Wchodzimy do samolotu. Cały czas nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Strach miesza się z radością. Z jednej strony rozpiera mnie energia, lecimy na Malediwy, marzyłem o tym od dawna. Lazurowa woda, bialutki piasek, świecące plaże, domki na wodzie, już nie mogę się doczekać. Jednak z drugiej strony... boję się, że choroba rozłoży mnie, że pierwszy pełny dzień spędzę pod kołdrą próbując pozbyć się nieznośnego bólu głowy i nudności. Zawsze tak miałem. Podróż była dla mnie katorgą, nienawidziłem jej, a jednocześnie pragnąłem. Chciałem podróżować, gdy byłem mały zrobiłem nawet listę miejsc, które chcę odwiedzić. Dominikana, Lur, Japonia, Polska, Anglia, Los Angeles, Rzym, Florencja... ciągnęło mnie do zwiedzania jak konia do cukru.
Idę za Jonasem, dochodzimy do naszych miejsc. Nie patrząc na bilet kieruję się na miejsce obok przyjaciela.
- A ty co, opuszczasz mnie? - Even chwyta mnie w pasie i przyciąga mnie do siebie, a następnie całuje w policzek. Momentalnie robię się czerwony.
- Even, tu są ludzie - mówię, chowając twarz w dłoniach. Chłopak ciągnie mnie na przód samolotu. Dziwię się, myślałem, że będziemy siedzieć razem z innymi.
- Czemu nie jesteśmy z resztą? - pytam.
- Ech... patrzyłeś chociaż na bilet?
- No... nie, o co ci znów chodzi?
- O nic, gdybyś popatrzył, to byś wiedział.
W dalszym ciągu idziemy na przód samolotu, w pewnym momencie Even zasłania mi oczy. Po chwili odsłania je.
- E-even, nie musiałeś... - mówię, patrząc zafascynowany na miejsce w którym się znajdujemy. Lecimy pierwszą klasą! W oczach stają mi łzy, odwracam się i wtulam w Evena. Nie mogę uwierzyć, że tu jestem, przecież mieliśmy jechać na domki, na kilka dni, ba, cały wyjazd miał szlag trafić. A teraz? Siedzę w samolocie, z chłopakiem, w pierwszej klasie, a zaraz wylatujemy do Dubaju na przesiadkę. Życie płata figle.
W głośnikach słychać głos steewardessy tłumaczącej procedury bezpieczeństwa. Nie słucham jej, tylko wtulam się w Evena, ten po chwili całuje mnie, oddaję pocałunek.
Po chwili steewardesa oznajmia, że mamy zapiąć pasy, bo zaraz wylatujemy.
- Cieszysz się? - pyta Even
- Oczywiście! - mówię, wpatrując się w okno. Startowanie to niesamowite uczucie. Co prawda nie czuję się przy tym najlepiej, ale da się przeżyć.
Even opiera się o moje ramię i obejmuje mnie.
- Mamy całe dwanaście godzin dla siebie. Cieszysz się? - pyta.
- Pewnie, ale naprawdę musimy lecieć aż tak długo? - pytam. Wizja siedzenia w pojeździe dłużej niż trzy godziny przeraża mnie. Nawet nie wziąłem swoich leków! Co prawda może te od Evy coś dadzą, ale wątpię.
- A co, nie chcesz? - wyraźnie posmutniał.
- Nie, nie, nie o to chodzi...
- A o co?
- O nic.
- Isak, kurwa, przez to twoje nieważne mało brakowało, a nie było nas by tu. Czy ty chodź raz możesz być ze mną szczery? - prosi. Waham się. Nie chcę, aby się martwił, a jak wróci mu mania? Albo depresja? Dla niego to trudny okres, a dla mnie jeszcze gorszy. Najgorsze jest to, że nie da się tego uniknąć. A jak już to nadejdzie, to wolę, aby miał jak najmniej rzeczy do zarzucenia sobie. Mógłby zacząć się obwiniać o coś, na co nie ma wpływu. - Ej, co jest? Zamyśliłeś się.
- Sorki, Even, ja... mam chorobę lokomocyjną.
- Co?! Ty mi to teraz mówisz?!
- Prze... - chłopak przerywa mi pocałunkiem.
- Nie nadużywaj słowa przepraszam, bo gdy będzie potrzebne, straci znaczenie w twoich ustach - ponawia pocałunek. - Zresztą, spokojnie, w samolocie prawie wcale nie buja, nie odczujesz tego.
Przez następne dwie godziny rozmawiamy o głupotach, śmiejemy się, robimy zdjęcia z widokami, oczywiście nie obeszło się bez pocałunków, tulenia i innych pierdół.
Około dwudziestej pierwszej ból głowy zaczął się dawać we znaki. Wtulam się do Evena. I pomyśleć, że jeszcze ponad dziewięć godzin lotu. Nie wiem, jak ja to przeżyję.
- Masz jakieś tabletki przeciwbólowe? - pytam, wzdychając.
- Coś ty się z kosmosu urwał? Tabletki w samolocie? Porąbało cię? - mówi, a w oczach skaczą mu wesołe iskierki.
- Ech, tak pytam. - Łapię się za głowę, czując coraz to dotkliwsze kłucie.
- W porządku? Słuchaj, może się prześpisz? Od razu się lepiej poczujesz.
- O tej godzinie? W życiu. Tak poza tematem, nie szkoda ci na to pieni...
- Nawet nie zaczynaj, prezent - mówi, uśmiechając się do mnie i całując w czoło. - Prześpijmy się, bo w Dubaju padniemy. - mówi i przytula mnie. Po chwili obaj zasypiamy.
---------
W sumie podoba mi się ten rozdział, nawet wyszedł.
Ehh... już w poniedziałek zaczyna się szkoła, jak się z tym czujecie, macie już wszystko? Ja dopiero dzisiaj pojechałam na zakupy.
Cóż, nie zapomnijcie o gwiazdce i komentarzu, to bardzo motywuje!
Do następnego! Ps. może nawet szybciej niż za tydzień :)
CZYTASZ
Maybe I'm a little gay || Even x Isak
Fanfiction/2017/ Życie nie jest łatwe. A w szczególności nastolatka. No, a życie nastoletniego geja z chłopakiem będącym biopolarnnym czasem jest nie do wytrzymania. Dołóżmy do tego jeszcze ostre wymiany zdań i nietolerancję ze strony najbliższych. Można zwar...