Rozdział 5

5.7K 157 5
                                    

To co wczoraj się wydarzyło, przeszło granice.. Przyszłam tam po co innego, a nie. Chociaż, nie mówię, że mi się nie podobało.. Pierwszy raz się z kimś tak całowałam. To był taki.. Taki.. No, aż słów brak..  O czym ja właśnie myślę? Ja pierdole.. 

- Może Pani Jackson odpowie na moje pytanie? - podeszła do mnie nauczycielka, a ja dopiero ogarnęłam, że mamy lekcje. 

- Chemia nie należy do moich ulubionych przedmiotów.. Na każde pani zadane pytanie, nie znam odpowiedzi. 

- A Twoje oceny są zaskakujące, piątki ze sprawdzianów i kartkówek? Jak to możliwe.. - zajrzała w dziennik. Prawda, mam dobre oceny z chemii, ale babka mogła zauważyć jak ściągam, bo wyciągam małe, widoczne karteczki na ławce podczas sprawdzianu. 

- Ściągam. 

- Jackson, myślisz, że Ci w to uwierzę? Zapisałam Cię na konkurs. - uśmiechnęła się i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. 

Nie wiem co powiedzieć przecież, ja go zawale na amen. Nie rozumiem chemii, przez 3 lata ściągałam na każdej lekcji. Nie przyjdę na niego. Jestem zła i nie wiem co ze sobą zrobić. Na szczęście jest to przed ostatnia lekcja i mam okazję jeszcze trochę się na kimś po wyżywać. 

- Riley! Co tu właśnie się odpierdoliło? Stara, nie wiedziałam, że jesteś kujonem. - była to moja przyjaciółka. Jestem jeszcze bardziej wkurwiona. 

- Ja pierdole, nie jestem żadnym kujonem! - krzyknęłam. - Zamknij się z tymi Twoimi teksami. Dobrze wiesz, że ściągam, a Ty jak zawsze musisz mnie dopierdalać! - jej mina zbrzydła, chyba zrozumiała, że mam już wszystkiego dość. 

- Dobra, wyluzuj.. Żartowałam. - powiedziała i dorównała mi kroku. - Co ubierasz na randkę z Matt'em? 

- Nie wiem czy w ogóle pójdę.. Poza mam czas do jutra. 

- Żartujesz, prawda? Ten chłopak jest cudowny, taki przystojny! - westchnęła. - A Ty dajesz mu kosza.. 

- To czemu sama się z nim nie umówisz? 

- Jeśli Tobie się z nim nie uda, to ja go wezmę, ok? - trzymajcie mnie. Teraz to mi dojebała.. Nie, pójdą z nim na tą randkę. Nawet jeśli, miałabym iść w worku od ziemniaków. Kiedy weszłam na stołówkę, nie wiem czemu każdy się na mnie patrzył. 

Odnalazłam wzrokiem Louisa, patrzył na mnie i nie odrywał wzroku. Co ja mu do chuja zrobiłam? Zaczynam się bać, czy czasem komuś nie powiedział o tym co się wydarzyło. Nagle podbiegła do mnie jakaś dziewczyna. Na pewno nie jest z mojego rocznika, może o rok, albo dwa młodsza. Miała rude, falowane włosy. Niska, blada.. 

- To to się spotkasz z Matt'em Andersonem?! - krzyknęła na całą stołówkę. On tu chodzi do szkoły? Nigdy go nie widziałam. Szczerze to, nie wiedziałam co powiedzieć. 

- Nie.. - zmarszczyłam brwi i wyminęłam ją. 

- Niemożliwe! Po szkole szybko się plotki rozchodzą, nie wiesz jeszcze o tym? - przybiegła druga dziewczyna, ale tym razem blondyna, która na pewno się ceni. Operacji plastycznych przeszła chyba z 6.. 

- Wiecie co? Tak, spotykam się z nim jutro. Ale co z tego? Nie macie swojego życia, więc wpierdalacie się w moje? 

- A co z Louisem? Nie podobało Ci się wczoraj? - uśmiechnęła się chytrze, a ja czuje jakbym zaraz miała wybuchnąć. Spojrzałam w stronę gdzie on siedział. Też zdenerwowany, wstał i szybkim krokiem podszedł w naszą stronę. 

- Była wczoraj u Ciebie, kociaczku. - zmieniła ton, kiedy obok mnie pojawił się Louis. - Ale jak zaszłam do Ciebie, byłeś z nią.. - spojrzała się na mnie morderczym wzrokiem. Ona tam była? Nawet jej nie zauważyłam, co ze mną się dzieje? Wyminęłam ich i wybiegłam z budynku szkoły. 

Pierwszy raz, od jakiegoś czasu chce mi się zapalić. Rzuciłam w zeszłym roku, a teraz chcę znów poczuć smak papierosów. Kiedyś mnie to odstresowało, pomagało mi właśnie w takich sytuacjach. Nie chce mieć problemów w szkole, żeby nie mieć problemów w domu. Zawsze jak siedziałam u dyrektora, później w domu miałam godzinną rozmowę z rodzicami, na temat mojego zachowania. Nie interesowało mnie co ludzie sobie o mnie w szkole pomyślą. Poszłam do pobliskiego parku, może tam zaznał spokój. Zauważyłam grupkę chłopaków, którzy palili. Iść czy nie iść? Idę, a co tam. 

- Cześć, poczęstujecie mnie? - pokazałam na fajki. Dali mi jedną i zapalili. - Dzięki. - westchnęłam i poszłam na ławkę. Nie chce z nimi stać, wyglądali na takich ćpunów, dlatego. 

Dzisiaj mam tak okropny dzień, nic mi się nie chce, nic mi się nie udaję. Nie wiem co ze sobą zrobić. Do szkoły na pewno nie wrócę, a do domu? Ciekawe co powiem rodzicom. Nie mogli by wyjechać w jakąś delegacje, albo coś? Wtedy bym miała od ich święty spokój. Tak się ciesze, że zaraz kończę to liceum, ale potem czekają mnie studia. Ale to mi się podoba. 

- Myślałem, że rzuciłaś. - przestraszyłam się kiedy usłyszałam za sobą Louisa. Odwróciłam się i zobaczyłam jak wpatruję się ze mnie. Usiadł koło mnie. - Oddaj mi to. - wziął mojego papierosa i zaczął go powoli palić. 

- Ej, Ty masz swoje.. - wyjęłam z jego czarnej kurtki. 

- Skąd wiesz gdzie je trzymam? - spojrzał się na mnie z dziwnym wzrokiem. 

- Widzę na przerwach jak wyjmujesz. 

- Kusi Cię, co? Obserwujesz mnie, haha nie wiedziałem, że Ci się podobam. - zaśmiał się. 

- Nie podobasz mi się. Dzisiaj chciało mi się palić. 

- Serio chodzisz z Matt'em? 

- Co - zapytałam, bo mówił tak szybko, że nie zrozumiałam. 

- Co? - spojrzał się na mnie. 

- Mówiłeś coś, powtórz. 

- Przyjdziesz jutro na trening? To co między nami się wydarzyło.. Się nie powtórzy. Choć przyznam, że nieźle całujesz, robaczku. - pyknął mnie palcem w nos. 

- Nie, jutro nie mogę. Przyjdę  sobotę, okej? 

- Dobra, mi pasuje.  - wymusił uśmiech i wstał z ławki, kiedy skończył palić. - Idziesz na lekcje? 

- Nie, idę do domu. A ty? 

- Pójdę z Tobą. 

Przez drogę rozmawiałam z nim o wszystkim. Miło się z nim rozmawia, ale pamiętam jaki on jest i raczej przyjaciółmi nie zostaniemy.  Wolę, żeby zostało tak jak jest. Courtney mi wystarczy. Weszłam do domu i to dziwne, że moja matka nie stoi już przy drzwiach. Zwykle jak wracam wcześniej z szkoły, stoi i muszę się jej tłumaczyć. 

- Heej - krzyknęłam, ale nic. Czyżby moje marzenie się spełniło? Rzuciłam torbę w kąt w przedpokoju, zdjęłam buty i poszłam sprawdzić w salonie, kuchni, jadalni, gabinecie i sypialni. Nie ma ich. Co się stało? 

Próbowałam się do nich zadzwonić, nie odbierali. Czemu zaczynam się o nich martwić? No nic, przecież, nie będę do nich wydzwaniać, nie mam dziesięciu lat. Zaszłam z powrotem do kuchni i kiedy otwierałam lodówkę, coś przykuło moją uwagę. Zamknęłam lodówkę i spojrzałam na żółtą karteczkę, przyklejoną na wysokości moich oczu. ,,Jesteśmy w Europie, wrócimy za 3 tygodnie, mama." Świetnie, zostawili mi cały dom na głowie. W sumie, chciałam żeby wyjechali, więc zajebiście. Wolność. 

- Caroline, wiesz o wyjeździe rodziców? - zapytałam gosposi, która właśnie przyszła do domu. 

- Tak, zrobiłam zakupy, a obiad masz w lodówce, odgrzać Ci? 

- Nie, możesz iść do domu. Dam sobie radę. - uśmiechnęła się i ona także. Podziękowała mi i poszła sobie. 

Co ja sama będę tutaj robić? Może urządzę jakąś małą imprezę, albo coś w tym stylu. Przecież mnie nie zabiją. Wzięłam zupę i poszłam do salonu. Zapowiadają się super 3 tygodnie..




Słaby, że nie wiem co

Ostatnia SzansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz