י״ח

496 54 13
                                    

Obudził mnie lekki podmuch wiatru, który dostał się do mojego pokoju przez uchylone okno.

Nigdy nie sądziłem, że odbywanie stosunku, a już zwłaszcza robienie tego z mężczyzną, może być tak przyjemne, ale jak to mówią:

"Zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej".

Zgodnie z obietnicą pomogłem Lou w jego gorączce, która skończyła się kilka dni temu. Teraz go nie ma ze mną, wymknął się następnego dnia rano gdy gorączka zniknęła lecz pomimo braku jego obecności ja wciąż wszędzie czuje jego zapach.

- Szczęść Boże Dominiku, rozumiem, że z omegą idzie ci coraz lepiej?  - zagadał staruszek gdy ja zapalałem świecę przy ołtarzu.

- Em... To skomplikowane - odpowiedziałem wymijająco i udałem się do ław gdzie zacząłem układać pisma święte.

- Pamiętaj, że jeśli bronisz się przed uczuciem to sam osobiście cię stąd wykopię i proszę nie krzywdź tego chłopca, bo on na to nie zasłużył. - odparł staruszek i chwilę później zniknął z mojego pola widzenia.

Nie chciałem nikogo ranić, a wydawało mi się, że wszystko działało przeciwko mnie, nawet postać Jezusa na obrazie krzywo na mnie spoglądała z góry.

- No nie patrz się tak na mnie... To któryś z was zesłał mi tego chłopca więc nie bądźcie teraz zdziwieni... - mruknąłem pod nosem i wyszedłem się przewietrzyć.

- Czy nie będziesz miał nic przeciwko jeśli to ja poprowadzę dzisiejszą mszę?  - zapytał mnie staruszek gdy siedziałem na jednej z ławek przed kościołem.

- Em... Nie, nie będę miał nic przeciwko. Jak najbardziej prowadź dzisiejszą mszę - odparłem bez namysłu, spoglądając w niebo, które nagle straciło blask przy pewnej parze błękitnych patrzałek.

- Szczęść Boże, Szczęść Boże!  - słyszałem już od wejścia stojąc przy masywnych drzwiach.
Obdarzałem każdego uśmiechem, choć nie do nich tak naprawdę chciałem się teraz uśmiechać.

Następnie gdy każdy zajął miejsce to ja spocząłem do góry w swoim lokum z którego idealnie miałem wgląd na całe wnętrze kościoła.

Ogólnie mieszkam teraz niedaleko kościoła, ale czasem nocuje też tutaj, a nikt nie ma z tym jakiegokolwiek problemu.

- Proszę księdza - usłyszałem po chwili cichutki głosik z mojej lewicy i odwróciłem głowę w tamtym kierunku. - Można?

- Tak Lou, o co chodzi?  - pokazałem na krzesło obok, aby chłopak spoczął, jednak po jego minie wiedziałem, że nie po to tutaj przyszedł.

Jego obecność mnie fascynowała,  a jednocześnie zaszokowała.

- Nie, ja... Ja nie po to tutaj przyszedłem - odparł po chwili namysłu, widać było, że był zdenerwowany. Nie wiedziałem, tylko dlaczego.

- Więc po co?  Czy coś się stało?  - spoglądałem na niego z wyuczonym już spokojem, ten jednak pod wpływem mojego spojrzenia spuścił wzrok i zagryźć wargę.

Już chciałem znowu go o coś zapytać, ale ten podszedł do mnie i klęknął przed moją sutanną, a następnie odchylił ją szybkim ruchem i zanurkował pod nią.

Byłem zdekoncentrowany, nie wiedziałem o co mu chodzi, do momentu gdy moje czarne spodnie nie poszły w dół aż do kostek wraz z bielizną, a przy mojej męskości poczułem ciepło czyjego oddechu.

- Pst nie możesz tego tutaj... To nie jest dobra pora by~

- Uciszcie się proszę!  Posłuchajmy razem słowa pańskiego!  - usłyszałem na dole na co natychmiast zareagowałem i uciszyłem się.

Chwilę później przed oczami zobaczyłem twarz Louisa, była zarumieniona.

- Chyba nie chcesz by ktoś nas usłyszał, prawda proszę księdza?
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Szczęść Boże moi aniołowie 😇 Jak się podoba rozdział?  Ile razy w tygodniu chcecie rozdziały? 😚 (Nie wiem czy się wyrobię, ale zapytać warto)




24.09.2018r.

>>Nieposkromiony<< || A/B/O Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz