Rozdział Dwudziesty Piąty

3.8K 190 15
                                    

LILY:

Radość i zadowolenie nie chciały opuścić mojej twarzy, kiedy przypomniałam sobie jak śmiesznie wygląda Selena w swoich narysowanych brwiach. Snułam także domysły o braku jej czarnych brwi, które zostały na plastrach i gołym czole. Pewnie jest jeszcze zabawniejsze bez porozmazywanych łuków nad oczami, nieudolnie imitującymi stracone brwi.

- Z czego się tak cieszysz? - Zapytała Shailene, przyglądając mi się ze zdziwieniem. 

- A jak myślisz? - Poruszyłam sugestywnie brwiami, co szatynka załapała, niemal od razu krztusząc się śmiechem. 

- To przestało być zabawny trzy wykłady temu. - Powiedziała czerwona na twarzy, starając się powstrzymać wybuch.

- Właśnie widzę. - Odparłam, wracając do notowania zasad etykiety Walijskiej. 

- Nie chce mi się sprzątać dzisiaj tej kuchni. - Bąknęła pod nosem, ze znudzoną miną.

- Robiłam to codziennie. - Westchnęłam, wzruszając ramionami. - Nie ma tragedii. 

- Już widzę naszą czwórkę w jednym pomieszczeniu z nożami do mięsa. - Mruknęła sarkastycznie, na co wywróciłam oczami. - Myślisz, że będą cokolwiek robić? 

- Będą, bo jeśli nie, pożałują tego. - W głowie już miałam tysiące scenariuszy jak zmusić te dwie gnidy do najcięższej roboty, byleby tylko samej chwycić się za coś lekkiego.

- W to nie wątpię. - Powiedziała, uśmiechając się pod nosem.

Wykłady, które mieliśmy do tej pory były za zwyczaj ciekawe i miały pełno anegdotek i ciekawostek, które opowiadał nam król lub królowa. Dzisiejsze zajęcia mamy z panem Fredericiem Hillem, ponieważ rodzina królewska musi się przygotować na powitanie Walijczyków. My natomiast cierpimy katusze, słuchając monotonnego głosu, łysiejącego i chyba umierającego już na stojąco lokaja, który kiedyś pracował w pałacu w Walii. 

- Kiedy podejdzie do was książę, macie się nie uśmiechać, zachować powagę i skłonić się nisko. Zrozumiałe? - Zapytał i nie czekając na odpowiedź, kontynuował tyradę tak samo nudnym tonem.

- Zaraz tu umrę. - Powiedziała Shai, łapiąc się za głowę i zasłaniając uszy.

- Nie tylko ty. Dziadek też już ledwo stoi na nogach. - Rzuciłam, wyglądając za okno, gdzie mogłam dojrzeć boisko do tenisa i koszykówki.

- Lily, daj mu żyć. - Bąknęła szatynka, ganiąc mnie za wcześniejszą uwagę.

Machnęłam ręką na słowa Shailene i skupiłam się na ładnym pisaniu literek, by nie zanudzić się na śmierć. Błagam, niech te zajęcia już miną! Najbardziej irytującą częścią wypowiedzi pana Hilla było dodawanie na końcu każdego zdania słowa - "zrozumiałe". Jakbyśmy były jakąś ciemnotą i nie docierał do nas prosty przekaz słów lokaja, który zanudza nas na śmierć swoimi wskazówkami. Nie uśmiechać się, nie patrzeć, nie przebywać najlepiej w pobliżu, żeby król i królowa nie musieli się za nas wstydzić. Facet miał dość wysokie mniemanie o sobie, co powoli doprowadzało mnie do szału. Wysławiał się i gestykulował powoli, jakby urodził się po to, żeby pracować w ten sposób. Myślę, że to kolejny element naszej nocnej kary, który ukartowali nasi włodarze. Nienawidzę tego gościa!



***



Odetchnęłam z ulgą, kiedy pan Hill ogłosił koniec zajęć, twierdząc, że i tak nie przekazał nam wystarczającej wiedzy i zbłaźnimy rodzinę królewską. Miałam wrażenie jakbym siedziała w tej jednej sali kilka dni, dusząc się nudą. W rzeczywistości wykład trwał tylko czterdzieści pięć minut, ponieważ był w wersji skróconej ze względu na przygotowania do uroczystej kolacji. Znów mają zjechać się rodziny arystokratyczne, które zasiądą z nami przy bogato zastawionym stole. Pojawi się też Nina, której chyba wypruję flaki, gdy zobaczę ją przy Justinie. Nigdy nie miałam problemów z zazdrością i kontrolowaniem złości. Kiedy widzę brunetkę, mam ochotę rozszarpać jej gardło, gdy stoi zbyt blisko szatyna, który przewrócił mój cały świat do góry nogami.

PROJEKT LADY  ~JUSTIN BIEBER~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz