Rozdział 5 " Nie damy z nim rady..."

574 37 4
                                    

Lily i Alex wyszli na błonia ale zaraz wrócili, bo po pierwsze pani prefekt nie może przecież wrócić do pokoju wspólnego po ciszy nocnej, a po drugie, robiło się już zimno.

Alex odprowadził ją pod same schody i życzył dobrej nocy po czym odszedł. Lily weszła do dormitorium i od razu została zbombardowana pytaniami.

- Co tam się stało?

- McGonagall przyszła?

- Całowaliście się?

- Czy huncwoci dostali szlaban?

- Mówił ktoś kiedy kolejna impreza?

- Czy ktoś nie zdążył do dormitorium?

- Czemu tak późno wróciłaś?

Lily cierpliwie odpowiedziała na te oraz inne pytania, kiedy tylko dziewczyny (głównie Dorcas) dały jej dojść do głosu. Potem nie było już na nic czasu więc szybko się umyły i poszły spać.

***

Lily otworzyła oczy i spojrzała na zegarek. Była 7.00.

- Ann! Alice! Dor! Wstawajcie już 7! - krzyknęła dziewczyna i weszła szybko do łazienki żeby nie słuchać ich jęków. Umyła się i przebrała we wcześniej wybrane ubrania. Musiała się pospieszyć, bo dziewczyny już dobijały się do drzwi łazienki.

- No już wychodzę, chwila! - krzyknęła Lily czesząc włosy.

Wyszła z łazienki, do której zaraz wpadła Ann.

- Alice upleciesz mi warkocza? - zapytała

***

Kiedy były już gotowe, poszły na śniadanie.

Lily nakładała sobie właśnie naleśnika, kiedy podleciała do niej sowa z "Prorokiem Codziennym". Pierwsze co zrobiła Rodowłosa, to zobaczyła czy wśród ofiar Voldemorta nie ma kogoś kogo zna. Najbardziej się obawiała że kiedyś znajdzie tam imiona swoich rodziców.

- Jest ktoś kogo znamy? - zapytała Alice

- Nie widzę na szczęście. Możesz zobaczyć sama. - powiedziała dziewczyna i podała gazetę Alicji która właśnie spożywała tosta.

Dziewczyna wzięła ją do ręki i zaczęła czytać na głos - Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać rośnie w siłę. Jego sprzymierzeńcy zabijają coraz więcej niewinnych ludzi. To straszne no nie? - wtrąciła i czytała dalej -
Lista ofiar hmm... nie znamy nikogo

- Czytaj dalej.

- Już... Radzimy się zabezpieczyć na każdy możliwy sposób i tu jakiś wywiad z aurorem... O matko! - krzyknęła i przekazała gazetę Lily pokazując jej coś palcem

- Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać namówił do współpracy dementorów radzimy nauczyć się więc zaklęcia patronusa żeby móc się przed nimi obronić - przeczytała wolno Rudowłosa i spojrzała na innych. Ann zastygła z widelcem w połowie drogi do buzi.

- Dementorów? - zapytał Remus

- I olbrzymów... - O tym przeczytali w poprzednim tygodniu.

- Nie damy z nim rady...- zmartwił się Syriusz.

W tym momencie na sali rozległ się odgłos wybuchu.

- O kurczę... Zapomniałem o tym - szepnął James pomiędzy wybuchami śmiechu patrząc na miny ślizgonów, których stół i jedzenie było całe kolorowe a ich włosy pozamieniały się w zmieniające kolory irokezy.

- Potter! Black! Lupin! Petegriew! - wrzasnęła McGonagall

- No to zmywamy się, bo zaraz się spóźnimy na lekcje - powiedział z "przejęciem" Syriusz i krzyknął - Czy ma pani jakikolwiek dowód że to my? Czy nieprawdę pani sądzi że niewinni huncwoci byliby do tego zdolni? - zapytał niewinnie mrugając do nas porozumiewawczo

- Przecież my uwielbiamy ślizgonów i nigdy byśmy im czegoś takiego nie zrobili - powiedział James po czym huncwoci wyszli z sali wśród śmiechów innych uczniów.

***

Po lekcjach Lily i Dor poszły na błonia żeby odetchnąć trochę świeżym powietrzem.

- Dorcas? - zaczęła Ruda

- Hmm..? - odpowiedziała tamta patrząc na zamarzającą już powoli tafle jeziora.

- Tak myślałam... może miałabyś ochotę przyjechać do mnie na święta? - zapytała Lily

- Co!? Oczywiście! - krzyknęła podekscytowana i przytuliła przyjaciółkę - Jasne że do ciebie przyjadę!

- Czy my też mamy się czuć zaproszeni? - zapytał Syriusz z niewinnym uśmiechem który pojawił się obok w towarzystwie reszty huncwotów niewiadomo nawet kiedy - Na pewno właśnie nas szukasz żeby nam oznajmić ze nas też zapraszasz prawda? No skoro tak nalegasz to chyba pojedziemy no nie chłopaki? - zwrócił się do huncwotów kompletnie ignorując oslupiałą Lily

- Ja nie mogę. Jadę w góry - powiedział Remus

- Ja też nie. Obiecałem już rodzicom ze będę w domu na wigilię - dołączył się do niego Peter

- Czyli pojedziemy tylko my z Rogasiem przykro mi Evans. - wszyscy zaczęli się śmiać widząc minę Rudowłosej

- Skoro tak muszę iść do sowiarni wysłać list do rodziców. Trzeba ich przecież powiadomić że dwóch idiotów przyjedzie do nas na święta - Lily uśmiechnęła się i szybko uciekła.

Zapowiadało się naprawdę ciekawe Boże Narodzenie.

☆662☆

Utonąć W Miłości | JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz