Rozdział 7

1.9K 188 5
                                    


Nie wszystko nam się czasem udaję. Świat nas zaskakuje, nawet drobnymi szczegółami. Potrzeba kilka sekund do zmienienia poglądów. Drobne rany na ciele mogą być przyczyną śmierci. Nagłe decyzje, zmieniają życie. Nigdy nie myślałam, że sama taką podejmę.

Chłopak włożył ręce w kieszenie, powoli się wycofując. Uważnie obserwowałam jego ruchy. Myłam, że spotkanie przeznaczonego będzie wyglądało inaczej. Weźmie mnie w ramiona oraz zabierze do siebie.

- Cześć. – zniknął.

Opuściłam głowę wracając do łóżka. Ten dzień nie może być gorszy.

* * *

- Agnes! - Obróciłam się na drugi bok. - Do cholery jasnej, Agnes!

- Co?! – jęknęłam.

- Jest po jedenastej!

- I co z tego?! – westchnęłam – Czekaj, to już dzisiaj!

- Tak!

Moje stopy dotknęły zimnych paneli. Pobiegłam w stronę łazienki, potykając się o własne nogi.

- Agnes, czy ty zawsze musisz zaspać! – krzyknęłam do lustra.

Zawsze marzyłam o brązowej łazience, ale w tym momencie bardzo mnie irytuje ten kolor. Ciemno tu jak w dupie. Podeszłam do dużego okna, aby podnieść roletę.

- Muszę wyglądać jeszcze lepiej niż wczoraj.

Spojrzałam w lustro. Z moich ust wyleciał jęk zażenowania. Widoczne sińce pod oczami, czy kilka wyprysków, nie dodawały mi uroku. Dlaczego kosmetyki tak podrażniają cerę?

Wzięłam szczoteczkę i zaczęłam dokładnie myć zęby. Wątpię, że odór z gęby będzie przyjemny dla mojego partnera. Opłukałam usta, jednocześnie sięgając po ręcznik. Wytarłam twarz, a go rzuciłam na kaloryfer. Otworzyłam drzwi do garderoby, wchodząc.

- Co do cholery...?! – rozglądnęłam się – Skąd tu się wzięła ta szafa?

Sięgnęłam po wiszącą na niej kartkę.

W związku z tym, że musisz się pokazać jak z najlepszej strony, wybrałem kilka sukienek na dzisiaj. Są bardziej odpowiednie od twoich. Arnold odprowadzi Cię do gabinetu, tak dla bezpieczeństwa. Nie przynieś mi wstydu.

Ojciec

Drżącymi rękami otworzyłam szafę. Widząc jej zawartość omal nie upadłam. Dekolty wszystkich sukienek, kończyły się przy pępku. Prześwitujące materiały i nieodpowiednia długość, wprawiała mnie w zakłopotanie. Zamknęłam drzwiczki, po czym zasięgnęłam po ubrania z mojego asortymentu.

Przeglądałam wszystko, wzdychając co chwilę.

- Naprawę! – drzwi delikatnie się uchyliły.

- Mogę jakoś pomóc? – obróciłam się.

- Nie Mariolu. – wciągnęłam powietrze – Nikt mi nie pomoże.

- Sukienka. – kiwnęłam głową.

Wyciągnęła zza siebie pudełko. Różowy karton, przewiązany wstążką, trafił w moje ręce.

- Otwórz. – popędziła mnie.

Wykonałam jej polecenie. Kiedy zobaczyłam zawartość, otworzyłam szerzej oczy.

- Piękna, skąd ją masz?

- To twój prezent urodzinowy. - przytuliłam ją.

- Ratujesz mnie już chyba setny raz.- powiedziałam – Nie wiem jak ci się odwdzięczę.

Zdradzieckie UczuciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz