Rozdział 3

531 43 1
                                    

Sam nic nie wspomniał Deanowi o tym, czego dowiedział się od Gabriela. Zwyczajnie nie potrafił tak po prostu mu powiedzieć, że kolejna ważna dla niego osoba niedługo odejdzie. Stracił już zbyt wiele i szatyn podejrzewał, iż jego brat może nie przetrwać jeszcze jednej śmierci.

Starał się co prawda zachowywać spokój, utrzymując maskę opanowania na twarzy, lecz młodszy Winchester wiedział, że wewnętrznie drży ze strachu o życie przyjaciela.

Nie tylko to jednak było powodem, dla którego Sam o niczym go nie poinformował. Gdyby tylko Dean dowiedział się, jakiego okrucieństwa tak naprawdę dopuścił się Rafael, z miejsca przypuściłby szturm na Niebo. A jako pojedyncza jednostka, posiadająca niewiele więcej ponad anielskie ostrze, nie dałby sobie rady z hordą aniołów.

Postanowił powrócić swoimi myślami do teraźniejszości. Wydarzenia ostatnich kilku godzin oraz usilne szukanie jakiegokolwiek rozwiązania zdecydowanie potrafiło przytłoczyć. Z góry przecież wiedział, iż każdy, nawet najlepszy pomysł jest teraz skazany na druzgocącą porażkę. Podobną zresztą do tej, którą odnieśli podczas stracia z Kakabelem. Nie potrafił jednak przestać wymyślać coraz to mniej prawdopodobnych sposobów na wyjście z tej sytuacji. Chociaż ten ostatni w jakimś tam procencie dałoby się może zrealizować...

Nie miał bladego pojęcia, dlaczego coś tak powalonego i do bani przychodzi mu akurat w tym momencie do głowy. Powodem mogła być oczywiście bezsilność albo, czego stopień prawdopodobieństwa był zdecydowanie większy, spożyty przed chwilą alkohol. Początkowo za pomocą piwa, później czegoś znacznie mocniejszego, usiłował stłamsić w zarodku napływające wspomnienia.

Nie potrafił zrobić nic, więc pił. Przynajmniej tak to wyglądało z punktu widzenia przypadkowego obserwatora. Ktoś zapewne byłby w stanie mu teraz nawyrzucać, iż wcale nie przejmuje się Castielem, beztrosko zabawiając się w barze. O dziwo, takie właśnie spojrzenie na to wszystko zdołało go zmotywować.

Od błahych rozważań przeszedł od razu do poważnego zastanawiania się nad tym niesamowicie głupim pomysłem. Na co to jednak człowiek nie wpadnie, mając choćby odrobinę procentów w organizmie. Skrajnie zdesperowany oraz trochę pijany postanowił przystąpić do działania.

Jeszcze pewnym krokiem opuścił budynek, zmierzając najpierw w kierunku hotelu. Jego dokładniejszy cel stanowił niewielki parking, gdzie Dean pozostawił Impalę.

Z łatwością otworzył bagażnik, poświęcając chwilę na kontemplację jego zawartości. Spowolnione procesy myślowe wcale nie ułatwiały mu wykonania zadania. Zmuszony był podjąć decyzję, jaką broń weźmie ze sobą. Uwagę skupił głównie wokół noża unicestwiającego demony, jak również anielskiego ostrza. Co powinien zabrać na spotkanie z upadłym aniołem, który stosunkowo szybko podporządkował sobie całe Piekło? Tak, zamierzał się spotkać z samym Lucyferem. Błąd czy nie, o tym akurat przekona się później.

Warto wspomnieć, że relacja jego i Sama należała do tych naprawdę pokręconych. Winchester darzył uczuciem Gabriela, o czym blondyn doskonale wiedział, lecz nie znaczyło to, że tolerował. Nie łatwo przychodziło mu spędzanie czasu w towarzystwie archanioła. Trudna była dla niego sama rozmowa, dlatego łowca starał się spotykać z każdym oddzielnie. Co do pewnej kwestii Gabriel oraz Lucyfer byli jednak zgodni - obojgu nie podobało się, gdy szatyn spędzał czas z tą drugą osobą. A on zwyczajnie nie był gotów na całkowite pozbycie się ze swojego życia chłopaka ani przyjaciela.

Zdecydował się nie zabierać samochodu, ponieważ nie miał pojęcia, kiedy mógłby go zwrócić. Zresztą cel znajdował się wcale nie tak daleko, więc postawił na krótki spacer.

Nie szedł do lasu, jak wcześniej na spotkanie z ukochanym. Lucyfera po raz pierwszy napotkał w opuszczonym magazynie, gdy samotnie polował na zaszywającego się tam od przeszło miesiąca wampira. Upadły powiedział wtedy, że jeśli kiedykolwiek będzie potrzebował jakiejś większej przysługi, ma przyjść w tamto miejsce. Do tej pory jeszcze ani razu nie zdarzyło się, by Sam z tej propozycji skorzystał. Znał go bowiem, przez co zdawał sobie sprawę, iż nie dostanie niczego za darmo. On zawsze pragnął czegoś w zamian.

Dostał się do środka przez lekko uchylone drzwi. Chłodne nocne powietrze pomogło mu wytrzeźwieć i teraz już nie był aż  tak pewny siebie, jak jeszcze niedawno.

Zanim oczekiwana osoba raczyła się wreszcie pojawić, minęło ponad dwadzieścia minut. Lucyfer wyglądał na zrelaksowanego. Ironiczny uśmieszek błąkał się gdzieś na jego ustach. Nie zmienił wyrazu twarzy nawet na widok zaniepokojonego, ściągniętego stresem i zmartwieniem oblicza Winchestera.

- Nie sądziłem, że uda mi się doczekać tego dnia - zaczął blondyn wesołym tonem. Sam pomyślał, iż pewnie zaczął już tworzyć listę potencjalnych rzeczy, z których zażąda jakiejś w zamian za przysługę. - Teraz jestem niezmiernie ciekaw, czego będziesz ode mnie chciał.

- Wydobądź informacje od Rafaela - rzucił prosto z mostu, wyraźnie zaskakując tym swojego towarzysza. Tamten szybko ukrył szok, ponownie przyjmując lekceważącą postawę.

- Z nim tak samo, jak z dzieckiem - powiedział jakby do siebie. Następne zaś słowa skierował do stojącego przed nim człowieka. - Co znowu zrobił? Zabił kogoś? Porwał? Otruł?

Sam skinął głową.

- Zdecydowanie to ostatnie.

Lucyfer przybrał zamyśloną minę, dodając dwa do dwóch.

- Masz to jak w banku. Z marszu wpieprzę się im tam do Nieba, zabijając po drodze parę niewinnych, ale wkurzających dupków ze skrzydłami. A potem wraz z Urielem, którego nienawidzę, i Rafaelem, którego jeszcze bardziej nienawidzę, usiądziemy sobie przy herbatce. Moja umiejętność kulturalnej i wyrafinowanej konwersacji z pewnością ich oczaruje, więc bez problemu zdradzą mi swoje tajemnice.

Rozmówca posłał mu zdecydowanie wrogie spojrzenie. Nie znosił, kiedy ktoś kpił sobie z niego w żywe oczy.

- To nie jest wcale takie trudne.

- Nie. Wcale. Wręcz zarąbiście proste.

- A pieprz się! - warknął Sam, zamierzając zakończyć dyskusję i odejść.

- Z tobą zawsze. Zresztą już nie długo.

Zszokowany jego słowami Winchester nawet nie zdążył zareagować, gdy Lucyfer znalazł się zdecydowanie za blisko.

Jednym zdecydowanym ruchem złączył ich usta, a wciąż osłupiały szatyn z początku nawet nie protestował. Przez chwilę był nawet gotów do odwzajemnienia nagłego pocałunku, jednak chęć tą zniweczył obraz Gabriela, który nawiedził jego myśli.

- Co ty, do cholery, wyprawiasz?! - Tuż po odepchnięciu niechcianego zalotnika, Sam odsunął się na bezpieczną odległość.

- Przedstawiam swoją cenę.

Rozdział trochę krótszy od poprzednich. I co do terminów wstawiania, to postaram się publikować kolejne części tego fanfiction dwa, może trzy razy w tygodniu. Zależy czy dopisze wena i znajdę odpowiedni czas, by to napisać. A jak wasze wrażenia po tym rozdziale?

Trucizna - Destiel/Sabriel/SamiferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz