[19] Błyszczące Oczy

6.4K 692 127
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Byłaś z Wellingtonem? — Ojcowski głos nieprzyjemnym tonem wdarł się do uszu Cleo, która miała nadzieję cichcem wejść do domu, niezauważona przez nikogo. Głównie przez Albę. Obecność Richarda nie mieściła jej się w głowie. Zresztą, ostatnie, czego chciała, to oglądać jego parszywą gębę, gdy wciąż była nieziemsko na niego wściekła.

— Może. — Wzruszyła prowokacyjnie ramionami, chociaż kac był dobitnym argumentem, że nie jest to czas właściwy na żadne scysje.

Policzki Richarda zafalowały gniewnie.

— Może? — Uczynił krok w jej stronę, zaś ona nie zamierzała się cofać. — Może, Cleo? Czy ty próbujesz mnie ukarać w ten sposób? Jeżeli tak, to wiedz, że ci się to udaje. Odchodziłem od zmysłów całą noc! — krzyknął.

Tak wzburzonego nie widziała go nigdy, a przecież co rusz z zamiłowaniem grała mu na nerwach. Ojciec znosił jej wybryki z wybitym spokojem, zważywszy, że ograniczał swoje pole manewru działania do zwykłej reprymendy, szlabanu czy kolejnego rozczarowanego spojrzenia.

Nie wiedziała, dlaczego akurat teraz przyszła jej taka myśl, ale uzmysłowiła sobie, że nigdy nie zastanawiała się nad tym, co czuje ojciec. Jak to jest wychowywać samotnie dwie córki, podczas gdy żona egzystuje we własnym, niedostępnym dla nikogo świecie.

— Przepraszam — złagodniała, czego zupełnie się nie spodziewał, bo nagle spojrzał na nią ze zdumieniem, jak dziecko, któremu wytrącono pałeczkę z rąk.

— Przepraszasz?

— Było mi trudno, okey? — Nie mogła się powstrzymać przed tym protekcjonalnym tonem, ale starała się na swój sposób załagodzić sytuację. — Chyba nie muszę ci mówić czemu?

— Cleo... — Wyglądało, jakby miał na końcu języka coś, co powiedzenia, ale się zgubił. Po chwili namysłu dodał. — Wellington to nie jest odpowiednie towarzystwo.

Na moment znów zagotowało się w niej jak w piecu hutniczym. Richard uosabiał wszystkie jej ostatnie bolączki. Patrząc na niego, widziała Kate i wyobrażała sobie Allana. Specyficzne zestawienie genów ojca i zupełnie obcej kobiety.

Mimo to wzięła głęboki oddech.

— Mylisz się. — Siadła na schodach. — Nikt nie pomógł mi w ostatnim czasie tyle, co on.

Mężczyzna zamrugał oczami. W ten sposób jeszcze z córką nie rozmawiał. Nie tonem takiego spokoju.

— Nie wiesz o nim wszystkiego. Nie znasz jego kartoteki.

Uśmiechnęła się krzywo.

— I tu się mylisz, tatku.

Kolejne zaskoczenie na jego twarzy. Gdyby nie okoliczności, może poczułaby w stosunku do niego coś na kształt żalu. Na razie, próbowała nie doprowadzić do kłótni, chociaż marnie jej pewnie szło.

Jak grać w miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz