rozdział 12

984 42 0
                                    

Ślizgon odprowadził dziewczynę pod portret Grubej Damy, która spojrzała na niego surowo. Chłopak nie przejął się tym za bardzo, pochylił się i jak gdyby nigdy nic pochylił się lekko. Po czym złożył delikatny pocałunek na  jej czole. Stwierdził, że to " na dobranoc" i odszedł w kierunku lochów.
Stała tak zarumieniona  przed portretem dobre kilka minut , dopóki z zamyślenia nie wyrwało jej "przypadkowe" chrząknięcie strażniczki . Uśmiechnęła się przepraszająco i pośpiesznie wyszeptała hasło

-Czekoladowe dropsy-

Portret podsunął się ukazując przejście. Nie chcąc nikogo obudzić- a w szczególności brata i Łapy- starała się iść jak najciszej, nie miała ochoty na kazania, które na pewno spłynęły by na nią gdyby tylko ktoś z tej dwójki ją nakrył. Niestety tym razem szczęście nie było po stronie gryfonki. Ledwo zrobiła kilka kroków, a już dostrzegła trzy sylwetki na kanapach.  Podeszła bliżej, w blasku świec zobaczyła  surowe miny huncwotów tak nie pasujące do ich charakteru.

-Abris Amarin Eevee Potter! Co robiłaś z tym indywiduum? - krzyknął na powitanie Syriusz

Na serio? Czy nie może dać mi spokoju? Zacisnęła pięści. Z trudem starała się opanować złość, jednak nie wychodziło jej to za dobrze. Widać było pioruny w jej oczach.

- Po pierwsze Dobry wieczór , a po drugie chyba ci już mówiłam, że nie powinno cię obchodzić z kim się spotykam- nawet na niego nie spojrzałam

- Am. my się o ciebie troszczymy-zaoponował James posyłając jednocześnie Syriuszowi pocieszające spojrzenie.

Spojrzała na niego spojrzeniem nr3[ ty tak serio?]

-umiem o siebie zadbać. A teraz przepraszam, ale idę spać- odeszła ostentacyjnie z hukiem zatrzaskując drzwi prowadzące do dormitorium.

Będąc już za drzwiami prychnęła z ulgą.

  Na palcach dotarła do kufra, wyjęła z niego piżamę i weszła do łazienki. Po dziesięciu minutach była już w łóżku, a na jej brzuchu usadowił się czarny kot. Mijały kolejne minuty, sen jednak nie nadchodził. Leżała wpatrzona w sufit, w palcach obracała podarunek od Lucjusza. Wciąż biła od niego... od naszyjnika nie Lucjusza oczywiście. potężna magia. Nie wiedzieć czemu nagle zebrało się  jej na  płacz, nie chcąc budzić współlokatorek, pozwoliła sobie na cichy szloch w poduszkę.
W końcu uśpiona własnym szlochem  zasnęła. 
Następnego dnia obudziła się ze strasznymi workami pod oczami, o czym życzliwie raczyła zawiadomić mnie Amy. Zmusiłam się do wstania z łóżka. Choćby, nie wiem jak było źle między mną a chłopakami. Dziś musimy zachowywać się jak gdyby nigdy nic. W końcu dziś mecz  z puchonami. Nie mogła zostawić drużyny, i trzeba na chwilę zapomnieć o kłótni. Dla fora drużyny. Mimo wszystko idąc na stołówkę miała mieszane uczucia. Zastanawiała się jak to będzie skoro ich skład drużynowy w części przechodzi  kryzys zaufania? Ale co ma być to będzie. Prawda?
Zajęła miejsce przy stole. Kątem oka Zerknęła na przyjaciół siedzących kilka miejsc dalej.
- Nie martw się. Kiedyś rozumieją- pocieszyła dziewczynę Lily

- Dzięki Li- przytuliła ją

- A my to co? Niewidzialne? - odwróciły się słysząc głos za sobą

Była to Sny obok, której stała Silivian.
- No co wy - zaprzeczyły na raz - chcecie dołączyć? -

- Też pytanie. Jasne!-
I tym sposobem doszło do grupowego uścisku między czterema gryfonkami.

- Jesteś gotowa do gry? - spytała Amy

- Nie wiem. -wyznała - Może być trudno, komunikacja to klucz do wygranej. A na razie trzech z siedmiu zawodników na problemy z normalną rozmową- wypowiedź zakończyła cichym westchnięciem

- Może powinnaś z nimi porozmawiać.  Wyjaśnić im .Wiesz dla dobra drużyny. - zasugerowała Silivian

Siostra Jamesa Pottera- Korekta-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz