Rozdział XXIV

166 23 9
                                    

Poradnik Komplikowania Walentynek

Missy's POV

- Mi, jedz. Kawa totalnie wystygła. Nie znoszą zimnej kawy. - marudził Tom, jedząc piątą kanapkę. Wzruszyłam ramionami, jednocześnie analizując swoje zachowanie w myślach. Do kuchni co rusz wpadał ubrany w czarną skórę osobnik, ale Franky nie dopuszczał ich do głosu, uparcie podgłaśniając Don't Stop the Music. Nie słyszałam słów. Miałam świadomość, że rozbrzmiewają na całe pomieszczenie (co potwierdzała cierpiętnicza mina Slatera), lecz nie potrafiłam odróżnić poszczególnych wyrazów. Kątem oka widziałam, że Tom na zmianę z Lou i Franky'm rzucają w moją stronę zmartwione spojrzenia, przez co poczułam się jeszcze gorzej. Mechanicznym ruchem przysunęłam kubek do ust, żeby nie pogarszać sytuacji, i zastygłam w tej pozie, ponownie izolując się od otoczenia.

Nie wiedziałam, co tak naprawdę czuję, ale wiedziałam, że to coś jet bardzo, bardzo nieprzyjemne. Dokładnie tak, jakby ktoś prasował moją czaszkę żelazkiem. Och, jestem beznadziejna w porównaniach.

- Muszę się zmywać. Franky, o dziewiątej masz godzinę na lunch, ale pamiętaj, żeby zmienić się z Sheilą. - odchrząknął Tom, wstając od stołu, chociaż nikt go nie słyszał ze względu na coraz wyższe dźwięki dobiegające z głośników.

- Wyglądasz strasznie. - wyznał Louis, gdy już zostaliśmy sami.

- Dziękuję, Lou. Zarażasz optymizmem.

- Jak zwykle. Miałem na myśli, wyglądasz tak, jakby ktoś wyssał z ciebie Missy i zostawił bezosobowy organizm. - poprawił się.

- Chyba właśnie tak się czuję.

Przez chwilę, beznadziejnie długą chwilę, panowała całkowita cisza (jeśli nie liczyć włączonego radia, ale wiecie, co mam na myśli. To ten rodzaj ciszy, który usilnie próbujesz przerwać, ale nie przychodzi ci do głowy żaden sensowny temat do rozmowy).

- Mam robotę. - wydusił w końcu Lou. Kiwnęłam głową. - Naprawdę chciałbym z tobą zostać, ale...

- Och, tak, Lou. Oczywiście, że chciałbyś pić zimną kawę z torebki z kimś, komu dwa dni temu zmarła siostra. Tyle wspólnych tematów. Taka świetna atmosfera. Idealnie.

- Wyczuwam ironię. - uśmiechnął się, cmokając mnie w czoło. Patrzyłam, jak wkłada brązową kurtkę i zapina pasek podtrzymujący nóż na jej wewnętrznej stronie.

Dziesięć minut później kuchnia zapełniła się czarnolubnymi koleżkami Slatera, którzy mrozili mnie spojrzeniami, uwagi wymieniając jedynie między sobą, więc czym prędzej zmyłam się do drugiego skrzydła, niezauważona przez nikogo.

Peter's POV

- Panie, nie dałoby się szybciej? Trochę mi się śpieszy. Kurewsko mi się śpieszy. A pan odlicza te drobne już trzecią minutę. - jęknąłem, z nudów dziurawiąc długopisem plastikowe nakładki do herbaty z automatu.

Kasjer na stacji benzynowej nawet nie drgnął, spokojnie sumując garść ćwierćdolarówek.

- Dwanaście pięćdziesiąt reszty. - stwierdził w końcu flegmatycznie, wciskając mi pieniądze w dłoń. - Dziękujemy za wybranie naszych stacji benzynowych Hanzas-Oil i zapraszamy ponownie.

- Nie ma za co. Wasze stacje benzynowe Hanzas-Oil odznaczają się szybkością serwisu i energią bijącą od pracowników. - posłałem mu krzywy uśmiech,  po czym poprułem w kierunku drzwi, ukrytych za lawiną atrakcyjnie przecenionych płynów do mycia szyb. Plułem sobie w brodę, za swoje wrodzone lenistwo, które nie pozwoliło mi zatankować z samego rana i proszę, o to efekty. Spojrzałem na zegarek, obliczając, ile czasu straciłem, drugą ręką szarpiąc się z kluczykami od samochodu.

Poradnik Komplikowania WalentynekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz