„Tutaj podróżnik północnych lasów zielonych. Obiekt misji dwieście trzydzieści cztery oddalił się w niewiadomym mi kierunku. Ruszam właśnie na jego poszukiwania. Możliwe, że nie zaszedł jeszcze daleko. Mam bardzo mało czasu na jego odnalezienie. Godzina S zbliża się wielkimi krokami, więc muszę zachować ogromną ostrożność. Jeżeli jednak oddalił się poza Sosnowy Zakątek – uważam zakończenie misji za porażkę."
Słońce powoli zbliżało się do horyzontu. Nie wiedziałem tak naprawdę od czego mam zacząć poszukiwania. Chłopak mógł być dosłownie wszędzie, iść w każdym kierunku, a ja miałem niewiele czasu, aby go znaleźć. Postanowiłem ruszyć przed siebie, bowiem, gdy nawet go nie znajdę, będę blisko swojego domu.
Po paru chwilach znalazłem się na dróżce prowadzącej do opuszczonej chaty. Przez wiele lat chodziłem właśnie tędy, bo wydawało mi się to najbardziej bezpieczne, jednak powinienem znaleźć sobie kilka możliwych ścieżek, gdyż ta była już niesamowicie wydeptana. Każdy głupi mógłby po niej znaleźć moją kryjówkę, a tego bym nie chciał.
Rozglądałem się na boki, z myślą, że chłopak zatrzymał się, aby coś pooglądać. W końcu nie codziennie mógł być sam na sam z naturą. Jednak to nic mi nie dało. Przepadł, jak kamień w wodę. Pomyślałem, że mam po prostu zły dzień, więc naprawdę nie opłaca mi się już go szukać. Jeszcze wpadłbym w jakiejś kłopoty bez wyjścia. Ja wolałem być ostrożny, nawet kosztem zawalenia dwumiesięcznej misji.
Po jakimś czasie znalazłem się przy furtce do mojego zakątka. Była ukryta pomiędzy wielkimi dębami, pod ogromną warstwą zwykłego i winnego bluszczu. Do tej pory nikt nie miał pojęcia, że cokolwiek się za nim kryje. Nikt, oprócz mnie.
Odwróciłem się jeszcze raz z odrobiną nadziei, że uda mi się dojrzeć chłopaka między drzewami, jednak w tym momencie zgasła ona niczym płomień świecy. Widziałem jedynie naturę, tę samą, niezmienną od wielu, wielu lat, która witała mnie i żegnała każdego dnia. Było tu dosyć ciemno i tylko gdzieniegdzie przebijały się promienie słońca. Myślałem nad tym, aby całkiem uniemożliwić mu dostęp, lecz wyglądałoby to strasznie nienaturalnie. Czułem się taki nieuchwytny, bo nawet jeśli ktokolwiek by tutaj wszedł, to i tak wycofałby się po kilku krokach. To miejsce jest jedną, wielką niewiadomą, a ludzie boją się takich rzeczy. Wolą tylko to, co jest sprawdzone przez innych, opublikowane, pokazane całemu światu, lecz póki co mój zakątek takim nie był. Dziś wydawał mi się nieco ciemniejszy, omdlały, jakby czegoś mu brakowało, lecz ja nie mogłem nic na to poradzić. To była po prostu kolej rzeczy.
Gdy pożegnałem wzrokiem drogę do mojego domu, przeszedłem powoli przez furtkę i dokładnie ją za sobą zamknąłem. Po tak długim czasie w końcu mogłem odpocząć na swoich śmieciach. I to właśnie było mym zamiarem.
Moja chatka, znajdowała się na średnim jeziorku, a dokładnie na wysepce, która tam leżała. Kiedy pierwszy raz się tutaj znalazłem, była tu tylko ruina. Dołożyłem wszelkich starań, aby odbudować to, co kiedyś na pewno było piękne. Zapewne mieszkał tutaj leśniczy, bo w środku wisiało kilka rodzajów broni. Teraz to miejsce służyło mi od kilku lat jako niezawodna kryjówka. Mogłem codziennie złowić sobie rybę, lub zerwać leśne owoce, które hodowałem tuż przy bluszczowych ścianach. Tylko tam wpadało odrobinę słońca, ale na tyle wystarczająco, aby mogły dojrzewać. Nigdy nie dbałem o resztę lądu. Rosło tam, co chciało. Ja jedynie zajmowałem się swoim domem, jego wnętrzem i zewnętrznymi ścianami. Nie chciałem, aby popadł ponownie w ruinę.
Kiedy wszedłem do środka, od razu zrzuciłem z siebie swój ogromny plecak. Trochę ważył, więc ten ruch przyniósł ogromną ulgę moim plecom. Dziś na kolację miałem wiaderko jagód, więc usiadłem na bujanym fotelu i zacząłem się nimi zajadać. Sam ten przedmiot był okropnie stary, ale z biegiem lat nie stracił na swoim pięknie. Wystarczyło jedynie wytrzeć go z ogromnej warstwy kurzu, aby ukazał swoje cudowne, rzeźbione oblicze. To była moja ulubiona rzecz w całym domu. Kiedy musiałem spędzić tutaj pierwszą noc, to on służył mi jako łóżko. Teraz starałem się o niego dbać, aby tak szybko się nie zniszczył.
Po dość smacznym posiłku, wypakowałem całą zawartość plecaka. Dawno nie robiłem w nim porządków, a z każdym dniem coraz gorzej mi się go nosiło. Zawsze odznaczałem się tendencją do zbierania różnego rodzaju klamotów, więc to przez to miałem ciężar na plecach.
Na stole przy oknie znajdowały się pojemniki do rzeczy różnego typu. Jeden na szkło, drugi na plastik, trzeci na metal i tak dalej, lecz w moim domu było także miejsce na przedmioty wyjątkowe, takie, których nigdy nie przydzieliłbym do żadnej z tamtych grup. Była to dębowa półka, znajdująca się naprzeciwko drzwi wejściowych. Stały tam różne błyskotki, ale nie byle jakie. Potwierdzone. To znaczy, takie, które naprawdę nimi są, czyli rzeczy ze złota, srebra, oraz te z kamieniami szlachetnymi. W ciągu dzisiejszego dnia znalazłem się w posiadaniu jednego takiego przedmiotu i to on właśnie idealnie pasował do tej półeczki.
Wyjąłem delikatnie kompas z kieszeni i wytarłem go wilgotną ściereczką. Przy blasku świecy, błyszczał on niczym gwiazdy na niebie. Teraz miałem chwilę, aby móc obejrzeć go dokładniej. Z wierzchu miał wyrytą datę: 24.12.2022, przez co wywnioskowałem, że był to prezent gwiazdkowy. To jeszcze bardziej dodało mu mentalnego znaczenia, miana pamiątki. Środek był ozdobiony najprawdopodobniej rubinami. Sama igła, całkiem typowa dla wszystkich kompasów, ale strony świata napisane były ozdobnymi literami. Wtedy potwierdziłem myśl, że to albo prezent, albo rodzinna pamiątka kogoś bardzo bogatego.
Kiedy wszystkie rzeczy znalazły się na swoich miejscach, było już dawno po zachodzie słońca. Spakowałem kilka potrzebnych elementów na jutro i zdmuchnąłem płomień świecy. Poszedłem do innego pokoju, aby przygotować się do snu. Było jeszcze dosyć jasno, więc gdy już się położyłem, to nie mogłem zasnąć. Wierciłem się z boku na bok myśląc nad tym, co teraz dzieje się z uciekinierem z domu dziecka. Noc jednak szybko położyła swoją płachtę na moje powieki.
CZYTASZ
Intruz
Science FictionW dalekiej przyszłości, świecie, który dobiega końca, bije jeszcze kilka zielonych serc skazanych na rychłą śmierć. Ludzie, którzy od lat byli zapatrzeni w siebie, całkiem zapomnieli o czymś, bez czego nie mogą żyć, a teraz próbują za wszelką cenę t...