Prolog

976 55 6
                                    

  Szatynka o granatowych oczach przekroczyła próg mieszkania oznaczonego numerem osiem. Każdy pewnie by się wściekł, ale mimo że zegar pokazywał czwartą, nikogo nie było w mieszkaniu. Szatynka rzuciła torbę pod ścianę i odwiesiła kurtkę na wieszak stojący po lewej stronie drzwi. Dodatkowo nie była zadowolona z faktu, że musi się stawić w szpitalu miejskim na poranną zmianę o ósmą trzydzieści.

Zmęczona przebrała się w krótkie spodenki od piżamy i koszulkę swojego chłopaka. Przeszła przez korytarz do kuchni. Zrobiła sobie omleta z dżemem, którego zjadła, popijając kawą — trzecią dzisiaj zresztą, jeśli liczyć tą wypitą po pracy na zapleczu z Loly i następną w drodze do domu — stojąc przy barku w kuchni.

Zrobiła również taki sam napój dla swojego chłopaka, jednak kiedy ten wróci do domu, pewnie kawa będzie już zimna. Zjadła wczesne śniadanie i usiadła na sofie z zamiarem zmierzenia poziomu cukru we krwi. Czarną torbę postawiła obok siebie z zamiarem wyciągnięcia z niej glukometru, jednak nawet po wysypaniu całej jej zawartości urządzenia nie znalazła. Powodem, który przyszedł do głowy Kim jako pierwszy, było zwyczajne zostawienie go w klubie. Nie byłoby prawdopodobnie nic złego w zaczekaniu na swoją zmianę w placówce medycznej, by tam zmierzyć poziom cukru, gdyby szatynka nagle niepoczuła się słabo.

Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni spodni, co, biorąc pod uwagę jej miejsce zamieszkania, było skrajną głupotą, i wybrała numer telefonu swojego chłopaka.

— Jason? — Zapytała się dziewczyna, wiedząc, że telefon należący do jej chłopaka mógł odebrać ktoś inny.

— Tak. Coś się stało, Kim? — odpowiedział, usłyszawszy przyciszony głos swojej dziewczyny.

— Widziałeś może... — szatynka przerwała swoje pytanie syknięciem, bo poczuła, jakby w jej klatkę piersiową wbijało się tysiące igiełek.

— Halo, Kim! Co się dzieje? — zapytał zaalarmowany. — Po drugiej stronie słuchawki usłyszał jedynie kolejne syknięcie i huk jakby spadło naraz kilka rzeczy. — Kim, co się dzieje, odpowiedz, proszę!

— Ja... nie wiem, ale boli — odpowiedziała powili i cicho.

Jason rozłączył się i podbiegł do pierwszego środka transportu, którym okazał się motor Nightwinga. Przekręcił kluczyki w stacyjce i na pełnym gazie opuścił Jaskinie. Będąc pod kamienicą, w której mieszkał wspólnie z szatynką, chłopak połączył się z numerem alarmowym, pośpiesznie przedstawiając się i podając adres. Po wbiegnięciu sprintem na trzecie piętro podał resztę informacji i rozpoczął reanimacje. Teraz gdy najważniejsza dla Jasona osoba leżała na sofie bez wyczuwalnych oznak życie, był wdzięczny swojemu mentorowi za dziesiątki godzin poświęconych nauce pierwszej pomocy i pomocy przedmedycznej. Wszystkie czynności wykonywał machinalnie, a gdy udało mu się przywrócić akcje serca, przez drzwi wbiegli ratownicy medyczni. Jason przyglądał się temu nagle znieruchomiały. Już chwile później sanitariusze zabierali Kimberly do szpitala, a jeden z nich przykucną naprzeciwko Jasona.

— Jedziesz z nami? — zapytał się.

— Nie, pojadę sam. Będę zaraz za wami — odpowiedział szybko.

— Dasz radę? Bo jak coś...

— Tak! Idź już, jej życie jest ważniejsze od mojego stanu psychicznego! — Przerwał mu ostro chłopak.

Do szpitala dotarł równo z ratownikami. Zaparkował motor Richarda i pobiegł za sanitariuszami. Jednak pielęgniarkom nawet nie przeszło przez myśl go wpuścić. Zirytowany zachowaniem personelu przebiegł okrężną drogą przez hall i po drodze zapytał się o swoją dziewczynę w recepcji. Kobieta znajdująca się tam pośpiesznie podała mu numer sali oraz piętro. Szybko wbiegł schodami na drugie piętro, a przez wskazane mu w recepcji drzwi wchodzili lekarze oraz Kim leżąca z maską tlenową na łóżku. Jednak lekarka kazała mu czekać na korytarzu. Zrezygnowany kupił pierwszą lepszą kawę w automacie stojącym obok schodów. Usiadł na jednym z plastikowych krzeseł, a oparł łokcie na kolanach. Wyciągną z kieszeni telefon, którego wyświetlacz pokazywał sześć nieodebranych połączeń. Cztery od Dicka i dwa od Barbary. Jason schował z powrotem telefon i zapominając o napoju, trzymanym w ręce, pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę przed nim.

***

Od razu, gdy Nightwing zobaczył, że jego motor znikł, domyślił się, że znowu zabrał go Jason. Razem z Barbarą dzwonili do chłopaka, ale ten nie odbierał. Richard postanowił poszukać go w Górze Sprawiedliwości, gdyż istniała spora szansa, że udał się tam przed powrotem do domu. Teleportował się w miejsce, gdzie spodziewał się znaleźć przyjaciela.

— Jason! — Zawołał go, zszedłszy z platformy.

Nikt mu nie odpowiedział, więc poszedł w stronę części mieszkalnej. Ponownie zawołał chłopaka, jednak tym razem ktoś go usłyszał.

— Zadzwoń do niego, a nie się drzesz — Jedne z drzwi otworzyły się z hukiem, a z pomieszczenia wyszedł Wally.

— Co się dzieje?! — z kolejnego pomieszczenia wyszedł zaniepokojony Wodnik.

— Był tutaj Jason?

— Nie wiem, spałem — Odpowiedzieli obaj równocześnie. — Coś się stało? — Dodał już spokojniejszy Kaldur.

— Znowu podpierniczył mi motor — Richard pokręcił z dezaprobatą głową. — Masz racje Wally — zwrócił się do rudowłosego — mogłem najpierw sprawdzić lokalizator.

Grayson odwrócił się rzucając krótkie ,,na razie" i ruszył w stronę głównego komputera. Sygnał z lokalizatora w motorze Richarda wskazywał, że Jason znajduje się obecnie w miejskim szpitalu Gotham City. Osiemnastolatka zdziwiło to, bo gdyby to chłopak potrzebował pomocy, zgłosiłby się do Góry, więc Dick od razu stwierdził, że z Jasonem wszystko dobrze.

— Jak myślisz, co się stało? — zapytał Wally podchodząc bliżej. — I po co tam pojechał? — po słowach rudowłosego Richard przypomniał sobie jedyny powód, dla którego Jason mógł przebywać w szpitalu.

— Kim... — powiedział cicho bardziej do siebie niż do przyjaciela.

— Co? — zapytał zdezorientowany.

— Chodzi o jego dziewczynę — doprecyzował. - Inaczej po co miałby jechać do szpitala? - Zapytał retorycznie.

— To on kogoś poderwał? — zapytał oszołomiony tą informacją.

Richard już zbierał się do wyjścia, kiedy w pomieszczeniu pojawił się Batman w towarzystwie Zielonej Strzały.

— Macie zadanie. Kid Flash pobiegnij obudzić wszystkich. — Powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wally wykonał jego polecenie, a już po chwili wrócił z wszystkimi członkami Drużyny. Grayson już pogodził się z tym, że na swój motor będzie musiał jeszcze poczekać. Jednak dobrze wiedział, że misja będzie ważniejsza.

Po czterdziestu minutach wyjaśniania planu wszyscy byli dobrze poinformowani o swoim zadaniu. Misje zaplanowano na jutro, więc gdy wszyscy wrócili do poprzednich zajęć, Richard mógł jedynie pomarzyć o wygodnym łóżku. Odetchnął głęboko i teleportował się do Gotham. Po tym skierował się do szpitala. Wcześniej jeszcze włączył aplikacje śledzącą w swoim telefonie w razie, gdyby Jason się przemieścił. Na jego szczęście Todd został w szpitalu. Wchodząc do budynku, odszukał wzrokiem recepcje i podszedł do kobiety siedzącej za szybą.

— Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — Zapytała się nadal wpatrzona w ekran komputera.

— Dzień dobry, szukam Jasona Todda. — Odpowiedział, pytając o przyjaciela tak dla pewności.

— Niestety nie ma go u nas. — Chodziło jej oczywiście o to, że chłopak nie jest jednym z pacjentów.

— W takim razie, czy mogłaby pani sprawdzić nazwisko Kim... — zamyślił się nad nazwiskiem dziewczyny Jasona — Kimberly Richardson. — Po uzyskaniu nazwiska recepcjonistka ponownie zastukała w klawiaturę.

— Tak — potwierdziła — drugie piętro, sala trzydzieści dwa B. Jednak musi pan poczekać przed wejściem.

Richard, zgodnie ze wskazówkami na oko czterdziestoletniej kobiety, wszedł na drugie piętro, które było prawie całkowicie puste. Nie licząc osiemnastolatka, na piętrze znajdowały się tylko cztery osoby. Jason siedział wpatrzony w ścianę z papierowym kubkiem w ręce.

— Co musiało się stać, że znowu zabrałeś mi motor? — zapytał się Dick i usiadł obok. — Jason? - miał wrażenie, jakby chłopak go nie słyszał.

— Sam chciałbym wiedzieć do cholery — odpowiedział, gwałtownie odwracając się w stronę Richarda. — Nie chcą mnie do niej wpuścić. — zrezygnowany spuścił wzrok na podłogę.

— Do kogo? Do Kim? — Jason nie zdążył odpowiedzieć, ale skinął głową. — Co z nią?

— Podwójne albo potrójne zatrzymanie akcji serca. — Beznamiętny głos Jasona wskazywał na granicę załamania.

— Długo tu siedzisz?

— Od za dziesięć piąta — odpowiedział.

— To ponad dwie godziny. — Myślał na głos Grayson.

— Jakieś czterdzieści minut temu przenieśli ją tutaj — wskazał głową drzwi naprzeciwko niego. — Lekarka powiedziała, że będą ją wybudzać. — Przez chwile trwała między nimi cisza. Siedzieli i wpatrywali się w jasnobłękitne drzwi, na których przymocowany był kawałek plastiku oznaczający numer sali. Niespodziewanie drzwi oznaczone „32 B" otworzyły się, a z pomieszczenia wyszła lekarka. Jason momentalnie poderwał się z krzesła, a zaraz za nim Dick.

— Co z nią? — Jason dopadł kobiety, która jeszcze nie zdążyła zamknąć drzwi.

— Proszę — powiedziała, wziąwszy głęboki oddech i otworzyła szerzej drzwi.

Stanęli jak wryci, gdy zobaczyli Kim. Siedziała skulona na szpitalnym łóżku, a głowę miała schowaną w kolanach. Była ubrana w szpitalną piżamę, a jej ciuchy leżały na szafeczce obok łóżka. Dziewczyna trzęsła się, ale nie z zimna. Nie podniosła wzroku na chłopaków, ale gdy usłyszała głos Jasona, jej ciałem ponownie wstrząsną płacz.

— Ciii — Jason podbiegł do swojej dziewczyny, przytulił ją do siebie i głaskał po włosach, aż się nie uspokoiła. Richard w tym czasie czytał kartę pacjenta, w której znajdował się szczegółowy zapis tego, dlaczego Kim znalazła się w szpitalu i w jakim jest stanie. — Co się dzieje? — Zapytał się z troską Jason, gdy jego dziewczyna się uspokoiła.

— Mam coś z sercem — odpowiedziała, pociągając nosem. — Nie dają mi więcej niż dziesięć miesięcy. — Dodała i znowu wpadła w płacz.

Richard właśnie doczytał do tego w karcie. Stał osłupiały, nie mogąc czytać dalej. Jason podszedł do niego i wyrwał mu dokument. Ponownie przytulił Kim. Jedną ręką głaskał ją po głowie, a drugą trzymał plik kartek. Gdy doszedł do części o chorobie i doczytał do końca, wypuścił dokumenty z rąk. Dłoń zastygła mu na plecach dziewczyny, a w pomieszczeniu zapanowała cisza, którą przerywała jedynie Kim pociągając nosem.

***

— Ja nic nie sugeruje, mówię tylko, że jej doświadczenie medyczne mogłoby się nam przydać — Flash nieugięcie stał przy swoim, nawet pod morderczym spojrzeniem Robina.

— Nie wspominając o tym, czemu to ją wybraliście. Kiedy miałaby niby znaleźć czas?

— Sprawdziliśmy ją, ma trochę wolnego czasu — poparł sprintera Zielona Strzała.

— Szczególnie pracując na dwie zmiany — sarkną w stronę dwójki mężczyzn. — No co się tak patrzysz, skoro ją sprawdziłeś, powinieneś to wiedzieć — splótł ręce na klatce piersiowej w wyzywającej pozie. Batman spojrzał na dwóch zdezorientowanych bohaterów i skinął na Robina, dając mu znać, żeby kontynuował. — W poniedziałek ma zajęcia od dziewiątej do piętnastej, a w środę od ósmej do czternastej trzydzieści. We wtorek, czwartek i piątek praktyki od ósmej trzydzieści do piętnastej trzydzieści. Do tego jeszcze pracuje w klubie codziennie od dwudziestej drugiej do czwartej, więc ponawiam pytanie, kiedy?  

<><><><><>

Nareszcie się wzięłam za poprawienie tego prologu. Więcej błędów powinno nie być, jednak cholera wie. W razie czego piszcie.

NiezastąpionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz