Rozdział 7

362 27 6
                                    

Jego zmęczony bezustannym poszukiwaniem odpowiedzi umysł nie chciał współpracować. On sam zresztą wydawał się być na granicy wytrzymałości. Jeśli nawet fizycznie nic mu nie dolegało, intensywnie odczuwał rozrywającą go wewnętrznie świadomość niemocy uczynienia czegokolwiek w zaistniałej sytuacji.

Nie usiłował już wmawiać sobie, że nadejdzie lepsze jutro. Wręcz przeciwnie - od dawna przestał na nie czekać. Przyszłość ukazana w cieplejszych barwach wydawała się obecnie mało realna.

Ponieważ nadeszła wojna. Walka pomiędzy nim a Niebem, którą ostatecznie przyjdzie zwyciężyć którejś ze stron. Złoty środek nie istniał. Mógł jedynie przegrać lub wygrać, jednak szala z szansą na przetrwanie niebezpiecznie przechylała się ku wrogowi.

Smętne rozmyślania Sama przerwał Gabriel. Archanioł pojawił się właściwie z nikąd, powodując tą nagłą wizytą szybką reakcję Winchestera.

Łowca machinalnie pochwycił spoczywającą zaraz obok broń, chwilę później, zorientowawszy się kogo właśnie ujrzał, odkładając ją na miejsce. Niespodziewany gość absolutnie się tym nie przejął, podchodząc do mężczyzny. Złączył krótko ich usta, następnie lokując się na wolnym łóżku i posyłając swojemu zdezorientowanemu chłopakowi ciepły uśmiech.

Ten obserwował z niemałym zdziwieniem, jak szatyn rozkłada się w miarę wygodnie na pościeli, wydobywając z kieszeni nową paczkę żelek. Tak, Gabriel zdecydowanie wielbił słodycze. Wszelakiego kalibru czekolady, ciasta, lody oraz inne tego typu wymysły ludzkiej wyobraźni, a w szczególności właśnie żelki. Zdając sobie sprawę z takowych preferencji ukochanego, gdy tylko posiadał okazję przebywać w pobliżu sklepu, Sam często w ramach bezokazyjnego prezentu wręczał aniołowi różnorodne przekąski.

- No co?- mruknął anioł z pełnymi ustami. Przełknął, po czym parsknął śmiechem na widok miny Sama. - Po prostu cieszę się życiem. Ty też powinieneś.

Winchester westchnął cicho. Zachowanie Gabriela momentami wydawało się wręcz powiewać absurdalizmem, lecz to właśnie tą paradoksalną osobę zdecydował się pokochać. Chociaż może nie zdecydował, gdyż na ukierunkowanie własnych uczuć nie miał praktycznie żadnego wpływu.

- Z czego niby? - Słowa opuszczając usta wybrzmiały nazbyt ironicznie, przesiąknęły delikatnym sarkazmem. - Nie dość, że Cas leży tutaj bez życia. Dean zniknął i mógłbym przysiąc, że cholerny Rafael maczał w tym palce!

Nie zdawał sobie sprawy, kiedy podniósł głos. Skonsternowany własną reakcją na choćby wspomnienie o zaginięciu brata, starał się opanować emocje. W końcu, zrezygnowany, podszedł do Gabriela, przysiadając na brzegu łóżka.

- Będzie dobrze - zapewnił go archanioł, usiłując dodać otuchy. Czas spędzony na tej planecie, w otoczeniu ludzkich istnień, nauczył go, iż słowa potrafią wiele zdziałać.

Tak więc te niby proste wyrażenia zdołały podnieść Sama na duchu. Chociaż wiedział, że nie zmienią nic w tym ponurym i wyglądającym z każdą kolejną minutą gorzej wizerunku rzeczywistości, postanowił się ich trzymać. Zaledwie dwóch wyrazów, które zdołały rozgrzać niewielki fragment serca. Na nowo rozpalić iskierkę nadziei.

- Chciałbym, żeby to było prawdą.

- Zawsze może być twoją wersją prawdy. Nikt ci nie zabroni w to wierzyć. Jeśli tylko tego pragniesz, zrób to. Pozwól sobie uwierzyć - szepnął szatyn, ujmując jego dłoń.

Mimo pokrzepienia ponownie nawiedziły go wątpliwości. A co jeśli...

- ... cię stracę - dokończył na głos.

Wzrok Gabriela uciekł gdzieś ponad postać łowcy. Źrenice zwęziły się, uśmiech przygasł.

- Zostanie on.

Winchester odwrócił się, by sprawdzić, w co lub kogo tak intensywnie wpatruje się anioł. Oczom mężczyzny ukazał się ''przeuroczy'' widok Lucyfera, którego ubranie pokrywała podejrzanie przypominająca zabarwieniem krew szkarłatna substancja.

***

- Masz coś? - rzucił demon, uwieszając się na ramieniu Rafaela, który bynajmniej nie wydwał się z tego zadowolony. Tak naprawdę znosił Kakabela, jego humorki i z lekka psychiczną osobowość tylko dlatego, iż mu pomagał. A ten doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

- Nie - odparł zapytany. - Poza tym, powinniśmy skupić się na sprawach ważnych. Teraz nie ma miejsca na relaks ani twoje wygłupy.

Szatyn prychnął, pozostawiając to bez komentarza.

- Trochę alkoholu zawsze się przyda. Mam rację, Dean? - Spojrzał na łowcę oczekując gestu potwierdzenia, lecz nie otrzymał niczego. Nieco rozczarowany wyprostował się, odchodząc od anioła na kilka kroków.

Początkowo liczył, że zaprzyjaźni się z Rafaelem. Podczas pierwszego spotkania wydał się całkiem sympatyczny, elokwentny, a Kakabel nawet pokusiłby się o nazwanie go zabawnym. Jednakże po wejściu w układ oraz spędzeniu z nim większej ilości czasu sam na sam, przyjemne wrażenie minęło. Inaczej niż z Winchesterem.

Demon wprost podziwiał oddanie blondyna. Mimo iż nie pałał zbyt ogromną sympatią do ludzi, szanował go. Za poświęcenie, byle uratować bliskich. Mógłby zginąć, pragnąc ocalić kogoś, kto na stałe zagościł w na pozór oziębłym sercu.

Rafael należał do grona aniołów, archaniołów właściwie, lecz szatyn sądził, nie bezpodstawnie zresztą, że to niejasno wyrażone przez Deana ''tak'' i zgodzenie się na warunki umowy, stanowiło zawarcie układu z diabłem.

- Ruszmy się stąd - powiedział w momencie, kiedy odezwał się telefon Rafaela.

Kakabel złapał łowcę za ramię, ciągnąc go w kierunku wyjścia. Na koniec wytłumaczył w przybliżeniu zatopionemu w rozmowie aniołowi, dokąd się udają. Wykonał zaledwie kilka dziwacznych ruchów, ale rozmówca najwyraźniej pojął przekaz, ponieważ machnął ręką, wskazując drzwi. Istniała również ewentualność, iż nie zrozumiał mowy ciała, przy czym pragnął się ich dwójki na razie pozbyć.

- Gdzie idziemy? - spytał Dean w drodze do pozostawionego nieopodal samochodu.

Demon przetworzył w głowie listę potencjalnych miejsc, do których mogliby zajrzeć o tej porze. Z pewnością odpadało centrum handlowe, gdzie prędzej zabrałby jakąś kobietę. Winchester nie wyglądał mu zresztą na kogoś, kto wielbi włóczenie się po sklepach.

- Bar - zdecydował, dostrzegając kątem oka widoczne zadowolenie, malujące się na twarzy jego towarzysza. Dokonał dobrego wyboru.

Skosztują alkoholu, pogadają. Ogólnie wyleją wszystkie żale na dotychczasowe życie. A przynajmniej chciał, by tak to wyglądało.

- Potem wracam do hotelu - oznajmił niespodziewanie Dean. Przyspieszył kroku, chowając zmarznięte ręce do kieszeni.

- Wracasz? Po co?

- Upewnić się, że mówił prawdę.

- Sprawdzisz, czy wywiązał się ze swojej części?

- Nie tylko - odparł tajemniczo, intrygując Kakabela. Demon nabrał tym większej ochoty na dokładniejsze poznanie łowcy.

Dotarli do Impali, kiedy Dean zamierzał coś dodać. Szybko jednak się rozmyślił, zbywając natarczy wzrok szatyna milczeniem. Wolał zatrzymać dla siebie coś tak błahego i mało istotnego, czym pragnął się podzielić, kierowany impulsem. Kakabel liczył więc, iż pod wpływem procentów mężczyzna zmieni się w większą gadułę niż dotychczas.

I będzie bardziej dostępny, gdyż zamierzał go dobrze poznać. Pod każdym względem - zarówno umysłowym, jak i cielesnym.

Trucizna - Destiel/Sabriel/SamiferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz