Rozdział IX - Na ratunek

14 1 0
                                    

Wybiegłem do ogrodu w poszukiwaniu dorodnych jagód dla moich gości. Chciałem, aby czuli się tutaj jak najlepiej i żeby nie brakowało im niczego, chociaż ten drugi, niemy, wzbudzał we mnie nutkę ostrożności. Chyba to jego milczenie jeszcze bardziej pobudzało we mnie niepokój, niż miałby pleść kłamstwa. Nie wiadomo, co takim chodzi po głowie.

Kiedy zrywałem owoce, zauważyłem, że liście rośliny stały się lekko brązowe i gdzieniegdzie pojawiły się dziury. Całkiem tak, jakby coś je podgryzało, jednak przejrzałem dokładnie kilka krzaczków w poszukiwaniu robactwa i nie dostrzegłem niczego. To musiał być jakiś inny czynnik, którego nie można było dostrzec gołym okiem. Zmartwił mnie ten stan rzeczy, gdyż, kiedy liście, dostawca i twórca pożywienia dla rośliny umrze – znika wszystko, a w tym moje jedzenie.

Wróciłem do domu w pośpiechu i poczęstowałem chłopców zebranymi owocami. Zjedli je ze smakiem, po czym zaczęli zwiedzać mój dom. Cały czas myślałem o tym, co dolega roślinom i gdzie mógłbym szukać wyjścia, lecz póki co byłem uwięziony w czterech ścianach z celem mojej dwumiesięcznej misji i szczerze mówiąc nie chciałem nigdzie z nimi wychodzić. Zawsze to dodatkowy problem na głowie.

- Podoba ci się dom? – zwróciłem się do niebieskookiego dziecka.

- Mógłby być bardziej kolorowy, jednak jest o wiele przytulniejszy od mojego domu dziecka.

- Byłeś już w ogrodzie? – Wyjrzałem przez okno.

- Jeszcze nie, a mogę tam wyjść? – Podszedł do mnie i spojrzał na twarz.

- Oczy... - Wtedy do głowy wpadł mi pomysł. – Oczywiście, że tak! – Wstałem i energicznie pobiegłem do sypialni po plecak. Wiesz co? Mam pomysł na zabawę. Ja wyjdę z domu, zamknę furtkę, a ty zostaniesz panem chatki i będziesz mieszkać tutaj z tym... tym... - Spojrzałem na drugiego chłopca.

- Z Ciemnym?

- Tak! Z Ciemnym, ale zasada jest taka. Nie możesz wyjść poza żywopłot, okej? Wtedy twoje uprawienia tracą ważność. Ja będę siedział w pobliżu i obserwował, czy nie wychodzisz. To taka gra na zaufanie, abyśmy się pod tym względem poznali.

- Uwielbiam zabawy! To kiedy zaczynamy? – Patrzył na mnie wzrokiem pełnym radości.

- Ja już wychodzę i zostawiam dom w twojej opiece, ale pamiętaj. Nie wychodź.

- Dobrze, nie wyjdę. No! Idź już. Chcę się bawić.

Wtedy wyszedłem z domu z nadzieją, że dzieciak naprawdę zostanie tutaj aż do mojego powrotu. Nie miałem innej opcji. Musiałem iść, aby dowiedzieć się czegoś więcej w sprawie umierania flory, mimo, że to nie był mój cel. Po prostu czułem, że coś ciągnie mnie do tego jak magnes i muszę sprawdzić o co chodzi.

Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po opuszczeniu mieszkania, to taka, aby udać się do domu dziecka z nadzieją, że uda mi się usłyszeć kolejny komunikat, który pomoże jakoś rozwiązać zagadkę roślin.

Chwilę później znajdowałem się tam, co wczoraj, jednak nieco dalej w wysokich krzakach i oczekiwałem, kiedy cokolwiek się wydarzy. Czy to radio, czy telewizja, czy rozmowa ludzi. To nie sprawiało mi żadnej różnicy. Ważne są jedynie istotne dla mnie informacje, a skoro jest to dość powszechny problem – muszą o tym mówić.

Jak na złość, mimo otwartego okna i budynku pełnego ludzi, nie usłyszałem nic, co mogłoby mi pomóc. Za to znów na podwórku znajdował się ten sam chłopak i ponownie czegoś doglądał wśród krzaków. Tym razem mogłem mu się dokładniej przyjrzeć. Wyglądał mi na typowego nastolatka. Był wysoki, szczupły, chodził w luźnych ubraniach, a jego twarz zdobiły zielone oczy i mnóstwo pomarańczowych piegów pasujących kolorem do jego kręconych, rudych włosów. Trzymał w ręku pluszaka – białego misia w kolorowe plamy i małe pudełeczko w złote szlaczki.

IntruzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz