Minęło już kilka tygodni, od całego zdarzenia. Osoba, która to zrobiła siedzi i nie wyjdzie do końca swoich dni z psychiatryka, z tego co powiem od rodziców. Nie chcą mi powiedzieć kto to był, a ja wiem, że coś przede mną ukrywają. Mieszkamy w dużym, pięknym domu, który przypomina nasz stary. Na treningi do Louisa poszłam może dwa razy.. Urwał nam się kontakt, kiedy zaczęłam na poważnie spotykać się z Matt'em. Oczywiście, powiedziałam mojemu chłopakowi, a sprzeczce między mną, a Louisem i też nie był zadowolony, że mam z nim jakiś kontakt i, że uczęszczałam do niego na treningi. Z Louisem łączy mnie coś jeszcze. Ten jeden raz, kiedy się z nim przespałam. Nie zamierzam mu o tym mówić, bo wiem, że wtedy będę skończona.
- Riley, chodź na śniadania. - zawołała mnie mama z dołu. Właśnie pakowałam książki do torby. Zeszłam na dół i usiadłam przy stole. - Zrobiłam Ci naleśniki. Chcesz syrop klonowy?
- Oo, tak. - uwielbiam syrop klonowy.
- Nie wracaj dziś do domu w nocy. Przyjdź od razu po szkole. - usiadła obok mnie i napiła się kawy.
- Was i tak nie będzie, to czemu nie?
- Riley, Twoje oceny znacznie się pogorszyły. Czemu nie poszłaś na konkurs z chemii?
- Bo nie ogarniam chemii, jadę na ściągach. Poprawie się. - prychnęłam pod nosem.
- Jakbyś jechała na ściągach to, nie byłabyś w konkursie Riley.
- Dobra, skończ. Ja idę, pa. - wstałam, wzięłam torbę i wyszłam. I tak jestem już spóźniona. Nie mam zamiaru wracać od razu do domu. Idę się najebać.
Droga do szkoły minęła mi wolno, po drodze zapaliłam może z dwa papierosy, a może nawet trzy. Nie wiem co się ze mną dzieje, jestem wkurwiona, wszystko mnie drażni. Kiedy zaszłam do szkoły, nikogo nie było. Korytarze puste, są lekcje. Sprawdzam plan, pierwsze co mam to historia. Nie znoszę historii, to znaczy typiary, która uczy. Poszłam do sali 112, zapukałam i zajęłam swoje miejsce.
- Oo, witam. Czemu Panna Jackson się spóźniła? - podeszła do mojej ławki i oparła się o nią rękoma.
- Bo mam już taki kaprys. - uśmiechnęłam się sarkastycznie i zapisałam temat w zeszycie.
- Za długo uczę w tej szkolę i mogę porównać Cię do Twojego ojca, bezczelne odzywki do nauczycieli to, masz chyba po nim.
- Dziękuje, coś jeszcze? - spojrzałam w górę na nauczycielkę. Stara, niedorobiona szmata.
- Zostaniesz godzinę po lekcji. - uśmiechnęła się i poszła do tablicy.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która siedziała obok i się śmiała. Nie dziwię się, że rodzice od pewnego momentu nie mogą sobie, dać ze mną rady. Po lekcji poszłam do szafki. To co zobaczyłam wywołało u mnie śmiech. Ktoś do niej przykleił karteczkę ćpunka i puszczalska, ciekawe kto tak mógł napisać. Ciekawe kto mnie tak nazwał, czy naszej ostatniej kłótni. Odwróciłam się i zobaczyłam spojrzenie Louisa na sobie. Siedział z swoimi kolegami i najwidoczniej było mu do śmiechu. Podeszłam do niej, nie ręczę na siebie.
- Co to do kurwy jest? - pokazałam mu żółtą karteczkę. - Zadowolony z siebie jesteś? Żebym ja jeszcze Ciebie ładnie nie nazwała.
- Zluzuj maty, laska. To, nie wiesz co to jest? Cała prawda o Tobie. Od kiedy jesteś z tym pajacem, zmieniłaś się. Ćpasz i pewnie co 5 minut, dajesz mu dupy.
- Ale z Ciebie kretyn. Jesteś spierdolony psychicznie! Nie masz prawa mnie tak nazywać. Ja nie wyruchałam połowy lasek z tej szkoły.
- W tej połowie jesteś też Ty. - uśmiechnął chciwie. Wszyscy się na nas patrzeli, jakbyśmy byli jakimś widowiskiem. - Co, teraz nie masz już co powiedzieć? - stanął i podszedł do mnie bliżej.
CZYTASZ
Ostatnia Szansa
RomanceOpowiadanie jest o Riley, córce Jasmine i Aarona, bohaterów moich opowiadań, które znajdziesz na profilu. Fragment: - To co jest w tym pudełeczku, to tajemica. Dowiesz się dopiero później, Riley. - Możesz mi powiedzieć, co to jest. - mruknęłam po...