Rozdział 17

277 58 4
                                    

Trzy klacze pasły się pod lasem. Śnieg sięgał powyżej ostrogi, a z ich chrap wydobywało się ciepłe powietrze, które szybko przemieniało się w parę. Wszystkie grzebały w śniegu kopytami w poszukiwaniu chociażby źdźbła trawy.

Po chwili dało się usłyszeć tętent kopyt. Czterolatki podniosły głowy strzygąc uszami. Kary ogier biegł po środku lekko wysunięty przed galopującego po prawej gniadosza i siwka po lewej. Kilkanaście długości za nimi gnali pozostali.

W mgnieniu oka dopadli do końca padoku, gdzie w rogu pasły się klacze.

Winter od razu podszedł do izabelowatej klaczy z łysiną i przytulili się szyjami, tak samo jak Pharoah i córka Tapita.

Gniada klacz, o nasyconym, niemalże złotych odcieniu sierści, z delikatnym uśmiechu na pysku podeszła bliżej płotu. Snow wyciągnął szyję i lekko trącił pyskiem pysk Royal.

- Co tam?- zapytała Song, gdy obie pary się od siebie oderwały.

- Chcieliśmy wam pokazać pewne miejsce.- zaczął Winter z radosnym błyskiem w oku.

- Czyli? Daleko to?- dopytywała Queen.

- Nie, całkiem niedaleko. To chcecie iść?- dokończył Silver.

- Ja tak, a wy?- zwróciła się do swoich przyjaciółek, które skinęły ochoczo głowami.

- Świetnie, w takim razie róbcie to co my.- powiedział Flame, po czym upewnił się, że nikt nie zwraca na nich uwagi. Poderwał się do galopu, a Vanilla zrobiła to samo co on. Po kilku foulee wybili się przed płotem i wylądowali po drugiej stronie. Izabelowata zahaczyła lekko kopytami o deskę, ale nic jej się nie stało.

Po nich poszli Lady i Pharoah.

- Gotowa?- szepnął karosz na co Royal skinęła głową.

Bez problemu przeskoczyli ogrodzenie, jednak po tym gniada musiała wziąć głęboki oddech.

- Song, wszystko w porządku?- zaniepokoił się kary podbiegając do klaczy.

- Tak, jasne.- sapnęła.

Siwek ponownie się upewnił, że nikt ich nie widział.

- Ruszamy!

Winter Flame i Queen Vanilla ruszyli kłusem jako pierwsi. Za nimi Lady's Tapit i Silver Pharoah, a po nich Snowflake i Royal Song.

*

Po kilkunastu minutach cała szóstka była na miejscu. Ich oczom ukazała się sporych rozmiarów polana pokryta białym puchem i otoczona lasem.

- Och!- zachwyciła się tym widokiem Queen- Co powiecie na wyścig?- pisnęła podekscytowana.

- Jasne!- krzyknęli ochoczo Winter, Lady oraz Pharoah.

- Ja podziękuję, mogę sędziować.- parsknęła Song.

- Czemu?- zaniepokoił się Flake.

- Umm, nie mam za bardzo ochoty.- wyjąkała, po czym szepnęła, aby nikt oprócz niej tego nie usłyszał- Ani siły.

- No dobrze.- gniadosz na prędko wykreślił kopytem linię startu, a zarazem mety.- Do połowy polany i z powrotem.

Pozostali ustawili się na linii startu.

- 3... 2... 1... Start!- krzyknęła Song.

Ogiery od razu wystrzeliły do przodu, walcząc o pozycję lidera. Klacze postanowiły oszczędzać siły. Snow, Winter i Silver co chwilę przyśpieszali wydłużając krok.

Szybko dobiegli do połowy i wypadli na "ostatnią prostą". Ogierom zaczęło brakować sił, średnio radzili sobie na tej nawierzchni, klacze natomiast lepiej. Lady biegnąca po wewnętrznej i Queen po zewnętrznej wyprzedziły pozostałych.

Kary, siwek i gniadosz zgodnie, skinieniem łbów, uzgodnili, że dadzą im wygrać. Znacząco zwolnili przechodząc w galop, dysząc.

Przed nimi toczyła się walka między siwką, a izabelowatą- to jedna, to druga prowadziła. Co chwilę przyśpieszały gnając na łeb, na szyję. Ostatecznie córka Tapita wygrała o szyję.

Ogiery spokojnym galopem dobiegli do klaczy.

- Wracamy?- zaproponował Pharoah.

Pozostali odpowiedzieli mu skinieniem głów, po czym ruszyli w drogę powrotną.

***

511 słów.

Do następnego!

SnowflakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz