Murder

758 43 19
                                    

Ryan:

Na moje nieszczęście mój ojciec był w szpitalu. Gdy dowiedział się, że tam byłem wysłał mnie i Mey do domu. Dziewczyna strasznie nalegała, bym został z nią na noc, bo nie chciała być sama. Zgodziłem się. Bez zastanowienia.
Gdy byliśmy już w jej pokoju, między nami panowała cisza. Oboje martwiliśmy się o stan Raekena, przez co nie mogliśmy spać. Długimi godzinami leżeliśmy wpatrzeni w ekran jakiegoś serialu na Netflixie, ale prawda była taka, że nie interesowały nas losy bohaterów i to dlaczego dany bohater nie żyje. Mieliśmy gdzieś związki i przyjaźnie, które pojawiły się, ale gdy tylko doszliśmy do ostatniego odcinka pierwszego sezonu, zrobiło nam się smutno.
-Zagrałabym sobie w Lola- oznajmiła dziewczyna.
-Dlaczego?
-Zawsze kiedyś miałam doła w Seattle, to grałam z chłopakami i wyżywałam się na... wszystkim właściwie.
-To dawaj. Chętnie zobaczę twoje umiejętności- uśmiechnąłem się do dziewczyny.
-Muszę się umyć. Poza tym dawno nie grałam i pewnie przejebie gierkę.- brunetka podeszła do laptopa i uruchomiła Ligę.
-Ja mogę ci zagrać, jeśli chcesz. Nie chwaląc się, jestem w diamencie IV (jedna z najwyższych dywizji, czyli stopni umiejętności w grze: d.o.a)
-Tyle że ja gram na wsparciu.
-Wiesz ile postaci ze wsparcia, można wybrać na inną linię? Multum, a poza tym na pewno masz kogoś tupu Lux, która jest na tyle mobilna, że dasz radę zagrać nią wszędzie.
-Rób, jak chcesz. Idę się umyć- dziewczyna podeszła do komody, wyciągnęła z niej ubrania i świeżą, skompletowaną bieliznę, po czym opuściła pokój w celu zadbania o własną higienę osobistą.

Theo:

Zapukałem do okna z nadzieją, że ktoś szybko je otworzy. Nie widziałem przez nie Mey, natomiast Ryan siedzący przy laptopie miał słuchawki na uszach. Spróbowałem więc poluzować którąś z trzech witryn i gdy w końcu mi się to udało, migiem wśliznąłem się do środka.

Spojrzałem na Gravesa i zmierzyłem go wzrokiem, po czym zrobiłem dziwny wyraz twarzy.

-... Jak tylko się obudzisz, to znów będziemy razem. Ryan sam to zaproponował. Interesujące prawda?- leżałem nie przytomny, a raczej wszyscy tak myśleli, bo tak naprawdę byłem świadomy wszystkiego, co działo się dookoła, aczkolwiek moje oczy nie mogły się otworzyć.
-Mey musisz już opuścić salę- oznajmiła Melissa McCall, która błyskawicznie zjawiła się w pokoju.
-Dobrze- odpowiedziała Mey, po czym wstała, ale gdy tylko chciała puścić moją rękę, zacisnąłem swoją mocniej.- Theo słyszysz mnie? Jeżeli tak, to porusz, proszę palcem.- na prośbę mojej ukochanej, zacząłem gładzić jej dłoń swoim kciukiem.- Theo wrócę tu jutro. Przysięgam. Proszę, puść mnie.
Poluzowałem uścisk, a kilka sekund później, poczułem ciepły oddech na swojej twarzy, by następnie doznać uczucia składania przez Simmel wilgotnego pocałunku na moim poliku.
-Bardzo cię kocham skarbie- szepnęła mi do ucha dziewczyna, po czym opuściła pomieszczenie...

Zrobiłem kilka kroków w stronę Ryana i gdy tylko zatrzymałem się. W mojej głowie pojawiły się wspomnienia wspólnie spędzonych razem chwil, przez co zmiękłem w środku. Bez zastanowienia poklepałem chłopaka po ramieniu, przez co ten zdjął słuchawki.
-W co grasz?- spytałem, czując się głupio przez moje wcześniejsze zachowanie wobec niego.
-League of Legents- odpowiedział kompletnie wyciągnięty w rozgrywkę.

-Na prawo przy rzeczce- oznajmiłem po chwili przeglądania się, gdy na minimapie dostrzegłem zdjęcie w czerwonym kółku.
Graves skierował swoją postać w wyznaczone przeze mnie miejsce, po czym zaatakował wrogiego bohatera, by pod koniec walki na ekranie mógł pojawić się duży napis: "Udało Ci się zabić wroga".

"Zabić..."

...Wybiegłem ze szpitala i postanowiłem, że wrócę do domu w celu przebrania się. Nie zajęło mi to sporo czasu, ale gdy byłem już na miejscu, drzwi były otwarte. Spanikowałem i wbiegłem do środka. Skręciłem w stronę salonu. W pomieszczeniu panował nie porządek. Drewniane meble były połamane, a kanapa leżała do góry nogami.
-Halo?!
Odpowiedziała mi głucha cisza.
Podniosłem sofę do normalnej pozycji i dostrzegłem, że pod nią leżała Sally.
-Hej Murray! Obudź się- poklepałem dziewczynę, na co ta odkaszlnęła i spojrzała na mnie.
-Ty żyjesz. Kto by pomyślał- zaśmiała się blondynka, po czym pomogłem jej wstać.
-Co tu się stało?- spytałem.
-Twoi ulubieńcy tu byli. Z jakimś małym blondaskiem i...- jasno oka spojrzała na mnie, a do jej oczu napłynęły łzy.-... przykro mi Theo.
-Co?- zdziwiłem się.
-Twoi rodzice. Są na górze... martwi....

New Blood| Theo Raeken [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz