#18-Kaptur

237 23 3
                                    

*Kim*

— Wracam po resztę rzeczy i jak masz czas to możemy jechać — Poinformowałam Dicka i wybrałam lokalizację na panelu.

— Zadzwoń jak skończysz, na razie — Odpowiedział i się rozłączył a ja weszłam na platformę i po chwili stałam w fałszywym wejściu.

Ostrożnie uchyliłam drzwi i sprawdziłam czy nikt nie idzie. Spokojnie wyszłam z zaułka do ulicy na której było już więcej ludzi. Godziny sztytu dawno minęły, bowiem mój zegarek wskazywał dwadzieścia sześć minut po jedynastej. Włożyłam ręce w kieszenie spodni i spokojnym krokiem szłam w stronę kamienicy przy Avery road.

Odetchnęłam głęboko, ale nie zatrzymałam się, i weszłam na klatkę schodową. Doszłam na drugie piętro, gdzie do niedawna mieszkałam. Otworzyłam drzwi, ale tym razem nie rzuciłam torby pod ścianę. Wyszłam z Góry bez niej, bo dzisiaj miałam zabrać resztę rzeczy z mieszkania. Zostawiłam klucze w drzwiach po wewnętrznej stronie i dokładnie sprawdziłam wszystkie szafki kuchenne. Z łazienki przyniosłam pierwsze pudło i postawiłam je na stoliku w salonie. Zgarnęłam do ręki kilka moich ciuchów, które zostały z poprzedniego zbierania, z końca szafy.

Z mieszkania nie zabierałam mebli, bo ich nie potrzebowałam. Z resztą za umeblowane mieszkanie dostanę więcej pieniędzy od miasta.

Kilka zebranych ciuchów dorzuciłam do pudła z łazienki i sprawdziłam jeszcze komodę w sypialni i szafki nocne. Zajrzałam pod łóżko, jednak nie odnalazłam tam jedynie kurzu.

Wepchnięte głęboko pod łóżko stało pudło. Wczołgałam się pod nie i wyciągnęłam karton za uchwyt. Całe było zakurzone tak, jakby ktoś o nim zapomniał. Jednak nie było moje, więc to Jason musiał o nim zapomnieć.

Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się skórzany materiał, który po wyciągnięci okazał się być kurtką. Przypominała trochę te motocyklowe. Odłorzyłam kurtkę na łóżko i znowu zajrzałam do kartonu. W środku, obok kilku ramek ze zdjęciami, leżało coś co kształytem mogło przypominać trochę jajko. Rzecz miała czerwony kolor i lekki metaliczny połysk. Wyjęłam to coś z pudełka zaczęłam oglądać z każdej strony. Od doły była dziura, z której wypadła biała koperta. Odstawiłam czerwony przedmiot i otworzyłam koperte. W środku był list. Mimo wątpliwości otworzyłam ją. Na kopercie był napis "J.Tood", a sam list nie był pisany ręcznie.

"Hej, mam nadzieje, że przesyłka dotarła cała. Hełm powinin pasować, a w razie czego skontaktuj się ze mną i wprowadzimy poprawki. E. pracowała razem ze mną więc jest dużo elektroniki i ciekawych funkcji. Dołączam instrukcje poniżej.
V. J."

Przestudiowałam jeszcze instrukcje do hełmu, a przynajmniej tak wynikało z listu. Kilka funkcji rzuciło mi się w oczy, na przykład: noktowizor, maska przeciwgazowa, czy wbudowany komunikator.

Po przeczytaniu listu do końca uświadomułam sobie coś. TO był powód zmiany ksywki, którą posługiwał się Jay. To od tego czerwonego hełmu wzią się Red Hood. Tylko czemu Jason nie powiedział mi o tym?

Po przemyśleniu wszystkich za i przeciw nałorzyłam hełm na głowę. Pasował. Takie było pierwsze wrażenie. W kolejnej sekundzie uruchomuł się wbudowany w niego komputer i mogłam zobaczyć sypialnie z trochę innej perspektywy. Po lewej strobie ekranu widniało kilka ikonek. Według instrukcju działały one na zasadzie sterwania wzrokowego tak samo jak reszta tego co znajdowało się na ekranie. Ikony były symboliczne, czyli znajdowały się na nich obrazkii nie były one podpisane. Jednak legenda do nich znajdowała się w instrukcji. W pionowym rzędzie było siedem ikon, u góry po prawej stronie znajdował się jakiś mniejszy ekranik, jednak nie był on opisany. Widocznie twórcy hełmu uznali to za banał. Zdjęłam hełm, gdy usłyszałam dzwonek mojej komórki.

— Tak?

— Jestem już pod budynkiem.

— Wejdziesz mi pomóc z kartonami? — Zapytałam.

— Jasne.

Poinformował mnie Dick i rozłączył się. Włożyłam hełm spowrotem do kartonu i przykryłam go kurtką. To pudło również zaniosłam do salonu i czekałam na Richarda. Gdy ten wszedł dałam mu karton z rzeczami z łazienki, a sama wzięłam ten z pod łóżka i zamknęłam mieszkanie. Zeszliśmy na dół i włorzyliśmy pudła do bagażnika. Zajęliśmy miejsca w hondzie, którą przyjechał chłopak i ruszyliśmy.

— Central City, tak? — spytałam dla pewności.

— Yhym — odparł.

Teoretycznie w Gotham również jest portal, ale praktycznie każdy portal ma swoje ogrniczenia. Na przykłd ten w Gotham maksymalnie przeteleportuje motor, quad lub ewentualnie mały samochód z jednym pasażerem. Natomiast my obecnie przemieszczaliśmy się załadownym po brzegi wielkim SUV-em.

— To twoje auto? — Zapytałam ciekawa.

— Yhym — potwierdził.

— I to ze mną są problemy w komunikacju. - Westchnęłam nawiązykąc do diagnozy "wielkiej psycholog" Black Canary.

— Sory, zamyśliłem się.

— Okradłeś bank czy Batmana?

— Co? — Zapytał zdezorientowang.

— Z pensji policjanta raczej byś sobie takiego cacka nie kupił. Swoją drogą autko pachnie jeszcze salonem. — Zaśmiałam się. — To jak kogo okradłeś? — Zaciekawiona odwróciłam się w jego stronę.

— Batmana z kart kredytowej — zaśmiał się na co ja dotknęłam jego ramienia czubkiem palca wskazującego. — Co?

— sprawdzam czy jeszcze żyjesz — odparłam poważnie, ma co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

Reszta drogi zleciała nam szybko i już o trzynastej dwadzieścia teleportowaliśmy się do Góry. Wzięłam oba kartony, przy okazji podziękowałam Richardowi i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Pierwszy karton postawiłam na biurku, a drugi (ten z rzeczami Jaysona) schowałam w szafie. Przewiązałam cienką bluzę w pasie i udałam się do garażu. Podczas drogi do portalu zamówiłam pizze z dostawą do portu.

— Hej, widziałeś Nighwinga? — zapytałam się Superboya, który majstrował przy Sferze.

— Wyszedł przed chwilą, a co? — zapytał nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem.

— Ma połowe kasy na pizze — westchnęłam, na co on odwrócił się w moją stronę.

— Idziesz do portu? — Zapytał się zapewne znając tą technikę zamawiania jedzenia.

— Tak — przytaknęłam. — A co?

— Weźmiesz Wilka na spacer? — W końcu na mnie spokrzał, ale ja zwróciłam uwagę na zwierzę, któte łasiło się do jego pleców.

Pokazałam mu gest, który ozacza, żeby chwile poczekał i odebrałam dzwoniący telefon.

— Słucham.

— Gdzie pani jest? Czekam w porcie od pięciu minut, a potem będą skargi, że jedzenie zimne! — Po drugiej stronie czekał na mnie wkurzony dostawca pizzy.

— Jestem! — wydarł się Grayson wbiewszy do garażu. — Trzymaj — Podał mi kilka dolarów.

— Proszę jeszcze chwile poczekać, zaraz będe — powiadomiłam dostawce i zakończyłam połączenie.

— Najwyższa pora — westchnęłam. — Wilk, choć na spacer!

Zawołane zwierzę podniosło na mnie łeb i z entuzjazmem pomachało ogonem. Po chwili wybiegłam z Góry z Wilkiem przy boku.

<><><><><><><><><><><><><>

Chciałabym wam wszystkim podziękować za ponad tysiąc wyświatleń, 130 gwiazdek i prawie 50 komentarzy.

I przeprosić za brak rozdziałów przez bardzo długi czas.
Rozdział nie sprawdzony, więc jeśli znajdziecie jakiś błąz zgłoście go w komentarzu.

~Lisa

NiezastąpionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz