— Stan pana żony jest stabilny — oznajmił lekarz, pełniący tej nocy dyżur na oddziale, na który przyjęto Lynette. — Oprócz wyziębienia i odwodnienia nic jej nie jest, musieliśmy jednak podać jej silne lekki uspakajające. Teraz śpi. Zostanie na noc na obserwacji i jutro będzie można przewieźć ją do Lincolna.
— Nie. — Richard zaprotestował nagle, wybijając z rytmu mówienia samego lekarza, który posyłał mu zdumione spojrzenie.
— Panie Bennett.
— Tato? — Serce Cleo skoczyło do gardła, Maxine także wydawała się zbita z tropu.
— Nie. — Richard wstał z krzesła w poczekalni, kręcąc głową. — Zabiorę żonę do domu.
— Chyba wie pan, że żona wymaga stałej opieki psychiatrycznej?
— Zadbam, aby była właściwie leczona — odparł w odpowiedzi Richard. — Nie chcę jednak, by dłużej przebywała w tamtym miejscu.
— O-oczywiście. — Lekarz, po krótkim wahaniu, przytaknął. — Sam pan zajmie się formalnościami.
— Ma się rozumieć.
— Naprawdę chcesz zabrać mamę do domu? — Grymas na twarzy Maxine sugerował, że uważa to za chwilowy żart ze strony ojca. Nie była skłonna udzielić mu kredytu zaufania, nie po tym, jak zniszczył ich rodzinę. — To nie żart?
— Już dawno powinienem był to zrobić. Nie żartuje, Max. Żałuję tylko, że tak późno podjąłem decyzję. — Nie przybrał postawy obronnej. Przygarbiony, blady, z obwisłymi policzkami, nad którymi widniały jego skrajnie wyczerpane oczy, wyglądał jak dziecko, gotowe przyjąć kolejne ciosy.
Max pokręciła głową, jakby wciąż była przekonana, że do jutra ojciec się rozmyśli.
— A co z kolejną kadencją? Niedługo wybory — zauważyła kąśliwie. — Mam uwierzyć, że nie robisz tego pod kampanię wyborczą?
Ojciec wydawał się tą sugestią dotknięty do żywego, jednak i tym razem nie chciał się bronić.
— Nie będę kandydował.
W tym momencie obie jego córki spojrzały na niego niczym na widmo. To było niedorzeczne.
— W szpitalu muszą rozpylać jakieś chemikalia, nasz tata oszalał. — Maxine parsknęła głuchym śmiechem. Pielęgniarka dyżurna posłała jej karcące spojrzenie, które żadne z trójki nie zauważyło.
Cleo natomiast milczała. Ręce lekko jej drżały. Nie miała siły brać udział w dyskusji, dziwić się ojcu, pozwolić kiełkować nadziei, że ich domu coś się zmieni na lepsze, ponieważ wciąż myślała o Amorze, o tym, kto wywiózł matkę na cmentarz. Kto się ośmielił...
CZYTASZ
Jak grać w miłość?
Novela JuvenilCleo i Jake'a różniło dosłownie wszystko. Ona była niechlujną, pozbawioną manier chłopczycą, on wiecznie wesołym i powszechnie lubianym chłopakiem. Ona kochała teatr i pisanie, on ostre brzmienia gitary i swój garażowy zespół. On lubił jej czasami d...