej także ich nie dostrzegłam. Zmarszczyłam brwi. Czyżby tak szybko zdążyli odejść?
Podskoczyłam przestraszona, kiedy ktoś przerwał moje obserwacje, łapiąc mnie za ramię. Cholera, czyli jednak mnie rozpoznał. Przede mną stał najbardziej irytujący człowiek, jakiego dane mi było poznać - David Henderson. Poznałam go na tym głupim bankiecie, na który zabrał mnie Stark, kilka miesięcy temu. Spędziłam z nim jeden wieczór, który zresztą był w czołówce najgorszych wieczorów w moim życiu. Miałam ochotę jak najszybciej się zmyć, ale mając drzewo za plecami, tego dupka na przeciwko i jego dwóch koleżków po bokach, miałam odciętą drogę ucieczki.
- No proszę kogo ja widzę - odezwał się Henderson. - Dawno się nie spotkaliśmy, już prawie o tobie zapomniałem.
- Szkoda, że tylko prawie - wypaliłam, a na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
- No proszę, dalej jesteś taka wygadana jak kiedyś - nawet nie starał się udawać miłego.
- A to co? - zapytał jeden z jego kolegów i wyrwał mi książkę, zanim zdążyłam zareagować. - Oo, no proszę kuchareczka - zaśmiał się, a ja natychmiast odebrałam mu swoją własność.
CZYTASZ
Avengers: The Past is Back.
Fanfiction[II część serii Avengers] Człowiek zaczyna żyć, gdy przestaje męczyć go przeszłość. Alex przyzwyczaiła się do nowego życia i do ludzi, którzy ją otaczają. Co się jednak stanie, gdy niespodziewanie przeszłość da o sobie znać? Bolesne wspomnienia pow...