Dean posłał mu beznamiętne spojrzenie, doskonale maskujące zdziwienie oraz strach, malujący się chwilę temu w zielonych tęczówkach. Ujawnienie swojej słabej strony przed tą piekielną istotą byłoby dla niego najgorszym, co mógłby uczynić. Zamiast tego począł się zastanawiać nad miarowo bezpiecznym i nie zagrażającym rychłą śmiercią wyjściem z sytuacji.
Postrzelenie demona jedynie by go rozjuszyło, a zanim Winchester zdążyłby przypuścić na Kakabela atak z pomocą noża unicestwiającego demony, ten dawno przeszyłby pierś Castiela anielskim ostrzem. To, że jeszcze tego nie zrobił, stanowiło o jego pokojowych zamiarach. Nie eliminowało jednak całkowicie potencjalnego niebezpieczeństwa, gdyż niespodziewany gość znajdował się na tyle blisko, iż pozwalało mu to na wykonanie ruchu w dowolnym momencie.
Ucieczka nawet nie wchodziła w grę, ponieważ blondyn nigdy w życiu nie pozostawiłby przyjaciela, oszczędzając samego siebie. Wolałby już zginąć niźli brnąć dalej przez świat w towarzystwie bezustannego poczucia winy. Dlatego postanowił wysłuchać sprawcy zamieszania.
- Czego chcesz? - wycedził zimnym, niemalże obojętnym tonem. Gra aktorska, polegająca na umiejętnym skrywaniu targających nim wewnętrznie emocji prawie weszła mu w nawyk, więc bez większego problemu zamienił żal na nieco dezorientujący, lecz w równym stopniu odpychający chłód.
W jednej ręce w dalszym ciągu dzierżył broń, kiedy drugą bezwolnie zacisnął w pięść. Pierwszy szczegół nie umknął uwadze demona, którego uśmiech, jeśli to w ogóle możliwe, stał się jeszcze szerszy.
- Nie jesteśmy co prawda w Piekle, jak obiecywałem, ale dla mnie to zdecydowanie lepiej - skomentował, zamiast udzielić odpowiedzi na zadane pytanie. - Wiesz, macie tutaj o wiele ładniej i przede wszystkim chłodniej, niż my tam na dole.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, napawając widokiem najzwyklejszego na świecie motelowego pokoju. Następnie wolną dłonią poprawił opadające na oczy kasztanowe kosmyki.
- Czego chcesz?! - powtórzył Dean, coraz bardziej zniecierpliwiony. W jego głosie odnalazła miejsce pobrzmiewająca wrogo nuta, przejmująca kontrolę nad barwą oraz brzmieniem.
- Jaki niecierpliwy - podsumował rozbawiony do granic Kakabel. - Coś czuję, że jeśli nie przejdę do rzeczy to zostanę zasztyletowany albo gorzej. Zresztą nieważne. Nie pofatygowałem się tutaj bynajmniej tylko w celach rozrywkowych.
Winchester mruknął pod nosem jakąś niezrozumiałą uwagę, brzmiąca podobnie do ''nareszcie'' i ''jakby ktokolwiek się dobrze z tobą bawił''. Niezniechęcony szatyn puścił jego stwierdznia mimo uszu, tłumacząc powód wizyty.
- Przysyła mnie Rafael. Chce porozmawiać - rzucił krótko, dając szczególny nacisk na ostatnie słowo. Tym podkreśleniem zasugerował, iż archanioł z pewnością nie myślał jedynie o miłej pogawędce, wysuwając takową propozycję.
- Niezmiernie mi przykro, ale muszę odmówić.
Kakabel przechylił lekko głowę w bok, lustrując go wzrokiem od stóp do głów. Niewątpliwie blondyn znalazł się między młotem a kowadłem. Dla niego nie istniała już szansa na pomyślne zakończenie. W każdym z obmyślonych w głowie scenariuszy ktoś mu bliski odchodził.
- Zupełnie źle mnie zrozumiałeś, Dean. - Demon westchnął, starając się jak najadekwatniej dobrać słowa. Tak, by nie tłumaczyć niczego ponownie. - Rafael nie kazał cię poprosić, lecz przyprowadzić. Dał mi do wyboru wszelkie dostępne środki, abyś stawił się na miejscu. Ja pomyślałem, że wykażę się odrobiną dobrej woli i podaruję ci wybór, jednak widocznie z niego nie skorzystasz. Teraz masz ostatnią szansę.
Łowca obserwował uważnie anielskie ostrze, będące końcem przeciwnym do rękojeści coraz bliżej ciała jego przyjaciela. Szatyn przyłożył czubek broni do ubrania anioła, zręcznym ruchem przecinając fragment białej koszuli. Kolejno wykonał niewielkie nacięcie na skórze, z którego wypłynęło parę pojedynczych kropel krwi. Szkarłatna ciecz wsiąknęła w materiał, zabarwiając go na czerwono.
CZYTASZ
Trucizna - Destiel/Sabriel/Samifer
FanfictionWinchesterowie od dawna parali się polowaniami na wszelakiej maści istoty nie z tego świata. Zmierzenie się więc z kolejnym nadnaturalnym stworem nie stanowiło dla nich żadnego wyzwania. Jednak czasem nawet logiczne myślącemu łowcy zdarzy się przece...