#10

110 14 6
                                    


– Oliver?

Przeszył mnie dreszcz. Nie musiałem się obracać, by poznać ten głęboki głos.

– Brett? – Odwróciłem się w jego stronę.

Uśmiechał się. Miał na sobie szary, obcisły sweter i czarne jeansy. Włosy miał jak zwykle starannie uczesane i ułożone.

– Niezła koszulka – oznajmił, podchodząc do mnie bliżej. Istotnie, nieźle wyglądałem w stylu na Lou.

Cofnąłem się, wyczuwając tyłkiem umywalkę. Podparłem się nad nią dłońmi.

– Dzięki – mruknąłem.

Myślałem, że to koniec tej dziwnej sytuacji. Odwróciłem się w stronę umywalki i włączyłem wodę.

Poczułem, jak palce Bretta ujęły kawałek mojej koszulki.

– Ciekawe, jak wyglądałbyś bez niej. – Czułem jego oddech na moim uchu.

W duchu jęknąłem. Wiem, że to głupie i szczeniackie, ale hmmm... Brett mnie troszkę, ale tylko troszkę podniecił. Nie mogło się to równać z tym co czułem przy Adrianie. Ani trochę. A jednak – Brett był przystojny, towarzyski i popularny.

Jednak cały czas czułem, że to nie w porządku. Wobec mnie i samego Bretta.

Miałem już coś powiedzieć, ale ktoś inny mnie wyręczył:

– Pewnie tak samo dobrze jak z. – Głos Carrie wyrwał mnie z jakiegokolwiek rozważania o tej dziwnej sytuacji.

Obróciliśmy się z Brettem. Mimo to nadal czułem jego zapach i ciepło. Stał blisko mnie. Gdybym tylko chciał, mógłbym mu przyłożyć.

Carrie spoglądała na nas spod przymrużonych powiek. Wyglądała drapieżnie i groźnie. Miała czarne szpilki, dodające jej kilka centymetrów i czarną, przykrótką sukienkę. Jej makijaż wyglądał o wiele ostrzej niż zazwyczaj. Zastanawiałem się, czy ma okres, czy Phil zrobił coś nie tak.

– Zabieraj swoje obleśne łapy, Franklin – powiedziała Car, prawie warcząc.

Chłopak uniósł ręce i wzruszył ramionami.

– Złapałaś mnie na gorącym uczynku – oznajmił beztrosko.

Carrie wystawiła w moją stronę dłoń.

– Chodź, nie chcę, żeby cię zgwałcił – mruknęła, rzucając Brettowi złowieszcze spojrzenie.

Podszedłem do niej, czując się jak kompletna ciota.

Serio? Być obronionym przez dziewczynę?

Jej dłoń zacisnęła się na mojej władczo.

– Co robiłaś w toalecie? Nie jest koedukacyjna, z tego co wiem? – spytałem Carrie, chcąc rozluźnić atmosferę.

Warknęła, a ja nie miałem ochoty protestować.

Czułem się jak kompletna ciota.

Odprowadziła mnie, aż pod drzwi szatni.

– Tylko tutaj się pilnuj, dobrze? – powiedziała, poprawiając mój kardigan.

– Dobrze, mamo. – Roześmiałem się, za co oberwałem kuksańca.

– Mówię poważnie. – I na taką wyglądała. Była też zaniepokojona. – Wiem, że jesteś chłopakiem, ale... dziewictwo powinno się stracić, z kimś na kim ci zależy.

Uniosłem brwi. O czym ona gadała?

– Znaczy nie sugeruję ci, że to mam być ja... – Zaśmiała się nerwowo i spuściła wzrok. – Ale nie Brett. Błagam cię. Rozumiem, że jesteś gejem i nasz związek nie ma racji bytu, ale...

Wtedy to naprawdę się zdziwiłem.

– Car. – Złapałem ją za brodę. Jej oczy patrzyły na mnie ze smutkiem. – Car, jestem bi. A ty jesteś wspaniałą dziewczyną. Nieco władczą i namolną, ale lubię cię.

Chyba podniosłem ją na duchu, bo wyprostowała się i uśmiechnęła. Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.

Zamknąłem drzwi od szatni. Był już tutaj Philip ze swoją zgrają, jakiś blondyn i parę chłopaków z drużyny koszykowej.

Przebrałem się szybko, myśląc o tym, jak zwariowanie rozpoczął się ten dzień.

Ale, gdy tylko wyszedłem z szatni, myślałem o jednym. Gdzie do cholery ten Adrian?

W-f bez niego był nudny i nieciekawy. On zmieniał go w coś... innego. Jego uśmieszki, złośliwe uwagi i pomoc, kiedy była mi potrzebna... No cóż, nie miałem ochoty na durne biegi, rozgrzewki i rzuty do kosza bez niego.


– Car, przypomnij, dlaczego się przyjaźnimy? – spytałem, gdy po raz setny złapała puszkę mojej coli i upiła łyk.

– Bo jestem twoją obrończynią? – zasugerowała. – I wykorzystujesz to, kiedy nie ma Adriana.

Skrzywiłem się. Czy tak łatwo mnie było przejrzeć?

– Wcale, że nie – zaprotestowałem.

– Hmm... – Złapała swój soczek w kartonowym pudełku i zaczęła go pić przez rurkę. – A gdzie tak właściwie ten twój Adrian?

Znieruchomiałem.

– Nie wiem, tak szczerze – oznajmiłem beznamiętnie.

Wysłałem mu parę esemesów, ale nie odpisywał. Nawet bym się zmartwił, ale on nie.. Nie no dobra. Martwiłem się cholernie. Od początku roku miał wzorową frekwencję. Nie wspominał mi wcześniej, że go nie będzie.

– Nie martw się – powiedziała Carrie, przykrywając swoją ręką moją dłoń.

Uśmiechnąłem się ciepło.

– Nie martwię.

Zabrałem swoją dłoń i zabrałem się za sałatkę.

– Pocałował cię? – spytała Carrie bez żadnych ogródek, gdy szliśmy na kolejną lekcję. O dziwo w jej głosie nie było żadnego złego tonu. Była po prostu ciekawa.

– Nie.

– A próbowałeś go... hmm.. jakoś zachęcić? – spytała, tym razem bardziej skrępowana.

Popatrzyłem się na nią zdziwiony, a zarazem zniesmaczony.

– Carrie, miałem go napastować? – spytałem retorycznie i otworzyłem przed nią drzwi.

– Napastować nie, ale może troszkę bliżej się przysunąć – zasugerowała i zrobiła to samo. – On się nad tobą nachyli, a potem ... – Cmoknęła mnie w policzek.

– Carrie – zawołałem, ale ona już zwiała do klasy. Wszedłem do pomieszczenia cały czerwony.

Mój telefon zawibrował.


Przepraszam, ale coś mi wypadło

Nie martw się

Dzięki, Adrian. Teraz będę myślał o tobie na okrągło.


Lekcja trwał w najlepsze, kiedy Carrie się do mnie odwróciła i podała mi kawałek papieru.

Rozwinąłem go i zrobiłem się czerwony.

Rysunek przedstawiał mnie i Adriana (rozpoznałem to po kolorach włosów). Całujących się. Bez koszulek czy t-shirtów.

Kawaii

Głosił napis pod rysunkiem.

– Carrie – warknąłem, a ona tylko zachichotała.

Dzisiaj krótko, ale nie długo to wynagrodzę. Gwiazdkujcie, komentujcie hejtujcie i co tam Wam do głowy przyjdzie :D Dobranoc

One Kiss [Yaoi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz