- Riley! Chodź tu szybko! - krzyknął mój tata, kiedy wrócił do domu w sobotni wieczór. Siedzę z mamą i oglądamy jakieś durne seriale, znów.
- O co chodzi? - zmarszczyłam brwi i wstałam z kanapy. Mama tylko się uśmiechnęła i poszła ze mną na korytarz. Kiedy zobaczyłam co tarzało się po miękkim dywanie, zalała mnie fala szczęścia.
- Buffi, wariacie. - podbiegłam do psa i zaczęłam się z nim bawić. - Kiedy go zabraliście z schroniska?
- Jechałem z pracy i poszukiwałem czarnego labradora. - zamknął drzwi i podszedł do mamy i dał jej całusa w skroń.
- Jejciu, śpisz dzisiaj ze mną, ale najpierw Cię wykąpie. - rodzice poszli do salonu, a ja zaprowadziłam Buffiego do łazienki. Napuściłam do wanny ciepłej wody i jakoś udało mi się go zmusić, żeby do niej wszedł. Jest już duży, ma krótką sierść. Czarne oczka i średni pysk.
Położyłam ręcznik przed wanną i nalałam trochę szamponu dla psów na rękę i zaczęłam go myć. Chyba lubi się kąpać, bo zaczął w tej wannie pływać i ogólnie cała łazienka jest zalana.
- Jezu, Riley! Wszystko pływa. - weszła mama.
- To on. - wskazałam palcem na psa, a on szczeknął na mnie.
♡♡
- No wskakuj. - poklepałam miejsce obok i po chwili Buffi wskoczył i położył się obok mnie. - Przytul się do pańci, dobry piesek. - położył pyk na brzuchu i zaczęłam go głaskać. Chyba był zmęczony, bo po chwili już spał. Zadzwoniłam więc do Matt'a.
- Hej, Riley. - usłyszałam.
- Hej, co tam? - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wszystko w porządku. - słyszałam jak pociąga nosem i jak jęczy chyba z bólu.
- Matt, coś Ci się stało?
- Nie, no co Ty. Katar mam tylko.
- Nie oszukasz mnie. - rozłączyłam się i powoli wstałam z łóżka. - Zaraz pańcia wróci, śpi. - powiedziałam do psa, który się obudził i z powrotem poszedł spać.
Ubrałam czarne dresy i czarną bluzę na zamek. Wzięłam do tego czarne air force i wyszłam po cichu z domu, bo znając życie to rodzice już spali. Jest po 24, a ja wychodzę sprawdzić co z moim chłopakiem. Wzięłam z domu kluczyki od matki samochodu i pojechałam do domu Matt'a. Byłam już parę razy u niego i wiem, że zawsze ma uchylone okno. Najpierw wdrapałam się po drzewie i potem skoczyłam na prosty dach i spokojnie mogłam dostać się do jego okna. Rozsunęłam bardziej okno i wskoczyłam do środka na biurko. Przestraszył się. Właśnie wychodził z łazienki i był w szoku.
- Riley! Co Ty do chuja odpierdalasz? - podszedł mnie, a ja zeszłam z biurka.
- Mówiłam, że mnie nie oszukasz. - zapaliłam światło i zobaczyłam obitą twarz i złamany nos. - Coś Ty zrobił? Katar masz tylko? Nie wiedziałam, że teraz katar to, lecąca ciurkiem krew!
- Przecież nic mi nie jest! Żyję, to jest najważniejsze. - usiadł na łóżku i wsadził sobie do nosa dwa tampony. - Ja pierdole, jak to boli.
- Faktycznie nic Ci nie jest. - podeszłam do niego i opatrzyłam mu twarz. - Kto Ci to zrobił? Mów, bo i tak się dowiem kto Ci to zrobił.
- Sam to załatwię! Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. - był nerwowy, bardziej niż zwykle. Nie patrzył mi w oczy, unikał wzroku.
- Jak załatwisz to tak jak dziś, to gratulacje. Spójrz na mnie. - wstał i odwrócił się. - Spójrz na mnie do kurwy! - krzyknęłam. W dupie to mam, że mogę obudzić jego rodzinę. W końcu spojrzał się na mnie. Ćpał, widzę przecież to. - Ćpasz? Kiedy zamiar miałeś mi o tym powiedzieć, co?
- Riley, przepraszam. To nie tak miało być. - podszedł do mnie.
- Louis Ci to zrobił, prawda? - spojrzałam się gdzie indziej. Nie mam ochoty go teraz oglądać.
- Riley.. - wiedziałam. Wyszłam z prędkością światła z jego pokoju i poszłam na dół schodami do wyjścia. Nie będę skakać po drzewach jak małpa, wyszłam normalnie.
Czemu wszyscy muszą mnie zawodzić? Ja pierdole, wszystko się sypie. Wsiadłam do samochodu i pojechałam dalej. Wjeżdżałam już na swoją dawną ulicę, spojrzałam na miejsce gdzie stał mój dom i do oczu napływały mi łzy. Teraz cała działka stoi pusta, a przed nią, dom mojego wroga. Wysiadłam z samochodu i bez pukania weszłam do jego domu. Wiem, że jego rodzice będą już spać, a on na pewno będzie napierdalał w swoje pierdolone gierki. Weszłam cicho na górę i podsłuchałam pod jego drzwiami, czy czasem nikogo u niego nie ma. Słyszałam tylko kichnięcie i nic więcej. Więc weszłam.
- Możemy porozmawiać. - weszłam i pierdolnęłam drzwiami. Odwrócił się z krzesła i zobaczyłam jego krzywą mordę. Tak samo wyglądał jak Matt, tylko chłopak z którym się spotykałam wyglądał gorzej.
- Nie widzę potrzeby. A teraz wypierdalaj mi z domu, bo nie chcę Cię widzieć. - wstał i warknął.
- A ja widzę i to dość dużą potrzebę! Jesteś z siebie zadowolony? Tak obić mordę komuś kto Ci nawet nic nie zrobił?
- Obić mordę to zaraz mogę Tobie, jak stąd nie wyjdziesz.
- Będziesz mnie bił? Oho, damski bokser się znalazł. Swoje dziwki też tak napierdalasz? - podeszłam bliżej.
- Riley, nie wkurwiaj mnie do chuja. a Twój chłoptaś powiedział Ci chociaż jak przyszedł do mnie naćpany? Oho, szczęśliwy i bez tajemnic związek widzę!
- Tak się składa, że już nie jest moim chłopakiem! To nie znaczy, że masz go tak opierdalać od tak.
- Zrobiłem to dla Ciebie! Od samego początku, kiedy w szkole rozniosły się ploty, że się z nim spotykasz, wiedziałem, że będziesz mieć same z nim problemy. Chciałem, żebyś trzymała się od niego z daleka! - krzyknął i w tym momencie dostałam esemesa od Matt'a.
Od:
Riley, z nami koniec. Miałaś być tylko na jedną noc, miałem Cię wciągnąć w to bagno. Sama jesteś sobie winna. Miałem w dupie ten związek, szmato.
- Zadowolony jesteś? - po policzku spłynęły mi łzy. Pokazałam mi telefon z esemesem. - Że miałeś racje od samego początku! Chciałeś to masz, nie spotykam się z nim. Widzisz jak mnie potraktował. Właśnie spełniło się Twoje marzenie. Zapomnij o mnie. Nie pisz, nie dzwoń, nie odzywaj się do mnie. Już nigdy więcej na Ciebie nie spojrzę. - wytarłam łzy i wyszłam z jego domu. Wsiadłam do samochodu i pojechała do siebie.
Nie dałam mu dojść od słowa. O wszystko obwiniam go. Zaparkowałam przed domem i weszłam do środka. Buty rzuciłam w kąt, kluczyki odłożyłam na miejsce i poszłam do swojego pokoju. Zdjęłam ubrania, zostałam w samych bokserkach i zwykłej koszulce i położyłam się spać. Chociaż pies mnie nie zrani, ani nie zostawi. Przytuliłam się do niego i próbowałam zasnąć. Choć wiem, że pół nocy, będzie nie przespanej.
Dostałam jeszcze kilka esemesów, pewnie od Louisa. Nie chcę ich wcale odczytywać, wzięłam telefon do ręki i od razu zablokowałam jego numer. Nie chcę go znać. Dla mnie już nie istnieje taki człowiek jak pod nazwiskiem Louis Thompson*.
Thompson - nazwisko Louisa i jego rodziny (Alexis i Jacoba), bo zapomniałam jak mieli kiedyś, a nie chce mi się cofać do tam tych części.
CZYTASZ
Ostatnia Szansa
RomanceOpowiadanie jest o Riley, córce Jasmine i Aarona, bohaterów moich opowiadań, które znajdziesz na profilu. Fragment: - To co jest w tym pudełeczku, to tajemica. Dowiesz się dopiero później, Riley. - Możesz mi powiedzieć, co to jest. - mruknęłam po...