,,A ty mi zagraj na Irlandzką nutę
Z której echem powrócą jak cienie
Dawni przyjaciele..."-Wiesz ciociu, właściwie to wszystko w porządku. Staram się usamodzielnić.- wymruczała Hermiona do słuchawki, którą trzymała między ramieniem a policzkiem. Wolnymi rękoma obierała ziemniaki, starając się zająć czymś, by puszczać mimo uszu monologi cioci o tym, jak bardzo mają tylko siebie i są sobie potrzebne.
- Dopóki jestem tu w Irlandii u Gerarda, możesz zwrócić się do mnie o każdą pomoc. Pamiętaj o tym, kochana.
Gerard to facet cioci. Po śmierci jej męża zarzekała się, że nigdy go nikim nie zastąpi no i faktycznie- od kilku lat Gerard to istotnie tylko jej ,,chłopak".
- Ciociu, i tak pomogłaś mi tak, że nie mam słów by ci dziękować. Postaram się jak najszybciej zacząć płacić ci czynsz.
- Ależ kochanie, nie ma pośpiechu.
- Wiesz, nawet już byłam na rozmowie o pracę, jednak właściciel okazał się zbyt... Dziwny.- rzuciła mimochodem dziewczyna, zbierając śmieci pozostałe po obieraniu ziemniaków.
- Naprawdę? Och, wydaje mi się, że powinnaś najpierw jeszcze trochę się tu zaaklimatyzować. Mówisz dziwny właściciel,hmm... Myślę, że byłaś w Orkaan Club, tej obrzydliwej knajpce, w której co piątek spotyka się ta dzika młodzież.- powiedziała ciocia z wyraźną nutą pogardy w głosie dla ,,dzikiej młodzieży".
-Nie. Byłam w sklepie z antykami w markecie, tu niedaleko twojego mieszkania.- Hermiona usilnie starała się znaleźć w kuchennych szufladach przepis na zapiekankę z ziemniakami, który miała zostawić jej ciocia, jednak bez skutku. Wykorzystując chwilę ciszy w słuchawce, postanowiła zapytać u źródeł.- Ciociu, a gdzie jest...
-Byłaś ,,Pod trzema wahadłami"?- zapytała nagle ciocia ze śmiertelną powagą w głosie.- Jak wyglądał ten człowiek?
To zbiło Hermionę z tropu. Przez chwilę zastanawiała się, czy powiedziała coś złego, czy może ciocia coś źle zrozumiała.
- Wiesz, chciałam starać się o posadę kierownika, ale tak jak mówiłam... Dziwny starzec... O białej, bujnej czuprynie.
-Nigdy więcej tam nie chodź. Rozumiesz? Nigdy.- powiedziała ciocia tak chłodno, że dziewczyna poczuła niepokój na samą myśl o tym, jak okropne musi to być miejsce.
- Wiesz ciociu, i tak nie miałam zamiaru. Właściciel to jakiś...świr.- odparła Hermiona, starając się rozładować atmosferę. Temat najwyraźniej okazał się jednak zbyt poważny, gdyż w słuchawce nastała cisza. W końcu Penelope wciąż surowym głosem powiedziała:
- Jeśli już bardzo chcesz pracować, pomogę ci coś znaleźć. Jesteś tu zaledwie kilka dni, jeszcze nie wiesz gdzie mogłabyś się zakręcić, a których miejsc unikać. A ,,Pod trzema wahadłami" z pewnością jest takim miejscem.
Hermiona nigdy nie słyszała w głosie ciotki tyle powagi. Należała ona raczej do wesołych i beztroskich osób, nawet gdy coś ją martwiło starała się tego nie okazywać.
- Myślę, że narazie po prostu się wstrzymam z poszukiwaniami.- odparła dziewczyna, by nieco uspokoić ciocię. Jednak dobrze wiedziała, że kłamie i wciąż będzie rozglądać się za nowymi ogłoszeniami.
Nerwowa reakcja cioci nie dawała Hermionie spokoju. Nie potrafiła w żaden sposób wytłumaczyć sobie, co może aż tak nie podobać się Penelopie w malutkim sklepiku z antykami. To prawda, starszy pan okazał się dość szalony, lecz wydawał się nieszkodliwy.
Nadszedł kolejny deszczowy zmrok, a wiatr złowrogo świszczał przez szpary w oknach. Dziewczyna szczelnie okryta kocem starała się czytać jedną z książek z ciocinej szafy, lecz tego wieczoru czuła się wyjątkowo nieswojo i niespokojnie. Nie mogła skupić się na czytanym tekście, co chwilę nasłuchiwała dziwnych odgłosów wydawanych przez wiatr i deszcz uderzający o parapet. W końcu nie wytrzymała, odłożyła książkę i sięgnęła po laptopa. Poprawiła koc i wpisała w przeglądarkę: ,,Pod trzema wahadłami Dublin,opinie".
Wyświetliło się kilkanaście stron, lecz tylko trzy z nich odpowiadały w jakimś stopniu szukanej frazie. Hermiona kliknęła w pierwszą, licząc, że będzie najbardziej trafna. Była to strona umożliwiająca wystawianie opinii poszczególnym miejscom w Irlandii, jednak sklepik z antykami nie miał jeszcze żadnej. ,,No tak, a czego ja się spodziewałam"- skarciła się w myślach dziewczyna. Jedyne co zdołała znaleźć, to imię i nazwisko prawdopodobnie właściciela sklepu- pana Ithana Olivandera. W krótkiej historii przeczytała, że ta działalność to tradycja rodzinna Olivanderów, jego ojciec również prowadził jakiś sklep. Niestety, po wpisaniu tego nazwiska w wyszukiwarkę, wciąż nie dawało to rezultatów. Hermiona postanowiła dać spokój z dalszym zawracaniem sobie głowy tym tematem, i uruchomiła stronę internetową, na której widniały drobne ogłoszenia typu ,,praca szuka człowieka". Uważnie czytała propozycję pracy w księgarni na rogu pobliskiej ulicy, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Hermiona gwałtownie oderwała się od aktualnego zajęcia i cały wcześniej odczuwany niepokój powrócił. Ciocia zazwyczaj przychodziła w konkretnym celu, wcześniej to ustalając, a przecież nie ma nikogo innego, kto mógłby dziewczynę odwiedzić. Ostrożnie, wciąż obserwując drzwi, odrzuciła koc i jak najciszej podeszła pod wizjer. Niestety, zmrok i rzęsisty deszcz targany wiatrem, uniemożliwiały ocenienie, kto się dobija. Niemal krzyknęła, gdy prawie przy jej uchu ponownie rozległo się pukanie. Zamiast otworzyć, dziewczyna zaczęła nasłuchiwać.
,,Daj spokój, na pewno Ithanowi coś się pomyliło. Nie jest już najmłodszy, mógł ją z kimś pomylić".
,,Nie, słuchaj stary, nie odpuszczę. Zbyt wiele mam do stracenia".
Zaraz, Ithan, starzec? Czy chodzi o tego przeklętego Olivandera? Fakt, obok cioci, prawdopodobnie tylko on tutaj w Dublinie wiedział jak nazywa się dziewczyna. ,, A co jeśli to jakiś psychopata, przysłał tu swoich ludzi, może dlatego ciocia tak gwałtownie zareagowała?"- w głowie dziewczyny kotłowały się różne myśli, jednak przede wszystkim... Ciekawość. Nieudane poszukiwania w internecie podsyciły chęć dowiedzenia się, o co chodzi z tajemniczym starcem. Wzięła kilka oddechów, po czym bardzo ostrożnie, minimalnie uchyliła drzwi. Automatyczna lampka przy wejściu zaświeciła się, odsłaniając sylwetki przybyłych. Było to dwóch chłopaków, jeden ciemnowłosy z dużymi, okrągłymi okularami, drugi zaś z rudą czupryną, obaj niesamowicie przemoknięci.
- O co chodzi?- spytała nieśmiało dziewczyna, trzęsąc się z powodu przeszywającego wiatru,ale i dreszczyku emocji.
Jednak przybysze patrzyli na nią z niedowierzaniem, wielkimi oczyma. Zaczynała mieć dosyć tego typu spojrzeń, mimo, że jest w Dublinie zaledwie kilka dni i nie przypuszczała, że z takowymi może się spotkać.
- Hermiona...- wyszeptał niemal z namaszczeniem rudzielec, a dziewczyna osłupiała, gdyż nie spodziewała się takiej reakcji.
Czarnowłosy okularnik uśmiechnął się szeroko, po czym jego kolega rzucił się na Hermionę, ściskając ją tak, jakby nie widzieli się kilka lat.
- Hermiono, nie wierzę, że to ty, tak się cieszę...
Z trudem zdołała go od siebie odepchnąć ku jego zdziwieniu.
- Co to ma znaczyć? Kim wy jesteście?- rzuciła pretensjonalnie, odsuwając się przezornie od wylewnego rudego. Ci spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
- Hermiono... No coś ty. My tu przemierzamy kawał drogi, Ron mało nie umarł z niecierpliwości, a ty robisz sobie z nas żarty po tylu miesiącach?- powiedział okularnik.
- Kim jest Ron? I... Czego ode mnie chcecie? Mówcie szybko, albo zadzwonię na policję.- dziewczyna przyjęła bojową pozycję, trwając w gotowości.
- To naprawdę nie jest śmieszne.- odpowiedział czarnowłosy, z nutą poirytowania w głosie. Rudzielec przez cały czas uważnie wpatrywał się w Hermionę, po czym wyszeptał niemal przez łzy:
- Ty naprawdę niczego nie pamiętasz.
Dziewczyna dopiero zdała sobie sprawę z tego, że to faktycznie mogły być bliskie dla niej osoby, których ona nie miała prawa pamiętać. Ale w takim razie, dlaczego nie wiedzieli nic o jej utracie pamięci?
- Cóż... Jeśli powiecie mi kim jesteście, skonsultuję się ze znajomą... Która... Pomoże mi to zweryfikować... A wtedy być może porozmawiamy. - odparła niepewnie czując, że traci grunt pod nogami.
Okularnik ze spuszczoną głową zerknął na rudzielca, który miał tak wielki ból w oczach, że niemal je rozdzierał. Hermiona spojrzała w nie, a wtedy poczuła coś, czego się nie spodziewała. Poczuła nie dość, że ten chłopak jest dla niej kimś bliskim, to stanowi jakąś utraconą przez nią część życia. Z jego rudych włosów strumieniami lał się deszcz mieszając się ze łzami, o których wiedział tylko on. Wpatrywał się w Hermionę nieruchomo, a ona widziała na jego twarzy ból, jakiego nie mogła sobie wyobrazić i czułość, której choć wydawało jej się, że nie zaznała, to poczuła tak realnie, jakby znała ją od lat. W końcu przerwał ciszę wypełnianą szumem ulewy i wiatru:
- Ron. Nazywam się Ron Weasley. Skonsultuj to proszę ze swoją znajomą, bo chciałbym znów móc cię kochać.
CZYTASZ
Tchnienie
FanfictionHermiona Granger utraciła wspomnienia w wyniku feralnego wypadku z przeszłości. Z bliskich jej osób odnalazła się jedynie ciocia, która postanowiła pomóc siostrzenicy rozpocząć nowe życie w innym kraju. Czy będzie ona w stanie ukryć przed dziewczyną...