#13-Przyda się każda para rąk

197 24 0
                                    

*Kim*

— Kim — Usłyszałam swoje imię i odwróciłam się w stronę głosu. — Lecisz z nami. — Wytrzeszczyłam oczy na Kaldura w geście niedowierzania. — Artemis masz dwadzieścia minut, by nauczyć ją latać biorakietą.

— Co?! — wyrwało się blondynce. — Jasne, choć.

Powiedziała do mnie z miłym uśmiechem. Ruszyłyśmy w stronę garażu. Jak się okazało, pomieszczenie było tak ogromne, że w jego wnętrzu stało coś jakby połączenie odrzutowca i myśliwca.

— To właśnie jest biorakieta. — Powiedziała Artemis, podchodząc do niej, a klapa otworzyła się automatycznie. — Dziwna, bo z Marsa. Oficjalnie własność M'gann, jednak używamy jej na potrzeby misji. Przyzwyczaisz się.

— Muszę, w końcu mam całe szesnaście minut, by nauczyć się tym latać — Prychnęłam.

— Nie jest aż tak źle, jak wygląda — roześmiała się blondynka.

Weszłyśmy do środka. Na środku na podwyższeniu stał fotel pilota, a dokoła niego były fotele pasażerów. Pilot miał widok na wszystko dzięki szybie panoramicznej, na której dodatkowo wyświetla się ekran komputera, ale nie ograniczał widoczności. Artemis kazała mi usiąść na fotel i pokazała podstawowe komendy. Musiałam położyć ręce na dwóch oddzielnych kulach przyczepionych na prętach i pomyśleć komendę dla rakiety. Tak, to ustrojstwo czyta w myślach. Podobno, jeśli chociaż raz będziesz ją pilotować, w jakiś sposób połączy się z twoim mózgiem. Straszne. Na jakieś siedem minut wyleciałyśmy na otwarty teren. Oczywiscie zakładając kuflarz. Z bólem i szokiem przyznaje, że dość dobrze mi szło. Do garażu wróciłyśmy kilka minut przed zbiórką drużyny, z którą lecę.

— Weź sobie coś do przegryzienia — powiedziała do mnie Artemis, gdy wychodziłyśmy do garażu. — Nie wezmą cię na misję, więc prawdopodobnie zanudzisz się na śmierć — dodała i roześmiała się, widząc niezrozumienie na mojej twarzy.

Szybko przebiegłam się do kuchni i chwyciła litrowy karton soku pomarańczowego oraz dwa jabłka z miski z owocami. Ponownie biegiem ruszyłam do garażu, zahaczając o pokój w którym ostatnio nocuje. Zabrałam z niego czarną bluzę z kapturem na tyle dużym, żeby zakrył mi prawie cały nos.

Wróciłam do garażu akurat, gdy Nightwing zaczął tłumaczyć co i jak. Nie bardzo słuchałam tego, co nie były do mnie, jednak włączyłam słuch, usłyszawszy swój pseudonim.

— Red Hood, nie wychodzisz z biorakiety, choćby nie wiem co. Cały czas utrzymujesz tryb kamuflażu i jesteś w gotowości, żeby nas stamtąd zabrać, jasne?

— Ta jest szefie. — Odparłam, wchodząc do wnętrza biorakiety i siadając na miejscu pilota.

Reszta usiadła na swoich fotelach. W skład Alfy wchodzą: Nightwing, Superboy, Żądło, Wonder Girl oraz Kaldur. Pasy zapięły nas automatycznie, a gdy ktoś otworzył dach, wyleciałam z Góry Sprawiedliwości.

Do Gotham dolecieliśmy bezproblemowo w prawie czterdzieści minut. Członkowie drużyny wysiedli na dach fabryki w której, jak poinformował nas Batman, obecnie przebywa Joker w towarzystwie mojego ojca i pingwina.

Ja zostałam na dachu, cały czas podtrzymując tryb kamuflażu. Zaczęło mi się strasznie nudzić. Kurde, ale bym sobie tak wyciągnęła nóżki... Jak na zawołanie przed moim fotelem wyrósł podnóżek. No tak polecenia wydajemy w myślach. Super. Wyciągnęłam nogi prosto, krzyżując je w kostkach. Zaczęłam chrupać pierwsze jabłko i właśnie wtedy rozmowy ucichły. Umówili się co i jak i zaczęła się walka. Nudziłam się niemiłosiernie. Kończyłam właśnie drugie jabłko i nadal nie było ich słychać w komunikatorze. Po jakichś kolejnych piętnastu minutach, kiedy soku w kartonie zostało tylko kilka łyków, usłyszałam głos Nightwinga:

— Wracamy, przygotuj się do startu.

Więc wyrzuciłam dwa ogryzki za okno, a karton postawiłam na podłodze. Wydałam biorakiecie polecenie o schowaniu podnóżka i usiadłam wygodnie w fotelu. W chwili kiedy położyłam dłonie na kulach, alfa wbiegła do rakiety, a klapa zamknęła się za nimi. Usiedli na fotelach, a ja ruszyłam.

— Kierunek Góra Sprawiedliwości? — Upewniłam się.

— Tak — Odpowiedział mi Grayson.

— Wonder Girl, wytrzymasz? — Zapytałam się, widząc rozcięcie na jej udzie, za które się trzymała.

Blondynka tylko pokiwała głową, a ja przyjrzałam im się dokładniej. Żądło i Kaldur byli cali. Nightwing miał rozciętą wargę, a Superboy podbite oko i rozcięty łuk brwiowy. Jednak to Cassandra potrzebowała jako pierwsza pomocy medycznej. Przyspieszyłam biorakietę i na miejsce dolecieliśmy w trzydzieści minut. Kaldur zarzucił sobie ramie Wonder Girl na kark i zaczął ja prowadzić w stronę skrzydła medycznego. Ja pobiegłam przed nimi z już pustym kartonem w ręku. Wyrzuciłam go do kosza w zabiegówce i zaczęłam się przygotowywać do pomocy Cassie. Po chwili Kaldur przyprowadził dziewczynę i usadził ją na łóżku.

— Za dwadzieścia minut Conner i Grayson mają tu być. — Powiedziałam do Wodnika.

Rozcięłam jej lewą nogawkę na udzie, uważając na ranę i zabrałam się do pracy.

— Co tam się stało? — Zapytała ciekawa.

— Masakra, nie wiem jak mam ci to opisać. Na pewno będą omawiać przebieg akcji, wtedy dowiesz się wszystkiego ze szczegółami. Mogę ci tylko powiedzieć, że twój ojciec, Pingwin i Joker są w drodze do Iron Hights.

Skinęłam tylko głową i zawiązałam opatrunek. Cassie wyszła, a chwilę po niej pojawił się Superboy. Gdy usiadł, podałam mi okład na oko, który trzymał, podczas gdy ja oczyszczałam mu rozcięty łuk brwiowy. Po wszystkim kazałam mu zabrać okład ze sobą.

Po pięciu minutach pojawił się Grayson. Jego ranę tylko przemyłam, bo nie mogłam jej zakleić plastrem. Razem wyszliśmy omówić akcje i zdać relacje Batmanowi, który chwiał o wszystkim wiedzieć.

Jednak nie mogłam uczestniczyć w zebraniu, bo wróciła beta z postrzeloną Batgirl. Kulka utknęła jej w prawym boki nad biodrem. Cały zabieg zajął mi około czterdziestu minut i nie miałam potem już siły. Po odprowadzeniu rudej do jej pokoju poszłam się położyć do pokoju Jasona.

NiezastąpionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz