26 - „Jeżeli twój świat się zawali, spróbujemy odbudować go razem"

59 4 3
                                    

Victor myślał, że po tym, co ostatnio miało miejsce między nim a Philipem, nie będą w stanie normalnie rozmawiać. O dziwo jednak rozmowa płynęła naturalnym tokiem, przez ślub ich przyjaciela, po nowinki z oddziału podczas zmiany, którą Smith spędził w Springs Memorials sam. Jednak bezpieczne tematy powoli się wyczerpywały, niebezpiecznie zbliżając do strefy szarej tego, co miało miejsce w mieszkaniu Cartera przed kilkoma dniami.

W dziwny sposób obaj pragnęli wreszcie wyłożyć wszystkie karty na stół. Niewyjaśnione sprawy mieszały w ich pozornie bezpiecznej relacji, przynosząc widmo obaw, których zwykle nigdy nie mieli w stosunku do siebie. Szczeniackie zachowanie Smitha odbiło się echem na tym, co budowali latami, a on wreszcie pokonywał wewnętrzną barierę, mówiąc:

– Przepraszam, że ci nie odpisywałem. Nie wiedziałem, jak się po tym wszystkim zachować i szczerze? Było mi zwyczajnie wstyd. – Bawił się szklanką z kolorowym drinkiem, którą następnie przysunął do spierzchniętych ust. Nagłe pragnienie sprawiło, że całkowicie zaschło mu w gardle, a on pociągał łyk, ochładzając napojem rozgrzany organizm.

– Rozumiem to, serio... chociaż z drugiej strony w sumie nie do końca – wyjaśnił Philip, uważnie na niego patrząc. Język nieco mu się plątał, ale miał nadzieję, że jego wypowiedź i tak miała sens. – Podstawówkę, a nawet liceum skończyliśmy dawno temu. To były te czasy, gdy dinozaury chodziły po ziemi, mówię ci. – Uśmiechnął się, próbując w ten sposób rozluźnić atmosferę, która zgęstniała przez poruszenie niebezpiecznego tematu.

– A więc jesteśmy aż tak starzy? Łał.

– Chodzi mi o to, że nie jesteśmy już gówniarzami, Vic – zauważył zgodnie z prawdą. – Wiedzieliśmy, na co się piszemy i co robimy. Tak samo, jak ja wiedziałem, że twoje życie erotyczne przez pracę i sparzenie po Cassie niemal nie istniało. No może trzepałeś sobie po kątach, ale to się nie liczy. – Posłał mu wymowne spojrzenie, na co przyjaciel westchnął teatralnie. – Gdy już przyszło co do czego, to miałeś całkowite prawo dojść tak szybko. Żałuję jedynie, że to był tylko jeden raz.

– Liczyłeś na więcej? – spytał, gdy wreszcie zdobył się na to, aby wykrztusić coś więcej niż mruknięcie.

– Czy wyjdę na zboczeńca, mówiąc, że tak? – zapytał retorycznie, bo pomimo tylko częściowej niepewności doskonale znał odpowiedź. – Kurwa, byłem tak napalony, że po twoim wyjściu musiałem sobie strzepać, bo nie mogłem myśleć o niczym innym, zanim sam nie doszedłem. I chyba nigdy jeszcze nie miałem takiego orgazmu, wyobrażając sobie, jak w ciebie wchodzę.

– Okej, nie sądziłem, że po takich drinkach może mi jeszcze stanąć.

– To mam teraz powiedzieć, że chcę ci pokazać pieski w piwnicy, czy to, jak ładnie twoje bokserki będą wyglądały na mojej podłodze?

Dopiero po chwili do Victora dotarło, że Philip czekał na zielone światło. Na raz dopił drinka i miał nadzieję na opuszczenie lokalu bez ciekawskich spojrzeń, które całkiem przypadkowo mogły trafić na jego wybrzuszenie w spodniach. Philip mówił o zamówieniu taksówki po wyjściu na zewnątrz, a on regulował rachunek, pokrywając też opłatę za dodatkowe napoje przyjaciela. Nie wierzył w to, co robili, wmawiając sobie, że przecież równie dobrze wszystko mogło skończyć się jedynie spaniem w tym samym łóżku. Coraz mniej jednak w to wierzył, gdy po kilku minutach oczekiwania zajmowali miejsce w odpowiednim pojeździe, a dłoń mężczyzny niepozornie znalazła się na jego udzie.

Droga niesamowicie im się dłużyła. Nie rozmawiali, jednak cisza nie była ani odrobinę uciążliwa. Philip miał już przygotowane klucze, gdy dojechali na miejsce i przekazywał je Victorowi, żeby wchodził już na klatkę, podczas gdy on regulował rachunek.

O jeden sekret za dużoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz