Rozdział VI - Cisza przed burzą

21 1 0
                                    

Robiło się coraz później i coraz ciemniej. Byłem już pewien, że słońce zaszło. Widziałem jak niebo zaczęło być kolorowe jak tęcza. Zawsze takie jest, kiedy już zbliża się noc. Według mnie te barwy są pożegnaniem i podziękowaniem dla jasnej błyskotki. Przecież świeci cały dzień i daje na dodatek ciepło. Trzeba się za to jakoś odwdzięczyć. Ja też to robiłem. Kiedy tylko mogłem, patrzyłem jak zachodzi. Nie dość, że był to ładny widok, to jeszcze mogłem ponucić swoją ulubioną piosenkę. Słońce jest naprawdę przydatną rzeczą.

Mój towarzysz nie odstępował ode mnie na krok. Starałem się cały czas do niego mówić, aby chociaż było nam raźniej. Szkoda tylko, że mi nie odpowiadał, ale to było zdecydowanie lepsze od ciszy. Nie chciałem mu też pokazać strachu, który powoli ogarniał moje myśli. Nienawidziłem nocy. Od zawsze. Kiedy przyjdzie, to nic nie widać i można się łatwo zgubić, a po za tym pojawiają się potwory. A one lubią straszyć takie dzieci, jak ja. Nie wiedziałem, czy Ciemny boi się tych mar, ale sądziłem, że nie. Przecież chodził ubrany w smutne kolory.

Postanowiłem trzymać się jak najbliżej Chmurców i tych dziwnych roślin rosnących na nich, które ciągnęły się jeszcze daleko. Przypominały mi ogrodzenie, takie, jakie było w domu dziecka, tylko o wiele ładniejsze. Jednak z każdą chwilą moje kroki stawały się mniej pewne, bo wokół zaczęła pojawiać się ciemność.

W pewnym momencie zatrzymałem się, gdyż zobaczyłem jakiejś dziwne plamy między dwoma Igielcami. Byłem pewien, że to jeden z potworów, więc powoli się wycofywałem. Nie można od nich szybko uciekać, bo zaraz zaczynają gonić. Trzeba robić to ostrożnie i co jakiś czas się odwracać, bo zawsze jeden może czaić się z tyłu.

Niedługo potem wróciliśmy na miejsce, z którego ruszyliśmy. Uznałem, że może tutaj czegoś poszukamy, lub zostaniemy na noc. Przecież skoro te roślinki tworzą coś w rodzaju muru, to w środku musi coś być.

Po jakimś czasie usłyszałem dosyć głośny huk. Mój towarzysz spojrzał na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami, pewnie z nadzieją, że wytłumaczę mu co to. Musiał naprawdę chodzić wszędzie sam, skoro nic nie wiedział.

- No wiesz ty co? Nie wiesz skąd biorą się te hałasy? To proste, że od olbrzymów. Siedzą tam wysoko i raz na jakiś czas zaczynają strasznie się złościć. – Usiadłem pod jednym z drzew. – Mój przyjaciel, Carl opowiadał mi kiedyś, że grają w karty. Przez całe swoje życie, rozumiesz? Ci naprawdę mają tam nudę. Ja nie mógłbym tyle usiedzieć. – Jego twarz nieco się skrzywiła. – No i jak któryś z nich przegrywa po raz kolejny to się złości i krzyczy. A ten krzyk słyszałeś przed chwilą. Mają za zadanie towarzyszyć deszczowi. To takie kropelki wody z nieba, które też spadają raz na jakiś czas. Taką mają pracę. Olbrzymy są na ogół strasznymi leniuchami, dlatego grają w karty. Który przegrywa, musi moknąć i marznąć. Żadnemu z nich nie chce się organizować burz. Dlatego czasem deszcz pada bez ich krzyków. Niedługo zawołają swoich przyjaciół, a ci dadzą im błyskawice. – Usiadł przy mnie. – A błyskawice to takie świecące zygzaki. Taki olbrzym bierze kilka do ręki i jak jest naprawdę rozwścieczony to rzuca nimi po niebie, a one je rozświetlają. Podobnie jak spadające gwiazdy.

Nagle Ciemny zniknął wśród tych dziwnych roślin. Tak, jakby coś go tam wciągnęło. Szybko wstałem i odbiegłem kawałek, bo zacząłem się bać, że i mnie zabierze. Jednak po jakimś czasie mój towarzysz wysunął swoją głowę i zaczął się rozglądać. Odetchnąłem z ulgą i do niego podszedłem. Siedział po drugiej stronie dziwnego muru. Uśmiechnąłem się, bo moje domysły były prawdziwe. Tam coś było.

Wszedłem szybko do środka i zamknąłem, jak się okazało furtkę. Była sprytnie ukryta, bo na pierwszy rzut oka nie było jej widać. Zobaczyłem dość dużą chatkę, która stała na wyspie otoczonej wodą. Wśród tej ciemności ciężko było cokolwiek zobaczyć. Moje serce waliło bardzo szybko. Zawsze chciałem przeżyć jakąś przygodę, ale nie spodziewałem się, że spotka mnie tak nagle. Ten domek wyglądał tak, jakby ktoś o niego dbał, a to znaczyło, że ja i Ciemny nie jesteśmy jednymi osobami w tym lesie.

Wszedłem powoli po kładce i otworzyłem ogromne drzwi. Lekko zaskrzypiały, jednak to nie zniechęciło mnie, aby wejść do środka. O dziwo było tam dosyć ciepło i przytulnie. Mój towarzysz wkroczył za mną i zamknął wejście. Widocznie go zaciekawiło, bo zaczął się nim bawić. Ja położyłem swój plecak i zacząłem się rozglądać.

Nagle zerwał się silny wiatr i lunął deszcz. Usiadłem razem z Ciemnym w oknie, aby dokładniej wytłumaczyć mu działanie burzy. Siedział cicho i uważnie mnie słuchał. Carl nigdy tego nie robił i nie uważał na moje słowa. Teraz, gdy siedziałem z nowym kolegą, całkiem o nim zapomniałem. Ten, chociaż był niemy, dawał mi trochę radości, a tamten non stop kazał coś robić. Teraz dopiero przestałem tęsknić.

Burza rozświetlała chatkę bardzo często. Wyjąłem z plecaka swój kocyk i rozłożyłem go na podłodze. Położyłem się i owinąłem. Mój towarzysz stał przy mnie i patrzył na to, co robię. On nie miał się na czym położyć. Postanowiłem się odwinąć i dać mu kawałek miejsca.

- Masz. Kładź się. Nie masz żadnej kołderki, ani podusi. Ja mam tylko kocyk. Może nie jest on duży, ale we dwóch się zmieścimy. To o wiele lepsze od zimnej podłogi. – Usiadł obok, zamknął oczy i objął swoje stopy.

Spojrzałem na niego i dotknąłem jego ręki. Była lodowata. Tak, jakby stał w zimie bez rękawiczek i butów. Spojrzał szybko na mnie, po czym znów zamknął oczy. Wstałem i zdjąłem swoje buty.

- Ej, Ciemny. Załóż to na nogi. Pewnie są tak samo zimne jak ręce. Ja mam jeszcze skarpetki. – Pomachałem mu stopą przed twarzą. - Nie zmarznę, a tobie buty się przydadzą. Możesz też się obwinąć w naleśnika, no, wiesz, że jesteś cały obtulony kocykiem. Ja mam ciepłe ubrania, a ty podarte, więc nie waż się mi tego wszystkiego oddawać. Chyba musimy trzymać się razem, co nie?

Ciemny założył moje buty i położył się na kocyku. Powtórzył to, co ja zrobiłem wcześniej, a potem zamknął oczy. Nie mówiłem nic więcej, bo nie chciałem go znowu budzić. Sam położyłem się obok i patrzyłem jak śpi. Ta noc była zdecydowanie lepsza od tamtej. Znalazłem nowego przyjaciela i domek, w którym zawsze będę chroniony przed złą nocą. Czułem się naprawdę szczęśliwy.

IntruzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz