Rozdział 27

96 13 1
                                    

Nawet nie wiem gdzie jesteśmy. Jay nie chciał mi nic powiedzieć, a ja jestem już zmęczona ciągłym pytaniem go miliony razy na tysiąc różnych sposobów o to samo. Za każdym razem on się po prostu śmieje, a z jego ust wychodzi jedynie głupkowate 'nie'. Po chwili kiedy czuję się zmęczona tym wszystkim, sięgam po moje słuchawki i włączam album SoMo'sa na cały regulator. Nie jestem aż tak na niego zła, ale dobrze się czuję trzymając urazę do niego.
Jestem świadoma, że moja muzyka gra bardzo głośno i on może ją usłyszeć, ponieważ złapałam go kilka razy na tym jak mi się przyglądał. Chciałabym się odezwać i wreszcie zapytać: jakim cudem znał piosenkę z tamtego wieczoru. Jednak staram się najmocniej jak umiem, trzymać mój wzrok z dala od niego, aby nie przerwać ciszy.
Oglądam samochody pędzące obok nas, rozmyte drzewa z ogromnymi gałęziami, wieżowce, które znikają, kiedy wzbijamy się w górę i wracają, kiedy jedziemy w dół. Wyglądam przez okno i czytam znaki powyżej lub z boku drogi, które mijamy co chwilę, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że znajdujemy się w zamożnej części miasta.
Co my tu robimy?
Nagle Jay wykonał gwałtowny zakręt i muszę przyznać, że budynek, pod którym jechaliśmy jest tak samo wysoki jak drapacze chmur. Nasz samochód zatrzymał się niedaleko bramek do podziemnego garażu, przed którym stał ochroniarz w granatowym mundurze. Zdaję sobie sprawę, że zwracanie na
siebie uwagi właśnie teraz nie jest niczym mądrym, więc wyłączam muzykę i skupiam swój wzrok na Jay'u. Marszcząc brwi, obserwuję, jak on opuszcza okno w dół i wychyla się by porozmawiać z mężczyzną.
- Przyjechaliśmy tu na lądowisko, Eden nas oczekuje.
Lądowisko? Eden? Czekajcie.. Kim do cholery jest Eden?
Strażnik prosi o nasze dokumenty, a ja nie mogę przestać myśleć o lądowisku i Eden. Nie zdaję sobie sprawy z tego, że Jay mnie o coś pyta do momentu, aż pomachał dłonią przed moją twarzą, co przestraszyło mnie na śmierć.
- Przepraszam - śmieje się niezręcznie, kiedy zauważa moje wystraszone oczy. Czuję się źle, bo mam wrażenie, że on na prawdę myśli, że jestem na niego zła. - Pytałem czy nie masz mojego prawo jazdy, ale już je znalazłem – tłumaczy się.
Przyglądam mu się bez słowa, jak bierze portfel ze schowka i daje mężczyźnie swój dokument.
Biedactwo! Jest taki zdenerwowany. Czuje się teraz jak suka.
Upewniam się, że mój uśmiech jest tak serdeczny jak to tylko możliwe, ochrzaniam samą siebie za niesłuchanie go. Kiedy znów widzę jego twarz on się tylko uśmiechnął, ale nie patrzy na mnie długo.
Nie! Co ja znowu zrobiłam?
Zanim jednak udaje mi się odpowiedzieć na te myśl, strażnik mruczy cztery słowa, które sprawiają, że moje uszy płoną.
- Szerokiej drogi, Panie Bieber.
Bieber! Tak jego nazwisko to Bieber! Już je znam! Może teraz powinnam zdradzić mu swoje?
Decyduję w końcu, że tak będzie sprawiedliwie, ale Jay już zaczął parkować samochód i jedyne co mogę zobaczyć to ciemność, do momentu aż ponownie słyszę jego nazwisko. Pojazd zatrzymuję się, zupełnie jakby wiedział o czym myślę. Spoglądam na niego, aby odczytać czy nadal chce otworzyć mi drzwi. Przez moment patrzył w tył, ale po chwili łączy nasze spojrzenia.
- Chodź, czekam - Jay wzdrygnął się, a sekundę później przerywam nasz kontakt wzrokowy. Chętnie uderzyłabym samą siebie za tak głupie zachowanie, ale zatrzymuję rękę, gdy słyszę jego śmiech i trzask drzwi. Nie mam zbyt wiele czasu, aby poukładać sobie to wszystko w głowie, ponieważ w mgnieniu oka Jay pojawia się po mojej stronie, wyciągając do mnie rękę, aby pomóc mi wysiąść z samochodu. Dziękuję mu grzecznie, kiedy kładę swoją dłoń na jego, a jego słodki ukłon sprawia, że chichoczę. Jego uśmiech w odpowiedzi zapiera dech w piersiach i nie mogę sobie pomóc, ale przyciągam go bliżej, trzymając dłonie na jego policzkach, żebym mogła go pocałować. Mogę poczuć jego zaskoczenie, gdy na chwilę się napina, zanim w końcu odwzajemnia mój pocałunek.
Nasze usta wciąż są delikatnie złączone. Jay obejmuje mnie ramionami i ciągnie szybko z samochodu. Czuję jak z jego miękkich ust wychodzi westchnienie, oczywiście nie mam nic przeciwko temu. Całuje mnie krótko ostatni raz i odstawia na ziemię. Uśmiecham się szeroko do niego szczęśliwa, nie tylko z czułego gestu, ale z braku napięcia, które przerwaliśmy krótkim pocałunkiem.
Jay splata nasze palce i prowadzi mnie na tył samochodu, a następnie otwiera bagażnik wolną ręką. Zaskakuje mnie, kiedy widzę jak jego biceps napina się podczas wyjmowania walizki.
Cholera mój mężczyzna jest silny.
- Ten jest twój – mówi, co odciąga mnie od myśli nad jego mięśniami. Wskazuje dłonią na dziecięcy niebieski plecak,który wygląda jakby miał zaraz pęknąć. Marszczę brwi i natychmiast biorę go od niego.
- Co to jest ?
- Twój bagaż na ten weekend – odpowiada, od razu zakładając plecak na ramie i zamyka bagażnik.
Weekend?
- Mack zapakowała go dla ciebie, ponieważ nie możesz dowiedzieć się gdzie jedziemy.
Jego słowa wprowadziły mnie w lekkie zamieszanie, ale nie udało mi się długo patrzeć na niego ze złością, kiedy tylko usłyszałam imię mojej najlepszej przyjaciółki.
- Oczywiście musiała to zrobić - mruczę, odzwierciedlając moje myśli. Jay chichocze, żebym jej nie zabiła. Ja po prostu go olewam i wzruszam ramionami, niczego nie obiecując. Chłopak śmieje się lekko, wiec to naprawdę urocze. Zaczyna odchodzić od samochodu ciągnąc mnie za sobą.
Idziemy w ciszy do białych dużych drzwi, a Jay otwiera je z łatwością znowu zaskakuje mnie siłą swoich ramion, bo drzwi wyglądają na dość ciężkie. Podnosi je kilka centymetrów nad nami i wskazuje głową abym szła pierwsza. Przechodzę obok niego, uśmiechając się , a tuż za nami słyszę trzask drzwi, które się zamknęły.
Byłam tak bardzo skupiona na przyglądaniu się mu, że nie zauważyłam nawet kiedy weszliśmy do windy.
Cholera winda!
Oddech utknął mi w gardle, a wspomnienie kiedy Jay mnie i swoim wszystkim czytelnikom opisał seks w windzie na swoim Tumblrze. Jestem gotowa na to od dawna, mogłabym właśnie teraz zrobić te wszystkie rzeczy. Już mogę poczuć jak moje ciało bardzo go pragnie, a nie weszliśmy nawet do środka.
Jak na zawołanie czerwone światełko przywołuje mój umysł ponownie do rzeczywistości, na tyle wcześniej aby moje ciało znów zaczęło funkcjonować. Czuję jego wzrok na mnie, ale pokornie patrzę przed siebie. Obserwuję ślad metalowych drzwi, które powoli się zasuwają. Coś we mnie mówi, że on dokładnie wie co czuję i o czym myślę.
- Drobne za twoje myśli - Jay szepcze do mojego ucha. Połączenie zaskoczenia i sposób w jaki przesuwa swoim ciepłym nosem po mojej szyi, upewnia mnie, że moje podejrzenia są prawdziwe.
Czuję dreszcz na moich plecach, a język utkwił mi w gardle. Biorę kilka głębokich oddechów, aż wreszcie mogę coś powiedzieć.
- Chcesz płacić za informacje ,które już znasz ? - oddycham głęboko i zagryzam wargę, aby powstrzymać się od uśmiechu, że udało mi się nie jąkać. Jay śmieje się lekko i pochyla głowę na przód, jakby zgadzając się tym ze mną.
- W porządku kochanie, tak bardzo jak twoje oczy są zielone,tak bardzo mam ochotę pieprzyć cię tutaj, właśnie na tej ścianie, ale nie zamierzam cię nawet dotknąć - mówił pewny siebie. Rozchyliłam usta na dobór jego słów. Wbijam wskazujący palec w moje udo, a ból uświadamia mi, że nie śnię.
Kurwa za dużo bólu. 
Postanowiłam nie odpowiadać mu, ponieważ byłam prawie pewna, że mój wyraz twarzy mówi wszystko, więc po prostu skinęłam głową. Zamknęłam oczy na kilka sekund i wzięłam kilka powolnych, miarowych oddechów. Kiedy jestem już spokojna pozwalam sobie na złość. Złość na fakt, że on w zasadzie zostawił mnie zabarwioną na niebiesko jak fasola. Postanowiłam więc, że będę musiała odłożyć moją zemstę na później i pozwoliłam sobie na uśmiech. Jay patrzy na mnie, kiedy się szeroko uśmiecham, ale mądrze ignoruje mnie. Mimo, że zauważyłam że on kliknął przycisk ostatniego piętra, dotarliśmy tam bardzo szybko i nie mogłam być szczęśliwsza, aby wydostać się z tego piekielnie gorącego pudła. Rozglądam się po korytarzu zaskoczona czterema drewnianymi drzwiami, które najprawdopodobniej ukrywają za sobą apartamenty, staram się mentalnie odgadnąć, który z nich jest dla nas, kiedy Jay pcha mnie do kolejnych, ciężkich, białych drzwi. Schody? Myślałam, że to ostatnie piętro.
-Kochanie, jesteś teraz spokojna? Mogę zadać ci kilka pytań? -pyta Jay, kiedy weszliśmy po trzech kondygnacjach schodów. Przewracam oczami na jego uśmieszek, patrząc na niego daję mu pozwolenie. Po chichocie on oblizuje swoje usta, kontynuując to o co chciał zapytać.
-Dobrze, jak się czujesz ze związanymi oczami?
Związanymi oczami? Co?
-Hmm, myślę że jest w porządku, chyba że masz zamiar zrzucić mnie z dachu, do którego zmierzamy jak zgaduję -odpowiadam nieco nerwowo, ponieważ nie mam pojęcia co on planuje. Jay uśmiecha się jakby był zadowolony z mojej odpowiedzi i mimo, że wygląda na to, że ma coś do powiedzenia, kiwa tylko głową i wciąż prowadzi mnie po schodach.
Docieramy do ostatnich białych drzwi, patrzę jak Jay wyciąga swój telefon, aby napisać coś. Kątem oka widzę, że to wiadomość tekstowa, ale nie mogę odczytać ani co w niej jest napisane, ani do kogo ją wysyła. Nagle słyszę słabe kliknięcie, co mi właśnie uświadamia że drzwi były zamknięte, Jay ponownie podnosi telefon przed drzwiami, aby nacisnąć na niego dłonią.
-Powiedz mi teraz, co myślisz na temat helikopterów?
Co?!
Jak tylko otwiera drzwi, wskazuje abym zrobiła krok, ale ja ze strachu zamarłam w miejscu. Nagle zrozumiałam, co miał na myśli, kiedy powiedział strażnikowi, że będziemy na lądowisku. Lądowisku dla helikopterów.
Głośny, kobiecy śmiech sprowadza mnie z powrotem na ziemie, a kolejny element układanki pasuje kiedy spoglądam na wysoką blondynkę urody modelki, stojącej przede mną. Eden. Uśmiecham się do niej niezgrabnie, kiedy zauważam, że ona patrzy na mnie. Czuję rękę Jay'a lekko dotykającą dolną część moich pleców.
- Chodź kochanie - szepcze, a moje nogi od razu zaczęły iść na jego polecenie.
Jay pozostawia mnie samą tylko na kilka sekund, aby przywitać się z Eden, całując ją w policzek, a ona posłała mu uśmiech, co sprawia że moja krew wrze. Cofam to. Nachyla się bliżej niego i mówi mu coś, a relacja między nimi jest tak oczywista, że to czyni mnie jeszcze bardziej złą. Muszę wziąć głęboki oddech, aby zachować kontrolę nad moją zaciśniętą pięścią. Skupiam się tak mocno jak tylko mogę, aby udawać że jestem spokojna, gdy ich spojrzenia padają na mnie. Następnie Jay podchodzi z powrotem do mojego boku, znów kładąc ręką na dolnej części moich pleców.
-Ro, to moja przyjaciółka Eden -przedstawia tak jakby nie zorientował się, że już strzeliłam Eden niewygodny uśmiech - Ona będzie prowadziła dla nas lot helikopterem, w porządku?
Tak Jay, zdążyłam się domyślić.
Po prostu skinęłam głową, zamiast mówić co mi chodzi po głowie. Jay prowadzi mnie w kierunku dużego, białego helikoptera przed nami. Stojąc blisko, tak jak myślałam, zauważam że ma on swego rodzaju tylne siedzenia. Jay otwiera drzwi i pomaga mi wsiąść, wyciągając do mnie pomocną dłoń. Ujmuję ją chętnie, jednocześnie starając się pokazać dziewczynie, że on jest mój. Nie sądzę jednak, że ona to widzi, ponieważ wsiada do kabiny pilota, a to sprawia że jestem trochę rozczarowana.
Jay wręcza mi słuchawki z mikrofonem i wyjaśnia, że mogę słuchać tylko jego kiedy mówi, nie Eden. Oczywiście, to tylko doprowadza mnie do większej furii. Po upewnieniu się, że mój sprzęt jest dobrze przygotowany i po sprawdzeniu czy mogę go usłyszeć, co mogę i co sprawia mi przyjemność że mogę słyszeć jego głos tak blisko moich uszu. Jay ma przy plecaku czarną tkaninę i to jest ostatnia rzecz, którą widzę.
Nie wiem ile godzin mamy spędzić w powietrzu, ale z kojącym głosem Jay'a, bądź z gładkimi słowami lub nuceniem piosenek SoMo. On nie powinien dowiedzieć się, że lubię ich muzykę. Choć dzięki temu jestem w stanie zapomnieć nawet o blond lasce, prowadzącej lot. Myślę, że słabiej słyszę Jay'a, który próbuje mi powiedzieć że spędzimy tu tylko kilka godzin więcej, ale moje oczy są już zamknięte.
Budzi mnie wstrząśnięcie mojego ciała. Próbuję mrugać, ale zdaję sobie sprawę że opaska nadal jest ciasno owinięta wokół mojej głowy.
- Wszystko w porządku, kochanie? - Jay pyta mnie słodko i właśnie teraz rozpływam się słysząc jego głos. Uwielbiam słyszeć go tak blisko. Chciałabym dostać takie słuchawki do korzystania z nich na co dzień. Przytakuje mu z uśmiechem i przytulam się do jego ramienia, próbując odzyskać moją wygodną pozycję, ale doskonały głos Jay'a zatrzymuje mnie w trakcie moich ruchów.
- Nie ma potrzeby znowu zapadać w sen Ro. Jesteśmy na miejscu.
Zaraz po jego słowach, helikopter drży z powodu lądowania, a moja ręka z podniecenia zaciska się mocno wokół ręki Jay'a. Śmieje się, co powoduje u mnie omdlenie po raz setny i najprawdopodobniej ostatni, po czym każe mi zamknąć oczy. Czuję ręce Jaya, które trzymał na moich słuchawkach, aby je zdjąć, a wraz z nimi opaskę. Mam wielką ochotę aby otworzyć oczy, ale walczę z tą chęcią, chcąc zadowolić Jay'a, ale także aby zobaczyć nasz cel, tylko w przeznaczonym do tego momencie. Mocne palce Jay'a owinęły się wokół mojego nadgarstka, a jego wolne ramię wokół mojej talii, aby pomóc mi wyjść z helikoptera. Ciepłe powietrze uderza we mnie jednym podmuchem i to potęguje moją ciekawość na dość wysoki poziom. Stram się czuć wszystko dookoła mnie, ale Jay oznajmia że musimy dostać się do środka samochodu, więc jego ręce z powrotem są po obu moich stronach. Kierowca wita nas, a mój umysł odbiera jego lekki akcent, lecz nie mogę go rozpoznać. Jazda samochodem na szczęście nie trwała długo, a wkrótce Jay pomaga mi wysiąść. Prowadzi mnie po jakiegoś rodzaju skalistej ścieżce, ponieważ czuję twardość skał pod cienką podeszwą moich butów. Skały w lesie są inne, więc najprawdopodobniej chodzimy po czyimś podwórku, tak myślę. Wiatr uderza we mnie, jak tylko się zatrzymaliśmy. Moje nozdrza rozszerzają się na zapach oceanu, który je wypełnia. Jesteśmy na plaży. Nie słyszę żadnych fal rozbijających się o skały, więc nie mogę być pewna, czy jest to morze czy nie. Nigdy nie byłam jeszcze bardziej niespokojna, chcąc wiedzieć gdzie jesteśmy.
- Czy jesteś gotowa? - pyta Jay, a to jest oczywiste. On się ze mną drażni, ale ja nie zamierzam robić tego samego z nim. Jestem na to zbyt podekscytowana. Przytakuję gorączkowo, a on się śmieje seksownie. Zawtórowałam mu śmiechem, zanim wreszcie czuje jego palce odwiązujące moją opaskę.
- Trzy.. dwa.. jeden.. - jak tylko ściąga ją, otwieram oczy i mrugam kilka razy, aby odzyskać ostrość widzenia. Jasna cholera. To jest piękne!
- Witamy w Dolnej Kalifornii, kochanie.

Not Safe For Work - Tłumaczenie | j.bOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz