24 - „A więc ten mały wybryk dotarł w końcu do tatusia?"

53 3 1
                                    

Victor nie odpisywał na wiadomości ani nie odbierał telefonu. Nicole nie była tym jednak zdziwiona, chociaż pięć esemesów oraz trzy wiadomości na skrzynce pozostawiały zupełnie inne wrażenie. Do szału doprowadzało ją siedzenie w domu i bezczynność. Dwukrotnie zakładała buty, decydując, że wreszcie pójdzie do szpitala, aby zobaczyć matkę, w jakimkolwiek stanie była. Za każdym razem jednak nie potrafiła przemóc się, aby opuścić rodzinny dom.

Nienawidziła wpływu, jaki miał na nią Gideon... albo to siebie nienawidziła za fakt, że mimo wszystko bała się go na tyle, aby potulnie go słuchać.

Ostatnie pudło z piwnicy szybko znalazło się na podłodze przy kanapie. Po godzinach bezczynnego siedzenia postanowiła wreszcie zrobić to, co odraczała od rozpoczęcia wakacji, a wysłanie wiadomości do Willa, pierwszej od dnia ich rozstania, w niezrozumiały sposób nadal bolało. Ukłucie żalu, podczas gdy mimochodem zauważyła stare wiadomości pełne wyznań miłości oraz te ostatnie przed tym, jak ich związek definitywnie się skończył, przyniosły ze sobą wspomnienia chwil lepszych oraz gorszych. Tych, które kiedyś udowadniały jej, jak bardzo mogła na nim polegać. I pomimo obietnicy wsparcia w każdej sytuacji, bo przecież zerwanie nie musiało wcale zmieniać między nimi niemal nic, w praktyce obserwowała, jak to faktycznie wyszło.

Willa nie było, gdy dowiadywała się o wypadku matki. Nie było go nawet, gdy sama niemal utonęła w pobliskim jeziorze. Nie było go podczas tłumienia żalu do ojca ani w trakcie ich pierwszej konfrontacji od lat. Stał się wspomnieniem chwil dobrych oraz tych gorzkich, pełnych żalu. Słowami wyrzuconymi w momentach załamań oraz niespełnioną obietnicą. Will był już tylko i wyłącznie przeszłością.

Dzwonek do drzwi wyrwał ją z chwilowego zawieszenia, gdy myślami błądziła po najróżniejszych wspomnieniach, wpatrując się tępo w kominek. Rodzinne zdjęcie nadal dumnie go zdobiło, a ona nie miała w sobie jeszcze tyle siły, aby chociażby odwrócić je na drugą stronę. Z bólem zerknęła na twarz pełnej radości matki i chociaż chciała być w szpitalu, aby wesprzeć ją chociaż swoją obecnością, bała się widoku, jaki mogła zastać.

Ledwo uniosła oba pudła, które zdecydowała się przekazać byłemu chłopakowi na raz. Nie chciała widzieć go dłużej, niż było to wymagane i chociaż nie miała innych planów na resztę tamtego dnia, on nie był potrzebnym odwracaczem uwagi. Tylko że aby całkowicie ruszyć naprzód, musiała wreszcie zrobić porządek w swojej przeszłości.

Łokciem otworzyła drzwi i wpuściła chłopaka do środka, chcąc zachować chociaż minimum kultury. Mówiła o jego starej bluzie, z której jakimś cudem udało jej się odeprać upierdliwą plamę, na którą on zawsze narzekał i dopiero po odwróceniu się po postawieniu dość ciężkich pudeł na ziemię zauważyła, że jej gościem nie był William.

– Cholera, wybacz. Czekałam na kogoś innego.

– Domyśliłem się. Zły moment? – Nick spojrzał na nią z identycznym uśmiechem, który posłał jej w Nowojorskim klubie przed kilkoma tygodniami. Gdyby ktoś wtedy zauważył, że coś, co pozornie miało być tylko przygodą na jedną noc, ewoluuje w nieco dłuższą znajomość, pewnie dwa razy zastanowiłaby się nad tym, czy w ogóle do niego podejść. Jednak co było w Nowym Jorku, miało tam pozostać... przynajmniej w teorii.

Bo w praktyce chłopak z zaciekawieniem rozglądał się po dość sporej przestrzeni stanowiącej połączenie salonu, części kuchennej oraz jadalni w jej domu na Dairy Arcade. W Shayall Springs, o którego istnieniu do któregoś dnia pewnie nawet nie miał pojęcia.

– Skądże, wejdź.

Zerknęła na ekran telefonu, gdzie właśnie przyszła wiadomość o czymś, co „nagle wypadło" Willowi, więc po swoje rzeczy wpadnie jednak wieczorem, jeżeli ta opcja nadal była aktualna.

O jeden sekret za dużoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz