#15-Urodziny

219 28 2
                                    

*Kim*

Obudził mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Wymacałam ręką komórkę i odebrałam, nie patrząc kto dzwoni.

— Czego?— zapytałam nadal sennym głosem.

— Śpisz? — Usłyszałam w słuchawce głos Courtney.

—Spałam— doprecyzowałam.

—Jest dwadzieścia po ósmej! Co ty jeszcze robisz w domu?— to było dla mnie jak kubeł zimnej wody.

— Co?! Na razie.

Szybko się rozłączyłam i naciągnęłam na nogi jeansy z wczoraj. Do tego pierwsza lepsza koszulka z szafy i torba. Telefon wzięłam w rękę i pobiegłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wypiłam jedną czwartą kartonu mleka. Do torby wrzuciłam cztery jabłka, ubrałam czarne, sportowe adidasy i wyszłam z mieszkania, uprzednio je zamykając. Szybko zbiegłam ze schodów i puściłam się biegiem ulicami Gotham. Cholerne światła! Straciłam trochę czasu na przejściu dla pieszych.

Nareszcie zielone! Zerwałam się do biegu przepychając się między ludźmi na pasach. Trzy minuty później wbiegałam po szerokich schodach placówki medycznej.

— Przepraszam za spóźnienie—wysapałam, opierając się dłońmi o kolana.

— Powinnaś sprawdzić zegarek, Kim. — usłyszałam śmiech Andersona. Co?!

Jak na zawołanie mój telefon zaczął dzwonić. Wygrzebałam go z torby i wyłączyłam budzik. Tak, budzik ustawiony na siódmą trzydzieści. Wredna menda. Zaczęłam się śmiać niepohamowanym śmiechem. Anderson spojrzał się na mnie dziwnie nadal popijając kawę, a wtedy z ukrycia wyskoczyli moi przyjaciele.

— Wszystkiego najlepszego!!!— wykrzyknęli chórem.— Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam. Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyje nam. Niech żyje nam! A kto? Kim! — Zaśpiewali zgodnym chórkiem, a już po chwili przytulaliśmy się w grupowym uścisku.

— Nawet ci wybaczę tę pobudkę — powiedziałam, wytykając Courtney palcem.

— Skoro przez nas musiałaś wyjść z domu bez śniadania, to ci je zrobiliśmy. — Powiedziała Hannah podając mi talerz z dwoma kanapkami.

Rozsiadłam się wygodnie z przyjaciółmi przy stole. W końcu mamy jeszcze godzinę do rozpoczęcia swojej zmiany. Ten poranek był inny od wszystkich, tych, które poprzedzały nasze zmiany. Był wesoły. Tego poranka również dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Poskutkowało to wywaleniem nas przed wejście przez Williama Hoffera, czyli najstarszego stopniem wśród zmiany trzeciej.

***

Od samego rana w Górze Sprawiedliwości dużo się działo. W końcu trwały prace wykończeniowe prezentu urodzinowego dla Kimberly Richardson pod czujnym okiem Artemis oraz Karen. Wszyscy uwijali się jak pszczoły w ulu, bo dopiero dzisiaj do sklepu przyszła dostawa mebli. Więc jedyne, co było skończone w pokoju, podpisanym wówczas po prostu „26", były ściany, podłoga oraz sufit.

Ściany, które Artemis i Karen skończyły malować pięć dni temu, miały kolor ametystowego fioletu. Panele podłogowe, w kolorze dębu retro, trzy dni temu skończyli kłaść Kaldur i Kid Flash. Więc teraz, gdy Dick razem z Timem odebrali wyposażenie i dostarczyli je pod pokój, na którego drzwiach miała dzisiaj zawisnąć metalowa tabliczka z wygrawerowanym imieniem jego właścicielki, wszyscy zaczęli uwijać się jak mrówki.

Richard, Wally oraz Zatanna skręcali meble. Conner oraz M'gann montowali oświetlenie, oraz elektrykę, a dodatkami, które nadały pokojowi jego własny charakter, zajęły się Raquel, Karen i Artemis. Przykręcenie tabliczki na drzwiach przypadło Timowi, któremu pomagał Garfield. Barbarze nikt nie pozwolił się nadwyrężać, więc tylko dopilnowała, aby zamontowana w pokoju elektryka działała bez zarzutu.

W końcu, gdy wybiła godzina piętnasta, a Karen ustawiła na półce ostatnią książkę, prace zakończyły się. Dick schował klucz do kieszeni i wysłał Kim wiadomość, aby przyszła do Góry najszybciej jak będzie mogła. Wszyscy zgodnie ruszyli do kuchni zjeść pizze, którą pięć minut temu przyniósł Wally. Po mniej więcej pięciu minutach od dostania wiadomości w Górze pojawiła się solenizantka.

— Jestem! - wykrzyknęła, po teleportowaniu się do siedziby Drużyny, co oczywiście było niepotrzebne, bo komputer obwieścił jej pojawienie.

Wszyscy zgromadzili się w salonie i zaczęli składać dziewczynie życzenia. Kiedy i Kim zjadła swoją porcję pizzy nadszedł czas na prezent.

— Czas na prezent!— Powiedział entuzjastycznie Grayson i zatarł ręce.

—Że na co?—Odezwała się Kim.

— No wiesz takie coś, co zwykle komuś dajemy. Zazwyczaj z jakieś okazji.— odpowiedział jej Wally.

— Wiem, West — zaśmiała się szatynka.—Wiecie, że nie trzeba było?  —objęła spojrzeniem całą Drużynę.

— Daj spokój — Artemis machnęła na nią ręką. —Idziemy!

Złapała szatynkę za rękę i pociągnęła ją w stronę skrzydła mieszkalnego. Reszta osób ruszyła za dwiema dziewczynami. Gdy doszli do drzwi, które teraz przyozdabiała metalowa tabliczka z wygrawerowanym napisem „Kimberly J. Richardson" szatynka stanęła jak wryta z otwartymi ustami i podniesionymi brwiami.

—Czyń honory — Powiedział Grayson i podał nadal oszołomionej dziewczynie klucze do pomieszczenia, przed którym stali.

—Niech mnie koś uśczypnie — powiedziała Kim po otworzeniu drzwi.

Na lewo od drzwi wejściowych stała biała, jak wszystkie meble w pomieszczeniu, komoda, nad którą wisiał telewizor. Na komodzie stał dekoder dwa piloty oraz cztery świeczki zapachowe. Łóżko, które stało dokładnie naprzeciwko telewizora, jako jedyny mebel w pomieszczeniu miał deski z ciemnego drewna. Na za zagłówkiem była piętnastocentymetrowa deska, która miała pełnić funkcje półki. Samo łóżko zostało pościelone pościelą z nadrukiem Nowego Jorku. Na prawo od łóżka stało biurko, a na nim laptop dwa segregatory, pomalowane na kolor fioletowy, i przybory do pisania. Pomiędzy łóżkiem a komodą stał jeszcze jeden mebel taki sam, nad jakim wisiał telewizor. Przy ścianie, przeciwko drugiej komody, stał wysoki regał wąski na czterdzieści centymetrów, a na lewo od niego duża dwudrzwiowa szafa, której drzwi były zamontowane na szynach. Na prawo od regału znajdowały się kolejne drzwi, które prowadziły do łazienki. Pomieszczenie to łączyło również pokój Kim z pokojem Karen.

—Popłakałabym się ze szczęścia, ale niestety nie umiem—zaśmiała się nastolatka i odwróciła się do reszty, a oni dostrzegli iskierki szczęścia w jej ciemnoniebieskich oczach.—Grupowy misiek — zarządziła szatynka i zaśmiała się.—Jutro się wprowadzam — mruknęła dziewczyna, trwając w grupowym uścisku z Drużyną.

Po piętnastu minutach siedziała w nowym pokoju z Graysonem, bo miał jej on coś ważnego do powiedzenia.

—Chodzi o to, że skoro teraz zamieszkasz tutaj, to po co miałabyś płacić za mieszkanie przy Avery Road.— Zaczął szatyn.

—Przestane płacił rachunki to przyślą komornika — wzruszyła ramionami właścicielka pokoju siedząc na łóżku.

—Zmierzam do tego, żebyś sprzedała tamto mieszkanie. Nie wmówisz mi, że nad tym nie myślałaś.

—A jako miejsce zameldowanie podam wnętrze góry — wyśmiała go rozmówczyni.

—Co ty na to, żebyś zmieniła miejsce zameldowanie na to samo jakie mam ja, ale mieszkałabyś tutaj. Zrozumiem, jeśli będziesz chciała...

—Zgadzam się - powiedziała poważnie, patrząc chłopakowi w oczy.—Tylko bym cię okłamała, mówiąc, że chce nadal mieszkać przy Avery Road. To miejsce za bardzo przywołuje wspomnienia. Nie chce zapominać, ale...

—Rozumiem—Powiedział kładł, jej dłoń na ramieniu. —Chodź, jest coś, co chciałem pokazać ci już wcześniej.

Richard wstał, a to samo zrobiła Kim. Chłopak prowadził ja do najbardziej oddalonego pomieszczenia. Nie było w nim drzwi, a samo wejście było bardzo szerokie. W prawym rogu stała okrągła platforma a na niej hologram, który pokazywał Jasona Todda w stroju Robina.

—Nazwaliśmy to miejsce Salą Pamięci.—Powiedział Richard, stojąc za Kimberly, która przyglądała się hologramowi.

NiezastąpionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz