Rozdział 18 (I)

271 27 4
                                    

- Sorki, muszę oddzwonić - mówię i odchodzę z towarzystwa. Po chwili dzwonię na ten numer.

Pierwszy sygnał, drugi, trzeci.

- Dzień dobry, szpital Oslo, w czym mogę służyć? - słyszę głos po drugiej stronie. Czyżby coś z babcią? Pewnie wypisali ją ze szpitala. Nie przejmując się za bardzo przedstawiam się.

- Dzień dobry, Isak Valtersen, dzwoniono do mnie z tego numeru.

- Valtersen… o, już wiem. Proszę chwileczkę poczekać, podam lekarza, który zajmował się pańską babcią. - Po chwili szumu w słuchawce odzywa się znajomy głos.

- Dzień dobry Isaku, pan Adolf mówi.- Pan Adolf od zawsze zajmował się moją babcią. Lubię go, zawsze potrafi pomóc, a do tego jest przemiły.Nieraz przychodziłem do niego po szkole,bo dom był zamknięty. Zawsze robił mi ciepłej herbaty i rozmawiał. Czasem nawet pomagał przy lekcjach. Brałem go za rodzinę. - Niestety mam dla ciebie złe wieści, naprawdę mi bardzo przykro.

- Coś z babcią, prawda? Ehh, pewnie znów skoczyło jej ciśnienie - mówię, powoli podchodząc z powrotem do towarzystwa. Even spogląda na mnie pytającym wzrokiem.

- Ah, panie Valtersen, chciałbym, aby było to tylko nadciśnienie - mówi doktor, a ja zaczynam coraz poważniej się martwić. A jeśli babcia zemdlała? Albo znowu dostała krwotoku. Jak byłem młodszy dostała raz tak silnego, że zakrwawiła całe dwa ręczniki. Potem przez tydzień leżała w szpitalu na obserwacji. Dobrze, że była wtedy ze mną mama, w miarę przytomnym stanie. Nie chciałbym, żeby to się jeszcze raz powtórzyło. Mnie nie ma w domu, a matka nawet nie pomyśli, żeby babcię odwiedzić.

- Dobrze, niech pan wreszcie powie, co się stało.

- Pańska… pańska babcia nie żyje. - Serce mi momentalnie staje, a przez ciało przechodzą ciarki. Przez chwilę czuję, jak nogi się pode mną uginają. Siadam na piasku i łapię się za głowę.

- Ale… ale jak to? - Nadal nie dochodzi do mnie, co się stało. Nie płaczę, nie rozłączam się, telefon nie wypada mi z ręki, o nie nie, to nie scena z jakiegoś taniego serialu. Mnie po prostu zatyka, nie wiem, co powiedzieć. Nie dochodzi do mnie, to co właśnie pan Adolf powiedział.

- Prawdopodobnie zawał serca, w domu, zdążyła wystukać numer alarmowy. To nam wystarczyło, potrafimy namierzyć, skąd dzwoni rozmówca. Niestety nie zdążyliśmy. Bardzo mi przy… - Rozłączam się i rzucam telefon w piasek. Słyszę, jak Even podchodzi i siada koło mnie. Zaczyna lekko mną potrząsać.

- Ej, Isak, co jest? - pyta. Kiwam tylko przecząco głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Łzy spływają mi po policzkach. Po chwili czuję, jak Even przytula mnie. Wtulam się w niego i pozwalam łzom płynąć. - Ciii, będzie dobrze, zobaczysz, cokolwiek się stało. - Właśnie, że nie będzie dobrze, nie ma prawa być.

Moja babcia umarła. Sama. Nikogo przy niej nie było. A ja miałem czelność się opalać i bawić na tych pierdzielonych Malediwach. Podczas gdy ona, ona, ona po prostu odeszła.

Powoli dociera do mnie, co właśnie się stało.

Even ujmuje moją twarz w swoje dłonie i zmusza, żebym popatrzył na niego.

- Isak, słuchaj, cokolwiek się stało, jestem tu z tobą. I twoi przyjaciele też są. Pomożemy ci, jasne? Chodź, idziemy do pokoju - to mówiąc, pomaga mi wstać, przy okazji zgarnia mój telefon i kieruje się ze mną do pokoju, mówiąc coś po drodze do reszty.

***

- Isak, to powiesz mi co się stało? - mówi Even, odgarniając mi włosy z czoła. Do domku przyszliśmy jakieś pół godziny temu, a ja nadal nie mogłem się uspokoić.

Maybe I'm a little gay || Even x IsakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz