16

5.4K 381 71
                                    

Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Biegłam przez las, całkowicie na oślep; nie patrząc dokąd zmierzam. Quinjeta zostawiłam gdzieś na skraju lasu, po niezbyt miękkim lądowaniu. Wokół nie było żadnych ludzi, żadnej cywilizacji.

Przedzierałam się przez krzaki i zarośla już dobre pół godziny. Miałam podrapane nogi, ręce, twarz. Pomimo tego cały czas biegłam jak najszybciej mogłam, jakbym chciała uciec od tego wszystkiego, chociaż wiem, że to niemożliwe. Łzy mimowolnie leciały po moich policzkach, zamazując przy tym pole widzenia. 

W końcu natknęłam się na małą polanę w środku lasu. Wbiegłam na jej środek i upadłam na kolana, przytrzymując równowagę rękoma opartymi o ziemię. Łzy zalały całą moją twarz, a z moich ust wydobył się szloch. Zacisnęłam ręce w pięści. Czułam jak całe moje ciało się trzęsie pod wpływem skumulowanej energii.

Dlaczego on mi to zrobił?

Krzyk pełen bólu wydarł się z mojego gardła. W tym samym momencie energia, która tak długo się we mnie zbierała, wręcz wybuchła naokoło, uchodząc z mojego ciała i łamiąc najbliższe drzewa.

Resztkami sił jakie mi pozostały podniosłam się z ziemi. Byłam zrozpaczona, wściekła, rozczarowana, zawiedziona i smutna. Emocje wręcz rozsadzały mnie od środka. Wyciągnęłam przed siebie poranione ręce i zaczęłam się rozładowywać na otoczeniu. Wyrywałam i łamałam drzewa, rzucałam pniami, łamałam gałęzie i uderzałam kamieniami o ziemię. Przy tym żałosne łkanie wciąż wydobywało się z moich ust, a łzy nie przestały lecieć po moich policzkach.

Kiedy wszystko wokół wyglądało jak pobojowisko, z powrotem upadłam na ziemię. Nie miałam już czym płakać, a własne ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Byłam wyczerpana jak jeszcze nigdy. W głowie szumiały mi słowa.

Wszystko ci wyjaśnię... 

Położyłam się na ziemi, widząc, że przed oczami pojawiają mi się czarne plamy.

Musiałem upozorować swoją śmierć...

Głowa wręcz pulsowała mi od ogromnego bólu. Czułam się jakbym traciła przytomność i zasypiała jednocześnie.

 Alex... Alex!

Po chwili odpłynęłam zupełnie.


~*~


Narrator:

- Słucham?! - krzyknął wściekły Stark. - Chyba sobie żartujesz!

Wszyscy znajdowali się w sali konferencyjnej, gdzie Fury wyjaśniał całą sytuację.

- A niby co według ciebie miałem zrobić?

- No nie wiem... Może powiedzieć prawdę?!

- Prosiłeś mnie, żebym ochronił twoją bratanicę bez względu na konsekwencje. Spełniłem twoją prośbę, ale reszta nie zależała ode mnie. Dałem chłopakowi wybór - powiedział spokojnie mężczyzna.

- I to był twój błąd - rzucił Stark kierując się do wyjścia. - Jeśli coś jej się stanie, smarkacz pożałuje, że się urodził - powiedział i opuścił pomieszczenie.

Steve i Bruce mieli zmartwione miny, a Bucky wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Fury westchnął.

- Jeśli chodzi o dziewczynę, robi się strasznie zdenerwowany - powiedział.

- Nie ma się co dziwić. To jego jedyna rodzina - odrzekł Kapitan.

I miał rację. Szatynka była jedyną rodziną, jaka pozostała Anthony'emu Stark'owi, nie licząc oczywiście grupy Avengers. Nie zamierzał, więc dopuścić, do tego, by coś jej się stało.

- Jarvis, zbroja - powiedział wchodząc szybkim krokiem do hangaru. Niemal natychmiast jego ciało pokryło się czerwono-złotym pancerzem. Iron Man wzniósł się w powietrze i wyleciał z hangaru.

- Ustal gdzie znajduje się teraz odrzutowiec, który zabrała Alex - odezwał się ponownie do sztucznej inteligencji.

- Namierzenie jest niemożliwe. Dane są zablokowane.

- To je zhakuj - odezwał się zniecierpliwiony brunet. - Wszystko muszę ci mówić? - zapytał retorycznie.

Po chwili usłyszał odpowiedź.

- Informacje zhakowane. Podaję współrzędne, sir.


*w tym samym czasie*


- Powiedziałeś jej?! - zapytał zdenerwowany blondyn.

- Niczego jej nie powiedziałem - odpowiedział spokojnie szatyn.

- To ciekawe skąd się znalazła w moim biurze, po drugiej stronie Helicarrier'a?

Andrew milczał, dalej robiąc coś w komputerze, więc Ethan wciąż zły odszedł szybkim krokiem, uznając, że nie ma sensu ciągnąc tej rozmowy.

Po chwili zjawił dyrektor T.A.R.C.Z.Y.

- To chyba twoje, co Wright? - zapytał rzucając na biurko przed szatynem, kawałek papieru. - Chyba nie muszę pytać jak dostało się w ręce Brooke.

Szatyn wziął do ręki kartkę i spojrzał na nią.

- Przepraszam szefie, musiałem to zgubić w magazynie.

- Można i tak to nazwać - przytaknął czarnoskóry, a chłopak spojrzał na niego zdezorientowany. - Myślisz, że uwierzę, że jeden z najlepszych agentów, zgubił tak ważne informacje? - wytłumaczył widząc wzrok chłopaka. - Zresztą, kto tu mówił coś o magazynie.

Szatyn zacisnął usta w wąską linię nie wiedząc co powiedzieć.

- W każdym razie cieszę się, że dziewczyna w końcu poznała prawdę - powiedział dyrektor i odszedł, zostawiając chłopaka samego. Andrew westchnął, po czym zgniótł kartkę i wyrzucił do kosza na śmieci. W końcu po co mu mapka i kod, które doskonale pamięta?


~*~


Iron Man leciał zdeterminowany na przód. Oddalił się już bardzo od Nowego Jorku, a do przebycia została mu jeszcze prawie połowa trasy. Wciąż nie mógł uwierzyć w słowa Fury'ego. Wiedział jak jego bratanica cierpiała z powodu tego chłopaka. Wiele razy widział ją już w złym stanie psychicznym i teraz był naprawdę zmartwiony. Jak to się potoczy tym razem? Czy może już się coś stało? W końcu odrzutowiec już dobrej godziny znajdował się w tym samym miejscu...


W końcu doleciał na skraj lasu. Tam znajdował się quinjet, który wyglądał jakby był, co najmniej, lekko uszkodzony.

- Jarvis - odezwał się Stark.

- W środku nikogo nie ma - poinformowała go sztuczna inteligencja.

Brunet zacisnął szczękę i obniżył lot, chcąc dostrzeć jak najwięcej. Wypatrywał dziewczyny wśród drzew. Po chwili zatrzymał się gwałtownie, zawisając w powietrzu.
Pod nim znajdowało się istne pobojowisko.
Drzewa były połamane i powyrywane z ziemi. Wszędzie walały się mniejsze lub większe gałęzie i kamienie. A ziemia wyglądała jakby była przekopana, z powodu powyrywanej trawy. Tylko na środku, dawnej polany znajdowało się trochę trawy, na której leżała dziewczyna.

Widząc to, brunetowi ze strachu szybciej zabiło serce. Błyskawicznie podleciał i wylądował obok dziewczyny. Rozsunął maskę, ukazując tym samym przejętą twarz. Przyjrzał się dokładnie szatynce. Na jej rękach i twarzy zauważył zadrapania.

- Alex - powiedział, ale dziewczyna nie zareagowała. - Jarvis zrób skan - rozkazał.

Cienka, niebieska wiązka światła padła na dziewczynę, skanując jej ciało od góry do dołu.

- Wszystkie parametry życiowe oprócz oddechu niebezpiecznie podwyższone. Szczególnie temperatura ciała. Nie mogę jednak ustalić z jakiego powodu, sir.

- Cholera - mruknął brunet sam do siebie. - Jarvis wracamy - zakomunikował mężczyzna, po czym wziął dziewczynę na ręce i wzniósł się w powietrze.

- Czy wyznaczyć trasę na Helicarrier, sir?

- Nie ma mowy, wracamy do wieży - odpowiedział.


Avengers: The Past is Back.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz