Nerwowo krążył po pokoju, ze zdenerwowania nie mogąc usiedzieć ani chwili w miejscu. Próbował się nawet uspokoić, zatrzymując wzrok na wszystkim, byle tylko nie spoglądać w stronę nieprzytomnego Castiela. Jego przyjaciel...
Tak właściwie to nie wiedział, czy powinien go nadal tak nazywać. Od pewnego czasu anioł zaczął znaczyć dla niego o wiele więcej, stał się wręcz stałym elementem jego życia. Zresztą był przy nim już tak długo, iż Winchester zaczął traktować go jako osobę, która pozostanie do samego końca. Jego końca, lecz jak widać zaistniała sytuacja nieco odwróciła strony. Cholerny Kakabel i jeszcze bardziej popieprzony od niego Rafael...
Przysiadł na stołku przy jednym z łóżek, chowając twarz w dłoniach. Ten jeden raz pozwolił sobie na strach. Lęk przed nieuniknioną stratą oraz samotnością. Jego nadzieja na pozytywne zakończenie powoli się wypalała. Zwiększał za to ucisk w piersi na ponure myśli o nadchodzącej przyszłości. Zastępował je tymi pozytywnymi, będących pragnieniem ciała i umysłu.
Nie raz wyobrażał sobie, jak wyglądałby ich pocałunek. Miał pojęcie jednak, że marzenia nie są w stanie odzwierciedlić rzeczywistości. Dlatego tak desperacko chciał, by Cas się obudził. Był wreszcie gotów wyznać ''kocham cię''. Powiedzieć to, na co nigdy się nie zdobył. W obliczu śmierci jakoś przestało go obchodzić zdanie innych, pierwszy raz zamierzał pokierować się egoizmem.
Jego późniejszymi działaniami sterował czysty impuls. Zbyt silna potrzeba poczucia czyjegoś dotyku, pocieszenia się choć tą marną imitacją prawdziwej pieszczoty.
Wstał, pochylając się nad ciałem nieprzytomnego bruneta. Przybliżył swoją twarz do jego, przygladając się jej z bliska. Anioł wyglądał tak spokojnie, niewinnie. Przez to Dean nabrał jeszcze większej ochoty skosztowania jego ust, kuszących go niczym zakazany owoc. W końcu, nie potrafiąc się dłużej powstrzymać, musnął krótko wargi Castiela. To rozpaliło w nim ogromny płomień pożądania. Ciało pragnęło więcej, znacznie więcej.
Głowę jak na zawołanie wypełniły wizje dalszych poczynań. Żarliwe pocałunki, sunące po plecach dłonie, niekontrolowane jęki. Gdyby tylko Cas otworzył teraz oczy, senne mary mogłyby się ziścić.
Dean zdołał w porę się odsunąć, poskramiając szalejącą namiętność. Sam nie był pewien, jakich rezultatów oczekiwał, ale wydawał się być zawiedziony. Anioł pewnie nawet niczego nie poczuł, podczas gdy Winchester odczuwał aż za wiele.
Wziął kilka głębszych wdechów, uspokajając przyspieszony oddech. Galopujące serece stopniowo powracało do normalnego rytmu.
Zajął miejsce w przeciwległym końcu pomieszczenia, będąc niesamowicie blisko sięgnięcia po alkohol. Dotąd nie uczynił tego, tkwiąc w przekonaniu, że on tylko utrudniłby mu dojście do ładu z poplątanymi do granic możliwości emocjami. Musiał wpierw poukładać sobie całość, przechodząc od większych do drobniejszych szczegółów.
Po godzinie się poddał. Po dwóch sączył jakiś trunek.
Tym sposobem ukoił żal, odseparował się od cierpienia.
Jego wzrok ponownie spoczął na Castielu, a po policzku spłynęła pojedyncza łza. Malutka kropelka, skandująca przeciw niesprawiedliwości wszechświata. Skupiająca ból nierealnej miłości, beznadziejnego zakochania, pozbawionego uroku beztroski dzieciństwa.
Nie żądał niczego ponad osoby, gotowej odwzajemnić jego pokręcone uczucia. Pragnął jedynie kogoś, kto w czasie gorszego dnia będzie stał obok, gotowy objąć go swoimi ramionami, zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Czy wymagał aż tak wiele, iż los nie mógł mu tego dać?
Smętne rozmyślania przerwało pukanie do drzwi, a raczej łomotanie w nie. Dean, chwyciwszy naprędce broń, poszedł otworzyć. Nawet, kiedy nie wydawał się trzeźwy, instynkt nakazywał mu ostrożność.
Na zewnątrz nie zastał nikogo, co odrobinę go zaniepokoiło. Opuścił pokój, czujnie rozglądając się po korytarzu. Wolniej myślał, a co za tym idzie pogorszyła mu się ocena sytuacji.
Zwabiony hałasem, powrócił do środka, gdzie ujrzał uśmiechniętego od ucha do ucha Kakabela. Demon kurczowo zaciskał dłoń na rękojeści anielskiego ostrza, skierowanego drugim końcem ku unoszącej się lekko z każdym oddechem klatce piersiowej Castiela.
***
Sam spoglądał na Lucyfera szeroko otwartymi oczami, nie dowierzając słowom, które padły właśnie z jego ust. Wiedział przecież, iż Upadły należy do grona dosyć specyficznych osób i może zażądać niemożliwego w zamian za nawet najzwyklejszą przysługę. Dlatego nie powinien być aż tak tym zszokowany ani rozważać choćby za i przeciw, tylko definitywnie odmówić.
Zamiast tego rozpamiętywał feralny pocałunek, którego nie zdążył posmakować, gdyż wspomnienie delikatnych acz stanowczych ust Gabriela uniemożliwiło mu zanurzenie się w odmętach rozkoszy. Niby zdawał się zadowolony z faktu, że wyszło jak wyszło, lecz gdzieś głęboko skrywał ogromną chęć ponowienia próby. Po raz drugi już nie zdołałby go odepchnąć, pozwalając sobie na moment naiwnej uległości.
- Może nie wyraziłem się wystarczająco jasno, ale nie chodzi tylko o to, byś się ze mną przespał, Sam. - Winchester skrzyżował ręce na piersi, posyłając Lucyferowi groźne spojrzenie. Przynajmniej na takie miało ono wyglądać.
Łowca oczekiwał na kontynuację tematu, lecz blondyn jakby zamilknął, obdarzając go jedynie tajemniczym uśmieszkiem. Z racji tego Sam podjął rozmowę, trzymając się cały czas jej głównego założenia.
- Co jeszcze? - rzucił jakby od niechcenia, powstrzymując się od użycia wrogiego tonu. Nienawidził sytuacji, gdy ktoś postanawiał się z nim zabawić, marnując cenne sekundy na zmuszanie go do samodzielnego wypytywania o szczegóły. Tak, Upadły robił to aż nader często w najmniej odpowiednich chwilach.
- Musisz sam tego pragnąć. Inaczej nici z naszej umowy. - Wzruszył beztrosko ramionami. W przeciwieństwie do przyjaciela nie przejmował się absolutnie niczym.
Cała ta sprawa od początku stanowiła dla Lucyfera swego rodzaju grę, w której ze zręcznością godną prawdziwego mistrza bez trudu przechodził kolejne poziomy. Trochę frajdy i nudy zarazem, ponieważ już na starcie czuł się zwyciezcą.
Sam pokręcił głową, zastanawiając się, jakim to cudem ten arogancki oraz pewny siebie blondyn wydał mu się idealnym materiałem na kompana. Przy pierwszym spotkaniu uznał go nawet za pociągającego. Powiedzmy, że stopniowo popadał w zauroczenie zarówno jego strefą fizyczną, jak charakterem. Nie zbaczał na nadnaturalne pochodzenie. I może coś by z tego wyszło, gdyby na horyzoncie nie pojawił się inny anioł.
Młodszy Winchester trwał w przekonaniu, iż Lucyfer nie przepada za jego chłopakiem i odwrotnie. Upadły nie wyprowadzał go z błędu, choć w rzeczy samej nienawidził Gabriela. Odebrał mu coś cennego, więc teraz za to zapłaci.
- Jesteś nieźle popieprzony - skwitował niespodziewanie łowca.
Rozbawiony Lucyfer przewrócił oczami, robiąc krok do przodu w celu zmniejszenia dystansu między nimi. Sam zaraz po tym cofnął się na tyle, by pozostać poza zasięgiem przyjaciela. Nauczony poprzednimi doświadczeniami wolał trzymać się z daleka.
- Brawo Sherlocku. Wreszcie to odkryłeś - pogratulował mu z nutą słyszalnej ironi w głosie.
Szatyn natrafił plecami na ścianę, co przyjaciel bezzwłocznie wykorzystał. Stanął zdecydowanie za blisko, zaburzając równowagę jego przestrzeni osobistej. Łowca zamknął oczy, oczekując nieuniknionego.
- Nie martw się, Sam. Zrobię to dopiero, gdy będziesz tego chciał - wyszeptał prosto w jego zaciśnięte usta. Nic więcej nie mówiąc, szybko ulotnił się z budynku.
Winchester uchylił powieki, zaskoczony zniknięciem Lucyfera. On nigdy nie odpuszczał, więc Sam posiadał pełne prawo mieć wątpliwości, czy aby na pewno jest na bezpiecznej pozycji.
- Lucyfer!
Odpowiedziała mu głucha cisza.
Pisanie tego rozdziału szło mi niezwykle łatwo i obecnie mam mnóstwo weny na to opowiadanie. Na koniec jeszcze prośba do wszystkich czytelników. Jeśli ktoś zauważy jakiś błąd, to niech mnie o nim poinformuje. Sprawdzałam co prawda cały rodział pod tym względem, ale zawsze coś może umknąć.
CZYTASZ
Trucizna - Destiel/Sabriel/Samifer
FanficWinchesterowie od dawna parali się polowaniami na wszelakiej maści istoty nie z tego świata. Zmierzenie się więc z kolejnym nadnaturalnym stworem nie stanowiło dla nich żadnego wyzwania. Jednak czasem nawet logiczne myślącemu łowcy zdarzy się przece...