ד׳

755 74 8
                                    

*Perspektywa Dominika, dzień krwawej masakry w kościele.*

Od kilku dni czułem się wyraźnie osłabiony i rozdrażniony. Nie wiedziałem co mi jest; miewałem mdłości, raz miałem napady gorąca, a raz było mi tak zimno, że trzęsłem się niczym przysłowiowa galareta. Poza tym słuch jakby mi się wyostrzył i każdy najmniejszy dźwięki przyprawiał mnie o ból głowy.

Oczywiście jedynym logicznym wyjaśnieniem nagłego pogorszenia stanu mojego zdrowia była wizyta tych dwóch demonów. Na pewno rzucili na mnie jakąś klątwę lub coś podobnego i teraz będę się męczył żeby zło mogło rosnąć w siłę moim kosztem.

Obecnie mamy niedziele, a zacząłem tutaj prace we wtorek i przyznam szczerze, że poza tymi uprzykrzającymi objawami to zdążyłem się już tutaj zadomowić.

- Apsik! - kichnąłem i zatoczyłem się do tyłu stykając się ze ścianą plecami, a następnie moje ciało bezwładnie się po niej zsunęło i nie potrafiąc go okiełznać pozwoliłem sobie na upadek na twarde lodowate kafelki.

Wpatrywałem się w jakiś punkt przed siebie i dotknąłem w zamyśleniu czerwonej od gorąca twarzy stwierdzając, że mam gorączkę.

- Dlaczego to przytrafiło się właśnie mnie? - zapytałem sam siebie nie mogąc pozbierać żadnej sensownej myśli.

Cały dzień czułem się po prostu rozkojarzony i nawet nie zdawałem sobie sprawy, że po kilku godzinach dopiero teraz dojdzie do mnie informacja, że tak drażniący i denerwujący moje zmysły zapach wydzielały świeczki znajdujące się praktycznie w każdym widocznym dla oka miejscu, a gdy jestem już przy wzroku to od kiedy tak dobrze wszystko widzę? Nie twierdzę, że wcześniej nic nie widziałem, ale teraz jestem w stanie zobaczyć najmniejszą cząstkę kurzu, która ukrywa się na drugim końcu sali.

Nie, to nie możliwe...

Napewno już tracę rozum przez to wszystko więc muszę się wziąć w garść.

Dlatego też po chwili na nogach jak z waty ruszyłem w kierunku sypialni, pomagając sobie ścianą.

Droga wydawała się mieć kilka kilometrów, a każdy najmniejszy krok sprawiał paraliżujący ból w kościach przez co miałem wrażenie, że stałem się kruchy niczym małe bezbronne dziecię i choćby najmniejszy dotyk drugiej osoby mógłby doprowadzić do ich złamania bądź nawet skruszenia każdej kości w moim ciele.

Powoli stawiając delikatnie kroki na drewnianych deskach doczłapałem się na piętro stając przy ścianie w sypialni gdzie znajdował się milusi beżowy dywan i prostokątne długie lustro sięgające od ziemi wzwyż, kończące się trochę wyżej niż moja głowa.

Stojąc w tamtym miejscu przeklinałem w myślach te demoniczne istoty za sprowadzenie na mnie takiego bólu, jednak moje przemyślenia szybko zostały przerwane głośnym trzaskiem na co zacisnąłem mocno powieki i upadłem na prawe kolano podpierając się z przodu rękami czując niewyobrażalny ból rozchodzący się wzdłuż pleców, co spowodowało, że poczułem wyraźnie całe dwanaście par żeber, które wydawały się pękać każde po kolei.

Na chwilę straciłem oddech i zacząłem wykrzykiwać modlitwy o odkupienie mojej osoby, jednak to nie zdawało się przynosić rezultatu gdyż poczułem następne pęknięcia w okolicach mostka.

Zlany potem i własnymi słonymi łzami bólu dyszałem, czując jakbym przebiegł kilkanaście kilometrów i uparcie próbowałem zaczerpnąć choć trochę powietrza.

Po chwili jednak ból lekko osłabł przez co miałem chwile by dojść do siebie po całym zajściu.

- Za jakie grzechy ja się pytam? - szepnąłem nadal dysząc i zerkając w swoje odbicie w lustrze, które sprawiło, że mój oddech znowu zanikł, a ja sam zamarłem wpatrując się uparcie w swoje odbicie; blada skóra jak u trupa, źrenice powiększone, tęczówki przybrały jaskrawy odcień, a całość sprawiała wrażenie jakby osoba je posiadająca została pozbawiona jakiejkolwiek duszy oraz czarne cienkie linie wyglądające jak żyły, które ciągnęły się od powiek okalając oczy wraz z policzkami.

W przypływie nagłego szału uderzyłem w lustro długimi pazurzyskami, które wysunęły się w ostatnim momencie chroniąc mnie tym samym przed kolejnym złamaniem.

Było już późno, grubo po północy, a z każdą minutą więcej moich kości miażdżyło się na miazgę.

Nawet w jamie ustnej znalazło się miejsce na ból, który rozchodził się wzdłuż dziąseł wypychając kły w dół czyniąc ze mnie dziką nieokiełznaną bestię.

Nagle usłyszałem głośne odgłosy samowolki dobiegające z dołu, które brutalnie raniły moje uszy. Czułem też zapach przybysza gdy tylko przekroczył bramę tego miejsca jednak nie zwróciłem na to wcześniej szczególnej uwagi gdyż byłem zbyt zajęty bólem.

Jego obecność wprawiła mnie w złość, a szkarłatna ciecz spływająca po jego rękach i twarzy jeszcze bardziej to wszystko spotęgowała.

Chciałem go powstrzymać przed tą całą brutalnością jakiej dopuścił się.
Chciałem zranić go przez grzech jakiego się dopuścił na niewinnych.
Chciałem go po prostu zabić więc to uczyniłem.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Data I publikacji: 10.09.2017r.
Korekta: 04.08.2018r.
Data II publikacji: 08.08.2018r.

>>Nieposkromiony<< || A/B/O Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz