Rozdział 8

343 28 6
                                    

Widok Lucyfera przypomniał mu o feralnym pocałunku, do którego nigdy nie powinno dojść. Sama jednak najbardziej przerażało to, iż Upadły traktował ich relację jako coś więcej niż zwyczajne, przyjacielskie więzi, bez żadnych podtekstów. A po ostatnich słowach Gabriela mógł wywnioskować, że ten był wszystkiego świadom i ostatnie zachowania blondyna wobec niego nie stanowiły jedynie niewinnej igraszki.

Przez co Winchester miał na głowie dwóch męskich adoratorów, z czego jeden nie wydawał się do końca normalny. Obaj natomiast zaliczali się w pełnej krasie do grona istot nadnaturalnych, lecz stanowiło to jedyne, występujące pomiędzy nimi podobieństwo.

- Nie jest moja - poinformował Lucyfer, usiłując swoimi słowami zwrócić czyjąś uwagę. Na jego postać przemknęło zainteresowane spojrzenie łowcy.

Gabriel tymczasem postawił na całkowitą ignorancję, delektując się ulubionym smakołykiem. Chwycił gazetę spoczywającą na nocnej szafce obok łóżka, udając szczere zaangażowanie w poznanie przekazywanych drukiem treści.

Sam uważniej przyjrzał się przyjacielowi, uprzytamniając o widoku krwi na ubraniu. Z racji nachodzących go myśli, popadł w chwilową refleksję i zapomnienie o uprzednio zarejestrowanych szczegółach. Powróciwszy do rzeczywistości, postanowił wypytać trochę o okoliczności znalezienia się sporej ilości szkarłatnej cieczy na ciuchach Upadłego.

- Zabiłeś kogoś? - rzucił, wybierając pierwszą z dostępnych oraz najbardziej możliwych opcji. Skoro Lucyfer nie został w żaden sposób zraniony, do czego sam się właśnie przyznał, ta teoria wydawała się najbardziej prawdopodobna.

- Gdzie tam! Nie miałem nawet zbytnio ku temu okazji, a szkoda. Z chęcią pozbawiłbym życia paru śmiertelników.

Oparł się niedbale o ścianę, zaplatając ramiona na piersi. Posłał swojemu ulubionemu Winchesterowi olśniewający uśmiech, skrywający nutkę czegoś dziwnego, niebezpiecznego, zarezerwowanego do odczytania dla nikogo innego, jak Sama.

- Anioły zresztą nie są wcale najgorsze. Godni przeciwnicy, można rzec - dodał, zyskując ciskające gromy tęczówki Gabriela, uniesione znad pisemka. Archanioł bezczelnie na niego spoglądał, zaciskając usta w cienką linię.

W milczący konflikt pomiędzy Upadłym a obecnym archaniołem wciął się ciemnowłosy łowca, zbulwersowany zachowaniem tejże dwójki.

- Lucyfer, co ty właściwie zrobiłeś?

Zapytany machnął lekceważąco ręką, zbywając powagę całej sytuacji. Będąc ponad zwykłego człowieka oczywiście nie musiał się niczym takim przejmować, lecz wykazanie chociaż odrobiny empatii z pewnością nikomu jeszcze nie zaszkodziło.

- Czemu aż tak się tym przejmujesz? Psujesz sobie tylko niepotrzebnie humor. Poza tym sam tego chciałeś.

Ostatnie zdanie, wymówione sugestywnym tonem z nutą prowokacji, zatrzymało Gabriela. Ten, wstając uprzednio z łóżka, skierował się ku drzwiom. Przystanął jednak, spoglądając pytająco to na ukochanego, to na Lucyfera.

- Czego sam chciałeś? - Uwagę skupił wyłącznie na Samie, mierząc go badawczym wzrokiem, którego mężczyzna podejrzanie unikał. Takowy gest tylko pogłębił podejrzenia, iż zdążyło podziać się coś, o czym jeszcze nie wiedział. Jednak zamierzał się dowiedzieć.

- Niczego. Lucyfer żartuje.

- Jakoś mało zabawnie - skwitował anioł, przyjmując jego wytłumaczenie.

Choć w rzeczywistości nie wierzył temu za grosz, a niepewność tą dodatkowo podjudzało zmieszanie Winchestera. Odpowiedział nazbyt szybko, nerwowo, jakby udowadniając, że mówił prawdę.

Trucizna - Destiel/Sabriel/SamiferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz