Rozdział 1

946 80 30
                                    

Kary ogier stał na padoku, widać było, że na kogoś czekał. Przycięty równo, gęsty ogon powiewał swobodnie, tak jak niepotraktowana nożyczkami grzywa. Śnieżnobiała gwiazdka, przypominająca płatek śniegu, zdobiła jego łeb skierowany w przeciwnym kierunku. Wszystkie, dobrze widoczne, mięśnie lekko napinały się przy powiewie wiatru. W oczach tliły się iskierki radości, można było w nich dostrzec również przyjazne błyski.

Wreszcie nastał długo wyczekiwany przez niego moment. Mężczyzna odpiął uwiąz siwka, a ten w pełnym galopie dopadł do karuska.

- Hej! Snow! Wygrałem!- oznajmił radośnie siwy ogier przechodząc do stępa. Winter Flame, bo tak miał na imię, był najlepszym przyjacielem karego.

- Wiedziałem.- odparł spokojnie czterolatek unosząc górną wargę. Tydzień temu siwek pojechał na Manhattan Handicap cały w nerwach. Syn Arrogate, z szesnastoma zwycięstwami i debiutem ukończonym na trzecim miejscu, załamał się po przegranej w Man o' War Stakes. Widać było, że nowe zwycięstwo znacząco podniosło mu samoocenę.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę! Pokonałem Immortal'a!

Na samo wspomnienie największego wroga ogierów, Snow miał ochotę wywrócić oczami, ale pomyślał, że w tej chwili byłoby to nie na miejscu, więc zapytał:

- To świetnie. Będzie teraz obrażony na cały świat. Który dobiegł?

- Czwarty. Siedem długości za mną.- Winter zmienił temat- Słyszałeś, że dzisiaj przyjeżdża jakaś nowa klacz?

Karusek wreszcie mógł przewrócić oczami. Przez całe dwa sezony, będąc niepokonanym na dwadzieścia startu, skupił się całkowicie na bieganiu. Klacze go nie interesowały, był skupiony całkowicie na swojej karierze. Jednak inaczej było z płcią przeciwną- klacze szalały za nim, niektóre nawet przeskakiwały przez płot, a biedny Snow uciekał na drugi koniec padoku. Skończyło się to tak, że właściciel wzmocnił płot o pastuch elektryczny.

Po za tym jeszcze żadna nie zawróciła mu w głowie, w żadnej się jeszcze nie zakochał, nie planował ślubu.

- A tobie co?- zapytał siwek.

- Wiesz przecież, że dla mnie najważniejsza jest kariera. Jeszcze żadna klacz nie zawróciła mi w głowie. Nawet nie mam na to czasu.

Winter prychnął.

- No co? Okej, już mów jakie pochodzenie i inne...

- Podobno jest po Sea the Stars i Songbird. Tak jak my, ma cztery lata. Jest niepokonana na dwadzieścia cztery starty. Gniada ze strzałką. Smith dużo za nią dał- podobno ponad kilka milionów. Niestety nie wiem jak ma na imię.

- Po pierwsze: skąd ty tyle o niej wiesz? Po drugie: a tobie przypadkiem nie podobała się Lady's Tapit?- zapytał zdziwiony syn Zenyatty.

- Jeden. Dowiedziałem się klaczy. Drugie. Wiesz, że jestem zakochany w Lady's Tapit, ale jak wreszcie zostaniemy parą, to ty mógłbyś zapytać o chodzenie tą nową i moglibyśmy chodzić na podwójne randki!

Snowflake gdyby tylko mógł strzeliłby sobie facepalm'a. Najchętniej wybiłby swojemu przyjacielowi ten idiotyczny pomysł z łba, ale wiedział, że to na nic się zda.

- Tsa. Już to widzę. Jak prosisz Lady o chodzenie.- prychnął kary, wiedząc o nieśmiałości siwka i o tym, że zabiera mu mowę, gdy ma porozmawiać z klaczą. Która sama go z lekka unikała.

Siwy wywrócił oczami, po czym zastrzygł uszami.

- O! Chyba przyjechała!- oznajmił Flame i poderwał się do kłusa. Jednak po paru metrach zatrzymał się i obrócił łeb w kierunku przyjaciela rzucając mu pytające spojrzenie.

- Czemu nie idziesz? No chodź! Nie chcesz poznać nowej koleżanki?- zapytał kładąc nacisk na ostatnie słowa.

Czterolatek westchnął najciężej jak mógł wznosząc oczu ku niebu, ale ostatecznie, razem ze swoim przyjacielem, zerwał się do galopu.

Ogier zarył kopytami tuż przed białym ogrodzeniem. Paręnaście metrów od nich stała srebrna bukmanka z logo stadniny. Chwilę potem po rampie zeszła wysoka gniadoszka. Zastrzygła uszami podnosząc wysoko głowę i rozglądając się po nowym otoczeniu rozdymając jasnoróżowe chrapy.

Biały żwir zaszeleścił pod jasnymi kopytami klaczy. Właściciel prowadzący ją na łańcuszkowym uwiązie odblokował zasuwę i wprowadził gniadą na pastwisko. Gdy tylko nacisk karabińczyka ustąpił córka Songbird wystrzeliła przed siebie galopem brykając i sadząc barany co jakiś czas.

Snow i Winter wymienili spojrzenia i oszołomieni ruszyli spokojnym galopem wzdłuż płotu.

Klacz zatrzymała się dopiero pod koniec padoku ryjąc mocno kopytami w ziemię, po czym zarzuciła długą gęstą grzywą.

Snowflake pokracznie przeszedł do stępa, przy czym o mało nie runął na ziemię.

- Hej?- mruknęła z wyczuwalną pewnością siebie w głosie.

Kary ogier patrzył na nową szeroko otwartymi oczami. Dopiero teraz mógł się jej przyjrzeć. Była mniej więcej tego samego wzrostu co on. Miała delikatny zarys mięśni, smukłą, ,,sportową" sylwetkę. Gęsta, długa, czarna grzywa i ogon powiewały na wietrze. Na głowie widniała strzałka, a na nogach podpalania. Gniada sierść w słońcu mieniła się złotym i bursztynowym kolorem.

Niestety, karusek nie zauważył, że za długo wpatruje się w klacz.

- Cześć! Ja jestem Winter Flame, po Arrogate i Rachel Alexandrze, a ty?

- Royal Song.- odparł dumnie zarzucając łbem.- Po Sea the Stars i Songbird. A z tym obok wszystko okej?

Siwek dał kumplowi porządnego kuksańca w bok. Ogier lekko się otrząsnął.

- Co? Ja? Nie, znaczy tak! Tak, okej, wszystko... na pewno. Yyy... o czym mówiliśmy? A tak! Ja jestem... emm...- zaciął się spoglądając Song głęboko w błyszczące oczy. Klacz mimowolnie cofnęła się dwa kroki do tyłu.

- Snowflake.- przypomniał mu zażenowany Flame.

- No, ten! No... jestem Snowflake. Po Medaglia d'Oro i Zenyattcie.* 

- Aha.- parsknęła beznamiętnie gniada.- Są tutaj jakieś klacze?

- Jasne!- zarżał trochę za głośno Winter- LADY'S TAPIT!

Siwa klacz, która stała kilkadziesiąt metrów dalej położyła uszy, ale z grzeczności podkłusowała do grupki.

- Czego, Flame?- warknęła kładąc uszy, gdy ogier zaczął robić do niej maślane oczka. Zwróciła się do Song.- Cześć. Ty jesteś Royal Song, co nie? Ja jestem Lady's Tapit, co pewnie już wiesz.- tu zgromiła siwego ogiera wzrokiem- Po Tapicie i Zarkavie. Chodź, lepiej przedstawię cię reszcie klaczy.

Gniada ochoczo, z błagalną miną, kiwnęła głową, po czym ruszyły stępem w przeciwnym kierunku.

- Do zobaczenia!- rzuciła gniada na odchodne.

- Pa! Do zobaczenia... tak... już nie mogę się doczekać...- rozmarzył się kary. Miał szczęście, że Song tego nie słyszała.

- "Jeszcze żadna klacz nie zawróciła mi w głowie."- zacytował przyjaciela Winter.

- Oj, no weź! Ona mi się wcale nie podoba!- skłamał.

- Yhym...

- No, dobra! Jest wspaniała! Cudowna, piękna, inteligentna, delikatna...- wyliczał Snow.

- Czyli się w niej zakochałeś.

- Na to wygląda.

***

965 słów.

Kolejna nudna książka mojego autorstwa.

I co sądzicie?

Po za tym co tam u Was? Jak Wam mija czwartek?

*- nie wiem czy dobrze to odmieniłam xD

No więc, ten... Do następnego!

SnowflakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz