Poradnik Komplikowania Walentynek
Peter's POV
Oparłem głowę o zimną taflę szyby. Szklanka, którą trzymałem, pękła pod naciskiem mojej dłoni i rozleciała się na milion szklanych odłamków, pozostawiając na skórze czerwone rysy. Oddychaj, stary, oddychaj. Nie mogłem odpędzić od siebie wizji stalowego spojrzenia Missy, które nie wyrażało zupełnie nic. Było idealnie obojętne i zabolało mnie o wiele, wiele bardziej niż te pieprzone zadrapania na dłoni. Już miałem roztrzaskać kolejną szklankę, kiedy otaczającą mnie ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Zamarłem, przelatując spojrzeniem przez poprzewracane krzesła, resztki serpentyn zwisających bezwładnie z okien, kałużę szampana na podłodze i bitą śmietanę kapiącą z żyrandola, na kawałku pizzy przylepionym do ekranu telewizora kończąc. Zebrałem wszystkie "za" i "przeciw", decydując się jednak na otworzenie furtki do domu rodziców Mi. Ruszyłem w kierunku drzwi, zostawiając za sobą krwawą ścieżkę. Wyjrzałem przez wizjer. Przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to, co widzę, ale szyderczo uśmiechnięta gęba Jaya nie chciała zniknąć z przed moich oczu. Co on tu robi?! Nie, to niemożliwe.
- Otwórz, Peter, wiem, że tam jesteś. - jego ochrypły, niski głos wbił się w mój umysł, przeszywając jak promienie rentgena. - Jeśli mnie nie wpuścisz, wyważę je.
Och nie. Państwo McPhee będą tu za niecałe czterdzieści minut. Nie mogę teraz zaryzykować zdewastowania ich posiadłości do reszty. Przekręciłem zamek, uchylając drzwi na cienką szparkę. Ukryta w cieniu czarnego kaptura twarz wydawała się teraz jeszcze bledsza, niż zazwyczaj, doskonale uwidaczniając tusz tatuaży na ramionach i szyji.
- Mądra decyzja. - wykrzywił się w półuśmiechu, który nadał mu demonicznego wyglądu. Bezceremionalnie odsunął mnie na bok, przekraczając próg przedpokoju. Czułem od niego zapach dymu papierosowego, drogiej wody kolońskiej i krwi. Czyli jego stała mieszanka, od której zakręciło mi się w głowie.
- Czego chcesz? Dostarczyłem akta na czas. Jeśli Rika po prostu wam ich nie...
- Cicho! - warknął, rozsiadając się w fotelu, jakby niezauważając otaczającego nas bałaganu. Założyłem ręce na piersi. - Gdzie ta krety...
- Zamknij się, Jay. - syknąłem, napinając mięśnie na całym ciele. Odpowiedział mi urywany, diaboliczny śmiech, który rozniósł się echem po całym pokoju.
- A więc, gdzie Missy? - ponowił pytanie, jakby choć trochę go to interesowało. Bezwiednie wywróciłem oczami. - Dobrze, przejdźmy do sedna. - spoważniał, zapalając fajkę.
- Cholera, zgaś to! Ona od razu wyczuje, że tu byłeś. Ja nie palę. - przerwałem mu, wyrywając z dłoni papierosa i miażdżąc go obcasem.
- Słuchaj, Peter. - podniósł się gwałtownie. - To, że jestem twoim ojcem, nie znaczy, że nie mogę cię zabić. Więc nie pozwalaj sobie na zbyt wiele. - dmuchnął mi dymem w twarz. Poczułem, jak tracę powietrze. Znów to powiedział. Znów mam wrażenie, że spadam w dół, w dziurę bez dna. Dlaczego ciągle mi to robi?
- Nigdy nie byłeś moim ojcem i nigdy nim nie będziesz. - wydusiłem cicho, coraz mocniej zaciskając zęby, aby powstrzymać się od wydrapania mu oczu.
- A ty nigdy nie byłeś moim synem. Ale łączą nas więzy krwi, nie zapominaj o tym. Jesteś taki sam, jak ja. - jasnoniebieskie, prawie białe tęczówki błysnęły złowrogo. - Nie po to szedłem taki kawał, żeby odbyć z tobą rodzinną pogawędkę, Peter. Nie jesteś już częścią mojej rodziny, nic dla mnie nie znaczysz. Chcę tylko jednego. Mój syn, jakkolwiek beznadziejny by nie był, nie będzie spotykał się z siostrą tej szmaty. Vievienne to przeszłość. Masz zerwać kontakt z przeszłością. Koniec z wami. Zrób to, zanim z nią skończę, bo potem będzie bardziej bolało, dobrze ci radzę. Do tego czasu zdążysz o niej zapomnieć, a kiedy będzie już martwa, nawet nie przypomnisz sobie jej imienia.
CZYTASZ
Poradnik Komplikowania Walentynek
Misterio / SuspensoJak w prosty sposób skomplikować walentynki? Oj, długo by wyliczać. Jeśli chcecie być oryginalni to najłatwiej pomylić bukiety i dać ukochanej ten z ukrytym towarem dla tajemniczej grupy przestepczej. Drugi, z bilecikiem "Kocham na zawsze" powinien...