#9

129 17 10
                                    

Adrian po raz setny zapukał w drzwi. Z początku się ociągałem, ale przyspieszyłem, gdy usłyszałem jego wkurzony głos:

Otwieraj.

Nadal histeryzował. To była zwykła gorączka, nic wielkiego. Był przewrażliwiony.

Otworzyłem mu i prawie upadłem. Podmuch zimnego powietrza był przeokropny. Adrian stał, trzymając papierowe torby, z których wystawały warzywa i kurczak. Prawie je wypuścił, kiedy mnie zobaczył.

Boże, Oliver, przecież ty zaraz zejdziesz powiedział z przerażeniem.

Postawił torby tuż przede mną i wcisnął się do malutkiego pomieszczenia. Niespodziewanie złapał mnie w talii i w nogach, by po chwili unieść.

Co ty robisz? spytałem ze śmiechem, choć naprawdę dalece mi do niego było. Każde bliskie spotkanie z Adrianem procentowało.

Musiałem się przyznać. Adrian naprawdę mi się podobał. Już nie jako przyjaciel. Jako mężczyzna.

Adrian kciukiem gładził moją koszulkę, gdy stał ze mną nad kanapą. Wreszcie położył mnie na niej i pochylił się nade mną.

Zajmę się tobą obiecał.

Pobiegł do mojego pokoju po kołdrę i poduszki. Zleciał obładowany. Od razu mnie nakrył i opatulił jak jakąś lalkę. Miałem ochotę walnąć go w głowę.

Zaraz ci przyniosę proszki, by zbić temperaturę. I zrobię obiad. Nie możesz leżeć głodny.

Złapałem go za rękę, kiedy już miał odejść. Adrian zarumienił się i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

Przyniesiesz mi laptopa z jadalni?

Pokiwał głową i delikatnie zabrał swoją dłoń. Po chwili wrócił z najbardziej pożądaną przeze mnie w tamtej chwili rzeczą.

Wszedłem na facebooka. Wyświetliły mi się dwie wiadomości od Carrie.

Świrze, jak tam zakład? :*

Dlaczego nie ma cię w szkole?

Jestem troszkę zmęczony, niedługo wrócę

Co do zakładu... nie jestem pewny czy nie chcę się z niego wycofać

Dostałem jeszcze zaproszenie od Bretta Franklina. Przyjąłem je bez zastanowienia. Był zdecydowanie dobrym kolesiem. Może lekko pustym, ale naprawdę miłym. I do tego przystojnym. Pewnie gdybym nie spotkał Adriana, byłby moim obecnym obiektem westchnień.

Jednak trudno było mi sobie wyobrazić nas razem. Nic dziwnego skoro rozmawialiśmy jeden raz w życiu. Jednak pomarzyć zawsze można.

Wszedłem sobie na youtuba i włączyłem One Direction. Ich muzyka zawsze wydawała mi się prawdziwa. Jeśli miałbym się dopasować do którejś w tej chwili byłoby to Kiss You. Nuciłem sobie ich piosenki, dopóki Adrian nie przyszedł z gorącym kurczakiem i warzywami na parze.

– Co do picia? – spytał, stawiając to wszystko na stoliku od kawy.

– Mogę trochę soku owocowego?

Pokiwał głową, a ja odłożyłem laptop na pobliskie krzesło. Czułem się jak w raju. Prywatny kelner i to w dodatku tak przystojny...

Adrian przysunął obok kanapy krzesło i podał mi sok. Złapał talerz z jedzeniem i usiadł.

– Dziś masz karnet na karmienie – oznajmił.

– Przecież umiem jeść – powiedziałem z oburzeniem.

One Kiss [Yaoi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz