Odstawił kolejną pustą butelkę po piwie na blat, wygodnie rozsiadając się na krześle. Procenty już poczęły rozchodzić się po organizmie, rozluźniając go z lekka i przyprawiając o zawroty głowy. Wiedział, iż zdecydowanie nie powienien aż tyle pić, jednak Kakabel potrafił skutecznie stłumić jakikolwiek objaw zdrowego rozsądku. Podsuwał nowe naczynie wypełnione alkoholem, gdy tylko Dean opróżnił poprzednie, co wkrótce zachęciło Winchestera do samodzielnego sięgania po następne dawki przyjemnej w smaku cieczy.
Demon obserwował towarzysza z delikatnym uśmiechem, pociągając momentami łyk własnego napoju dla zachowania pozoru. Osobiście jakoś nigdy nie przepadał za mocniejszymi trunkami. Tutaj pojawił się jedynie dlatego, że pragnął zabrać blondyna gdzieś, gdzie ten poczuje się swobodniej. W towarzystwie Rafaela wyglądał na spiętego, dlatego szatyn chciał zaoferować łowcy coś bardziej godnego uwagi od opuszczonego budynku.
Skrycie liczył również na zdobycie choćby odrobiny zaufania, a może też nieco czasu sam na sam z Deanem. Chociaż te dwie rzeczy właściwie się wykluczały - jak podpicie kompana przy akompaniamencie szampańskiej zabawy nie było jeszcze niczym złym, tak posunięcie się o krok dalej mogło zniszczyć zaistniałą między nimi nić porozumienia.
- Mam dość - oświadczył niespodziewanie Winchester, wytrącając Kakabela z rozważań. Ten uniósł brwi w niemym znaku zapytania, ale kiedy nie otrzymał ciągu dalszego, postanowił wyrazić się jaśniej.
- Czego? - zagadnął w końcu, zaplatając ramiona na piersi. - Tego? - Ruchem głowy wskazał resztkę złocistej cieczy zgromadzonej na dnie butelki.
Łowca zaprzeczył, pochylając się nieznacznie nad stołem i opierając głowę na dłoni.
- Po prostu nie mogę znieść myśli, że kolejni ludzie umierają, a ja nie potrafię nic z tym zrobić. Dobra, uratuję jedną czy dwie osoby, ale, cholera, co z pozostałymi? Potwory nie znikną z dnia na dzień. Zabiję wilkołaka - pojawi się inny. Kolejny niewinny zostanie wciągnięty do tego nadnaturalnego bagna!
Demon skupiony słuchał blondyna, oczarowany szczerością padających z jego ust słów. Dean mówił prosto z mostu, nie owijając w bawełnę. Był bezpośredni aż do bólu, wyjawiając szatynowi informacje, których na trzeźwo nie odważyłby się zdradzić.
Takim oto sposobem Kakabel w mniej niż pół godziny zaznajomił się z polowaniami, historią rodzinną Winchesterów, skrywanym, lecz jakże głębokim cierpieniem starszego z braci oraz całkiem niewinną, według niego nieodwzajemnioną miłością do przyjaciela.
Kończąc długaśną, urywkami wyjętą ze wspomnień opowieść, mężczyzna spojrzał nań zapalczywymi oczyma. Oczekiwał reakcji, jednak szatyna kompletnie w owej chwili zamurowało. Dopiero sekundę później, w przebłysku jasności, odzyskał rezon.
- Męczy cię to - podsumował doskonale im znany już fakt - i pragniesz czegoś więcej. Mnie zastanawia jedynie czemu, skoro widocznie masz dość, nie odejdziesz?
- To nie takie proste, jak się wydaje - zaznaczył zaraz. Odchylił się do tyłu, rozprostowując zesztywniałe ramiona.
- Myślę, że wręcz przeciwnie, Dean. Nic skomplikowanego. Może źródło problemu tkwi w tobie. W rzeczywistości pasuje ci obecny styl życia. Czujesz się potrzebny, przydatny. Świetny w swoim fachu. Mam rację, nieprawdaż?
- Przestań pieprzyć bzdury - wycedził, broniąc swoich racji. Kakabel uświadamiał mu prawdę, mówiąc o niej na głos. Wyłożył właściwie to wszystko, co łowca latami skutecznie odpychał.
Demon dał jednak też do zrozumienia, iż słuchał. Mimo tego nie traktował go po tym z litością. Za to wyciągnął wnioski, jako pierwszy znajdując odwagę wypowiedzenia ich na głos.
- Jak sobie chcesz - stwierdził szatyn, wzruszając beztrosko ramionami.
Winchester wtenczas wstał, minimalnie się chwiejąc. Zachowanie pionowej postawy przyszło mu z trudem, ale finalnie stanął miarowo wyprostowany.
- Wybierasz się gdzieś? - wtrącił Kakabel, posyłając w jego stronę pytające spojrzenie. - Bo wydaje mi się, że spacer w twoim stanie to zdecydowanie zły pomysł.
- A co? Masz lepszy?
- Myślę...
- W takim razie chodź ze mną.
Blondyn ruszył przodem, nawet nie oglądając się za siebie. Demon, dopiwszy drinka, chyżo podążył za nim. Obawiał się bowiem, iż pijany Dean pozostawiony sam sobie narobiłby sporego bałaganu.
Na zewnątrz intensywny deszcz ustąpił miejsca znikomej mżawce. Podbudowany poprawą pogody łowca żwawo stąpał ku Impali, wyczuwając obecność Kakabela w niewielkiej od niego odelgłości. Co dziwniejsze, nie przeszkadzało mu to aż w takim stopniu jak wcześniej. Alkohol musiał dołożyć swoje do dziwacznego jak na Winchestera poczucia komfortu.
Szatyn, odgarniając z czoła wciąż wilgotne włosy, taksował śmiałym spojrzeniem idealną sylwetkę mężczyzny przed nim. Zdecydowanie bezwstydne myśli nawiedziły umysł, a dosadność tychże wyobrażeń po trosze demona przeraziła. Aczkolwiek jednocześnie pikantne fantazje podbudowały jego ciągotę do głębszego zapoznania z ciałem Deana - bez ubrań rzecz jasna.
Omalże żywa, namacalna wizja nagiego łowcy zdominowała odmienne zapędy. Popchnęła go ku blondynowi, mamiąc gwarancją owocnej nocy. Skuszony obietnicą znakomicie spędzonego czasu, zatrzymał towarzysza, zaciskając palce na ramieniu i zdecydowanym ruchem odwracając w swoją stronę.
Przyparł go do samochodu, zawężając pole manewru. Nie skrywając już własnych intencji skosztował tych niesamowicie nęcących ust. Pierwotnie zachęcający pocałunek prędko jednak przybrał formę natarczywej pieszczoty. Działał niemalże obsesyjnie, w popłochu. Rozgorączkowany, przygryzając momentami wargi Winchestera. Dłonie sprytnie dotarły do krawędzi ciemnej koszulki, kolejno zmyślnie odnajdując fragment nagiej skóry.
Zdezorientowany piorunującym zwrotem akcji Dean wstępnie nie zareagował, jednak finalnie zwiedziony poczynaniami Kakabela dołożył swój udział, zwielokrotniając zapał cholernie pożądliwego demona.
Szatyn chorobliwie łaknął czegoś jeszcze. W jego burzliwym spojrzeniu czaił się maniakalny obłęd. Stąd przeważnie unikał podobnych okoliczności. Wystarczyło pragnienie bliższego kontaktu. A jeśliby ktoś ośmielił się przerwać mu w drodze do wymarzonego celu, zamiast błogostanu czekałyby go nikczemne szpony śmierci wydzierające mizerny oddech z zachrypniętego gardła.
Ostrzegawczy dźwięk rozległ się raptem gdzieś w pobliżu. Szyba jednego z sąsiednich samochodów rozprysnęła się w drobny mak. Rozdrażniony Kakabel migiem zmienił pozycję, wysuwając się przed rozkojarzonego łowcę. Blondyn wszak pobudzony hałasem rychło oprzytomniał, mając w zamierzeniu asystę demonowi w razie potrzeby.
Ten przeszukiwał badawczo parking, gdy z mroku wychynęły dwie, z daleka znajome postaci. Szatyn zastygł w bezruchu, by zaraz potem, zgrabnie maskując osłupienie, uchylić się przed nadlatującym pociskiem.
Nieznajomi podeszli bliżej - światło latarni padło wpierw na przodującego Alata, którego jasna, omalże biała czupryna kontrastowała z czarnym płaszczem. Kakabel wywnioskował, iż to temu delikwentowi należała się zasługa za chybione strzały, gdyż jedynie on z przybyłych dysponował bronią.
Drugiego z przeciwników przyszło mu rozpoznać nawet łatwiej, choć Lupus wyglądem nie wyróżniał się z tłumu. Ot, przeciętny mężczyzna w średnim wieku. Jednak obraz znienawidzonego przełożonego, który pomiatał nim przez większość lat spędzonych w rejonie Otchłani, potrafił skutecznie i na dobre wyryć się w pamięci.
Wraz z nowym rokiem powracam do żywych. Ta mistyczna wena jest, zapał również. I wiele pomysłów na dodatek.
Są także nowe postanowienia, jak regularna publikacja. Uda się? Może wreszcie pozbędę się tego pisarskiego lenia z zeszłego roku.
Najważniejsze na koniec, czyli pytanie do czytelników. Co sądzicie o naszym Kakabelu? I jak się podoba jego taka relacja z Deanem? A może jakieś teorie co do dalszej akcji? Z chęcią przeczytam każdy komentarz i poznam opinie na ten temat
![](https://img.wattpad.com/cover/116756835-288-k935898.jpg)
CZYTASZ
Trucizna - Destiel/Sabriel/Samifer
FanfictionWinchesterowie od dawna parali się polowaniami na wszelakiej maści istoty nie z tego świata. Zmierzenie się więc z kolejnym nadnaturalnym stworem nie stanowiło dla nich żadnego wyzwania. Jednak czasem nawet logiczne myślącemu łowcy zdarzy się przece...