8 - „Czy możesz zaufać mi chociaż jeden, pierdolony raz?"

61 7 7
                                    

– Gideon jest w domu?

Charlotte niemal straciła panowanie nad autem, słysząc pełne zaskoczenia pytanie syna. Wszyscy byli doskonale świadomi przyjazdu jej byłego męża, ale tak namacalny dowód, że faktycznie dzielił ich zaskakująco mały dystans, powodował u niej dziwny rodzaj paniki. Nie była na to gotowa, szczerze wątpiła, aby ktokolwiek z ich rodziny był. Jednak taki wyglądał fakt, a ją dzieliły prawdopodobnie godziny, jak nie minuty, od ponownego spotkania z byłą miłością. Chyba jeszcze nigdy nie towarzyszył jej tak wielki stres, jak w tym momencie. Nawet podczas ich pierwszego spotkania, podczas którego od razu złapali wspólny język.

– Sztab jego pionków od brudnej roboty, który właśnie plądruje chatę, sprawdzając, czy przypadkiem go nie zabijemy, owszem. Po nim nie ma na razie śladu. Myślisz, że zrozumieją żart, jeśli rzucę, że wolałabym udusić go poduszką, czy lepiej nie ryzykować?

– Jeżeli zapytają cię o cokolwiek, milcz. I lepiej nie groź śmiercią członkowi rady, bo zabiją cię za spiskowanie oraz próbę zamachu.

– To nie policja, tylko... soreczka, jak wy się tam? – Jej głos znowu brzmiał ciszej, gdy odsunęła od ucha telefon, kierując pytanie do jednego z towarzyszących jej mężczyzn. – Departament bezpieczeństwa coś tam rady coś tam. O i próbowałam być cicho, to mówili, że prawo do zachowania milczenia działa tylko u ludzi i w przypadku normalnej policji, a brak odpowiedzi na zadawane pytania skutkuje karą. Nadal bawi mnie to, że tak normalnie sobie weszli, niby prawo jest takie twarde, a jednak wygląda jak bezprawie. Kto by pomyślał, że ludzie mają więcej przyzwoitości od nas?

– Nawijasz jak najęta, licząc, że im się to znudzi prawda? Czy aż tak się stresujesz?

– Nieee, skąd ten pomysł? Przecież to całkowicie normalne, że obcy faceci plądrują każdy centymetr rodzinnego domu i... ja przepraszam bardzo, ale jak już coś ściągacie, to może fajnie odłożyć na miejsce? Nie? Nie chce mi się tego znowu stawiać, no ludzie.

– Dobra, zamknij się już, z nimi nie ma żartów, a jeszcze tobie brakuje kłopotów. Niech robią, co chcą, mama już wjeżdża na podjazd.

Nicole miała dość tego, co ostatnio działo się w jej życiu. Zerwanie z chłopakiem to jedno, rodzinne kłótnie oraz drobne sprzeczki drugie. Była na skraju załamania psychicznego przez dręczące ją koszmary, a teraz do tego wszystko dochodził jeszcze ojciec oraz fakt, że jego wizyta kolejny raz wywracała życie całej rodziny do góry nogami. Niepokoiło ją to, jak nieznajomi ludzie szperali w każdej rzeczy, szukając na siłę drugiego dna oraz potwierdzenia tezy, że jednego z ważniejszych członków rady faktycznie czekało tu niebezpieczeństwo. Bo nie czekało. Okej, gotowa była na możliwą awanturę, gdy tylko mężczyzna przekroczy próg swojego dawnego domu, ale czy to była zbrodnia? W jakiś sposób rodzinne konflikty musieli rozwiązywać nawet tak wysoko postawieni członkowie rady jak właśnie Gideon Smith. Wątpiła, że w każdym przypadku udział brały osoby trzecie, bo akurat tym razem coś mogło wyjść spod kontroli, zwiastując niebezpieczeństwo.

Poczuła ogromną ulgę, gdy do domu wróciła matka oraz Victor. Miała wrażenie, jakby z jej ramion spadł ogromny ciężar, przez co odetchnęła głośno, opierając się o podłokietnik kanapy. Czuła mdłości na myśl o tym, że ojciec mógł lada moment wejść do domu. Pewnie zachowywałby się, jak gdyby nigdy nic, a w najgorszym przypadku byłby na tyle bezczelny, aby poruszyć pozornie zamknięty temat. Była jednak zbyt zraniona jego odejściem oraz całkowitym urwaniem kontaktów. W końcu wiedział, na co się pisał, płodząc dwójkę dzieci. Mógł mieć chociaż odrobinę przyzwoitości, żeby chociaż udawać odrobinę zainteresowania.

Chciała uciec do swojego pokoju, jednak czuła, że przez dogłębne przeszukanie go długo nie będzie stanowił on jej bezpiecznej przestrzeni. Nawet obraz namalowany z Victorem przestał dawać jej nadzieję, a myśl, że obce dłonie dotykały niemal każdego zakamarka jej pokoju, obrazów oraz szkiców, powodowała u niej ogromną złość. Wiedziała jednak, jak to wszystko wyglądało i bez względu na poirytowanie oraz głębokie pragnienie wszczęcia awantury, dla własnego bezpieczeństwa musiała siedzieć cicho.

O jeden sekret za dużoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz