- Louis, nogi Ci z dupy powyrywam! - krzyknęłam i opadłam na ziemię. - Mam już dość, w walenie w ten jebany worek!
- Haha, cienka jesteś. - usiadł obok mnie, śmiejąc się. Podał mi butelkę wody i od razu się z niej napiłam. - Tak przez 4 miesiące. - pogłaskał mnie do głowie.
- Słucham? Całych wakacji nie zamierzam, przesiedzieć u Ciebie w piwnicy. - wstałam i chwyciłam za swoją torbę.
- A co byś chciała zrobić? - oparł się o ścianę.
- Może gdzieś wyjechać, na plaże, nad wodę! - powiedziałam z uśmiechem.
- Cały rok siedziałaś w Los Angeles i nie poszłaś na plaże? - zaśmiał się i odprowadził mnie do drzwi.
- Nie miałam kiedy. To był pierwszy rok, a egzaminów było mase. - westchnęłam. - Byłam może z 3 razy z Courtney.
- To co powiesz o Miami? W Nowym Jorku nudy, masz rację. Możemy gdzieś wyjechać.
- Poważnie?! To świetnie! - powiedziałam szczęściła i wskoczyłam na Louisa. Mocno go przytuliłam. Uwiesiłam się jak małpa na drzwie. - Muszę iść, idę z Courtney do klubu. - zeskoczyłam z niego i wyszłam z domu.
- Klubu? - zmarszczył brwi.
- Są jej urodziny. Zaprosiła tylko dziewczyny, ani jednego chłopaka. - stuknęłam go palcem, w klatkę piersiową. - Papa! - posłałam mu buziaka i szybkim krokiem poszłam do domu.
Weszłam do środka i szybko pobiegłam do pokoju.
Przepocone ciuchy rzuciłam do kosza na pranie i w samej bieliźnie, podeszłam do szafy, aby wybrać czyste ubrania. Niespodziewanie do pokoju weszła Phoebe.- Ej, Riley! Cour.. Co tak śmierdzi?! - krzyknęła i zatkała nos palcami. - Idź się umyj!
- Haha, a chcesz poniuchać moje ciuszki z silłowni? - puściłam jej oczko i pobiegłam do łazienki. Wykąpałam się, wysuszyłam włosy i w szlafroku wyszłam do Phoebe, która siedziała w oknie.
- Wdycham świeżę powietrze, bo ten smród chciał mnie zabić!
- Bez przesady! Siedziałam tam od 5 po południu, a jest 9 wieczorem. Na moim miejscu też byś tak jebała. - usiadłam na łóżku. - Co chciałaś?
- Właśnie! Courtney dzwoniła, aby przekazać Ci, żebyś pod nią podjechała, bo jej auto się zepsuło.
- Nie mogła do mnie zadzwonić? - zmarszczyłam brwi. Sprawdziłam połączenia i dopiero teraz widzę, że dzwoniła. Wtedy byłam u Louisa, mogłam nie usłyszeć, bo głośno grała muzyka. - W co mam się ubrać?
- Hmmm, może ta? - wygrzebała z mojej szafy, jakąś różową sukienkę. - Nie, jest okropna. To może ta? - wyciągnęła białą, przed kolano sukinkę. Miałam ją może raz ubraną. Wzięłam ją od niej i ubram ją. Miała z tyłu zamek, Phoebe pomogła mi go zapiąć. - Wyglądasz super! - zakryła ręką buzie.
- Tak? Nie wiem, może inną znajdziesz? - przeglądałam się w lustrze.
- Patrz, do tego ubierzesz kurtkę jeansową i git. Możesz tak iść. Siadaj pomaluje Cię. - zrobiłam wielkie oczy i uniosłam ręce w górę.
- NIE! NIE! NIE! Sama się pomaluje!
- Ohh, przestań. To, że raz mi nie wyszło i zrobiłaś z siebie pośmiewisko, to nie moja wina! Przez ten czas sporo się poprawiła. Teraz też się sama pomalowałam. - zamknęła oczy i wskazała na swoją twarz.
- Myślałam, że mama Cię pomalowała. - powiedziałam siadając przy toaletce. - Dobra, jeśli będę wyglądać dobrze to, nie urwę Ci głowy. - pogroziłam palcem.
CZYTASZ
Ostatnia Szansa
RomanceOpowiadanie jest o Riley, córce Jasmine i Aarona, bohaterów moich opowiadań, które znajdziesz na profilu. Fragment: - To co jest w tym pudełeczku, to tajemica. Dowiesz się dopiero później, Riley. - Możesz mi powiedzieć, co to jest. - mruknęłam po...