Rozdział 14

5 0 0
                                    

Było mi źle. Czułem się winny tego, że tak bez słowa zostawiłem Ewelinę, choć wiedziałem, że nie miałem na to wpływu. Zastanawiałem się, czy już zdążyła o mnie zapomnieć. Moje myśli kotłowały się w głowie i miałem wrażenie, że za moment wykipią na powierzchnię.
Usiadłem na molo, moje nogi wisiały nad błękitną taflą wody. Za mną znajdował się długi pasaż, zupełnie jak Pobrzeże Motławy w Gdańsku. Ludzie spacerowali w tą i z powrotem. Zauważyłem parę robiącą sobie wspólne zdjęcia, gdy obróciłem się chwilowo za siebie. Z niesmakiem zwróciłem wzrok ponownie na wodę. Tego dnia pomagaliśmy Łucji w pakowaniu się i pozbyciu niektórych rzeczy z jej mieszkania. Wcześniej, z samego rana wspólnie całą czwórką poszliśmy do kostnicy , gdzie leżeli rodzice mojej kuzynki. Był to bardzo przygnębiający widok. Ich ciała miały zostać wkrótce przewiezione do Polski. Łucja wpadła w szok, gdy ich zobaczyła. Płakała i kładła się na podłodze na korytarzu przed pomieszczeniem, gdzie leżeli.
Mieszkanie miało zostać sprzedane. Po pracochłonnym przeglądaniu szaf, szafek i półek, pakowaniu rzeczy Łucji w walizki i po porannych widokach z bólem głowy i po porannych nerwach, uznałem, że muszę ochłonąć. Łucja doradziła mi, bym udał się na molo. Gdyby nie przykre okoliczności pobytu w Irlandii, powiedziałbym, że to naprawdę piękne miejsce.
Loch Garman było miastem portowym pełnym kawiarenek, słynęło z festiwalu operowego organizowanego jesienią.Łucja zdążyła mi nieco poopowiadać o nim jeszcze gdy była u nas w Poznaniu. Siedziałem na molo wymachując nogami. Było pochmurno, a z rana nawet pojawiła się mgła. Teraz się nieco rozrzedziła, lecz było chłodno.
- Hi! Are you all right? - Obróciłem się za siebie. Ujrzałem niskiego chłopaka prawdopodobnie w moim wieku. Miał rozwichrzone brązowe włosy, a gdy padło na nie nikłe światło, dostrzegłem zielone końcówki.
- I don't know - odparłem. Już chciałem mu powiedzieć, że raczej słabo umiem porozumiewać się za pomocą angielskiego, lecz ten mnie ubiegł.
- Jesteś z Polski? - zapytał.
- Tak. I słabo mówię po angielsku.
- Jasne. To nic takiego. Umiem doskonale mówić po polsku. Tak wogóle jestem Mike - podał mi rękę.
- Paweł - odwzajemniłem gest. Chłopak przysiadł się do mnie.
- Skąd wiedziałeś, że jestem z Polski?
- Nie byłem do końca pewien. Ten akcent mi trochę podpowiedział. Zresztą moja mama jest Polką - wyjaśnił.
- To zabawne, że na siebie trafiliśmy.
- To prawda - zaśmiał się.
- Dlaczego do mnie zagadałeś? - zapytałem.
- Szwendałem się w tą i z powrotem, bo w domu nie miałem co robić. Często przychodzę tu,by się uspokoić, lub znaleźć jakieś zajęcie. Ostatnio karmiłem kaczki. Gdy zobaczyłem ciebie, pomyślałem, że nam obu przyda się towarzystwo. Siedziałeś tu sam jak palec. Swoją drogą : mieszkasz w Loch Garman?
- Nie. Przyjechałem tu... W pewnej sprawie - odparłem.
- No ale co cię tu przygnało?
Już cię lubię, Mike. - pomyślałem z rozbawieniem.
- W sensie tu, na to molo?
- Tak.
- Postanowiłem zebrać myśli i odpocząć.
- A mogę wiedzieć od czego? Co cię gnębi?
- Miłość mnie gnębi.
- Uhu, stary. No to masz problem - miałem wrażenie, że znam Mike'a kilka lat a nie kilka minut. - Masz ochotę na kawę? Cappuccino, latte, zwykła czarna? Niedaleko jest taka budka, gdzie można niedrogo kupić dobrą kawę.
- Dzięki, nie trzeba.
- Ta, jasne. Trzeba, trzeba. I tak ci kupię, nie ma co. Wyglądasz mi mizernie - Mike wstał i poszedł po kawę.
- No to niech będzie latte! - krzyknąłem za nim.
On uniósł kciuk w górę.
Człowieku, co ty odwalasz? Znasz gościa od pięciu minut i zwierzasz mu się ze swoich problemów - pomyślałem.
Zaraz potem Mike wrócił.
- Trzymaj - podał mi kawę w plastikowym kubeczku. Parzyła w ręce, ale za to pachniała apetycznie.
- No to co się w końcu stało? Rzuciła cię, bo puszczałeś bąki w jej towarzystwie? - Mike prychnął.
- Nic z tych rzeczy - odparłem. Właściwie to nie wiem o co chodzi.
- Nie wiesz? - spojrzał na mnie jak na dziwaka.
Nagle w mojej kieszeni zawibrował telefon. Mama.
Odebrałem i zacząłem z nią rozmawiać. Mike w tym czasie zaczął sączyć kawę.
- Tak... Dobrze. No tak Mamo... Zaraz wrócę!... No... Nic mi nie jest! - wymachiwałem telefonem. Nagle wyślizgnął mi się z ręki. Wpadł do wody.
- Niech to szlag! - krzyknąłem - Cholera, czterysta złotych poszło się rypać...- ukryłem twarz w dłoniach.
- I co teraz? - zapytał ostrożnie mój nowo poznany towarzysz.
- Nic już się nie da zrobić. Przepadł. Już go nie odzyskam - załamałem się - Przepraszam, ale muszę wrócić do rodziny. Miło było cię poznać, Mike.
Obaj staliśmy na molo, a przed nami rozciągała się woda. Ludzie przechodzili obok w tą i z powrotem.
- Rozumiem - potem wymieniliśmy się nazwiskami i obiecaliśmy sobie, że skontaktujemy się za pośrednictwem Facebooka.
- Długo jeszcze będziesz w Irlandii?
- Przez jakiś czas. Niedługo wyjeżdżam do Polski - rozmawialiśmy jeszcze chwilę i w końcu odszedłem. Mike machał mi jeszcze na pożegnanie. Dotarcie do domu Łucji zajęło mi niecałe piętnaście minut. Okazało się, że większość rzeczy w domu była już uporządkowana. Koło drzwi stały worki z rzeczami, które miały zostać oddane do organizacji, która zajmowała się potrzebującymi. Najczęściej byli to ludzie bezdomni lub starzy. Łucja była zdania, że rzeczy się nie zmarnują, ale przydadzą komuś innemu.
- Cześć. Już jestem - powiedziałem z wejścia.
Łucja pakowała ostatnie zbędne rzeczy do worków, mama stała z herbatą przy kuchennym blacie, a tato korzystał właśnie z toalety. - No super, może byś nam tak pomógł? - zasugerowała mama. Postawiła kubek z herbatą na blacie i poszła bez słowa do sypialni. Tam zaczęła kończyć pakować rzeczy.
Zdjąłem buty i wszedłem do salonu. Łucja podniosła głowę.
- Wynieś ten worek na korytarz - poprosiła.
Chociaż byłem w skarpetkach, wyszedłem z powrotem za drzwi
i postawiłem tam worek pełen ubrań i przedmiotów.
I tak już było do wieczora. Nosiłem worki, przeglądałem półki, szafki, pakowałem jedzenie do osobnych siatek i ogólnie miałem pełne ręce roboty. W trakcie poinformowałem rodziców, że telefon wpadł mi do wody. Nie byli zadowoleni i przyrzekli, że w najbliższym czasie nie dostanę nowego. Zaoferowali mi natomiast stary telefon z klawiaturą, którego kiedyś używał tato. Niechętnie pokiwałem głową, że go przyjmę. No bo przecież nie miałem innego wyjścia.

XXX
15:27
Ewelina : Hej. Trochę ostatnio myślałam o Tobie i uznałam, że chcę ci coś powiedzieć. Wiem, że mówienie takich rzeczy przez telefon jest cokolwiek żałosne, ale proszę, jeśli odczytałeś tą wiadomość to zadzwoń i odpowiedz mi na pytanie, kim była ta dziewczyna z którą szedłeś koło swojego domu. Widziałam cię z nią. Odezwij się szybko, proszę.

16:05
Ewelina : Dlaczego nie odpisujesz? Proszę, to dla mnie ważne. Już nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć!
Ewelina : Jeśli nie chcesz ze mną być to po prostu mi to powiedz!

Dwa dni później

Ewelina : Dlaczego wyjechałeś?
Ewelina : No odpisz, do cholery!

XXX
Dzwoniłam do niego, błagałam, płakałam. I nic. Tylko dwa słowa. - Ewelinko, może jeszcze jednego? - zaproponował mi Ernest. Był to już mój szósty drink tego wieczoru. W pomieszczeniu było głośno, wiele osób tańczyło, lecz nie ja. Ostatnim razem na domówce u Liliany tańczyłam z Nim.
- Chętnie, Ernest. Ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś bardzo uroczy?
Siedzieliśmy na przeciwko siebie przy stoliku na wysokich krzesłach niemal jak w barze.
- To miłe, kochanie - odparł przywołując na swoją twarz grymas zadowolenia.
- Ernest, widzisz, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, więc zdradzę ci tajemnicę... Bo widzisz, mój kochany przyjaciel, Paweł, mnie olał. Tak, olał! Całował mnie raz, potem drugi, trzeci, dziesiąty,do cholery! I co? Zwiał do innej! - zaczęłam płakać tak głośno, że niektóre tańczące osoby się odwróciły i ze zdziwieniem na mnie patrzyły. Nie wiedziałam, że robię z siebie pośmiewisko. W dodatku piłam alkohol, który kompletnie nie był dla mnie dozwolony. Złamałam już wiele zasad, nadszarpnęłam zaufanie rodziców. Zmieniałam się na gorsze.
Nagle Ernest podsunął mi szklankę.
- Trzymaj.
- Bo widzisz, powiem ci, że faceci są okropni. Bawią się naszymi uczuciami. Ale ty, Ernest jesteś inny. - przybliżyłam się do niego i cmoknęłam w policzek.
- Tak bardzo ci współczuję, kochanie. Jesteś taka miła,inteligentna i uczuciowa. Nie zasługujesz na takie traktowanie - przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Ciarki przenikały całe moje ciało, ale nie przestawałam. Alkohol dodawał mi odwagi.
Nagle usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Ewelina, choć potańczyć! - Liliana wyciągnęła mnie na środek pokoju, gdy już chwilę później oderwałam się od Ernesta.
- Nie idź, Ewelinko! - powiedział do mnie. Upił kolejny łyk drinka i wyszedł za mną na środek pokoju.
Nagle w pomieszczeniu dostrzegłam dwie osoby. Muzyka ucichła,a z nią stopniowo cichły rozmowy. Niespodziewane wejście kompletnie mnie zaskoczyło. Nie wiedzieć czemu schowałam się za plecami przyjaciółki.
- Co wy tu robicie? Mamusia, tato? Stęskniłem się za wami! - Ernest, pijany do granic możliwości podszedł do swojej mamy i chciał ją przytulić, jednak ona go odepchnęła.
- Co tu się dzieje?

Jestem TwójWhere stories live. Discover now