Rozdział 20

6 0 0
                                    

- Przynieś to mleko i dwie margaryny, dobrze ?

- Tak, mamo. Chcesz coś jeszcze ? – zapytałam, stojąc w drzwiach naszego domu.

Pokręciła głową.

Była osiemnasta, niedługo mieli zamykać nasz osiedlowy sklepik, dlatego wolałam się pospieszyć. Lipiec powoli dobiegał końca. Na myśl o rozpoczęciu nauki w nowej szkole skręcało mnie w żołądku. Pocieszałam się, że, że pozostał jeszcze ponad miesiąc wakacji. W tym miesiącu, chcąc zająć czymś głowę, zaczęłam fotografować zabytki na rynku głównym naszego miasta. Wielu ludzi było zainteresowanych tym, co robiłam. Prosili mnie nawet o to, bym im samym robiła zdjęcia. Cieszyło mnie to, że mogłam się czymś zająć. Do tego pomysłu namówił mnie Kamil – ulubiony fotograf Liliany. Poza tym między moimi rodzicami zaczęło się nie najlepiej układać. Po ostatnim powrocie taty z wyjazdu do Niemiec, mama miała jakieś podejrzenia co do niego. Czego one dotyczyły – trochę się domyślałam. Była w stosunku do niego nieco nieufna i martwiłam się tą sytuacją. Bałam się, że nasza rodzina może się rozpaść.

Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy Mikołaj zaczął grzebać w walizce taty, gdy ten wrócił z wyjazdu, w poszukiwaniu słodyczy, które miał mu przywieźć. Zamiast słodyczy, natrafił na zdjęcie taty z jakąś kobietą, oprawione w brązową ramkę. Staliśmy jak wryci. Mikołaj nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, ja nerwowo uciekałam wzrokiem w podłogę. O mamie nie wspomnę. Przeprosiłam ich i poszłam do swojego pokoju. Zza drzwi usłyszałam rozmowę taty i mamy.

- To tylko koleżanka- tłumaczył tato z wyraźnym zakłopotaniem.

- Twoje tłumaczenia są żałosne. Było lepiej ukryć pamiątki z wakacji z kochanką ! – wybiegła do sypialni, trzaskając drzwiami. Od tamtej pory nie działo się najlepiej.

Wyszłam z domu. Dosłownie przed samym zamknięciem sklepu zrobiłam zakupy. Pani Marta, która była tu sprzedawczynią na szczęście ani trochę się nie zdenerwowała, że przychodzę tak późno. Znałyśmy się dobrze, a ona mnie bardzo lubiła. Nie miała powodu do zdenerwowania.

- Przepraszam, ale mama zaczęła akurat robić ciasto, a zabrakło jej produktów – wyjaśniłam mimo wszystko.

Sklepik był bardzo mały. Wszystkie artykuły spożywcze pani Marta wyciągała sama, bo były za ladą. Jedynie skrzynki z owocami i warzywami stały na podłodze na wyciągnięcie ręki klienta.

- Nic nie szkodzi. Miałabym się gniewać na ciebie ?

Kobieta wbiła na kasę kody, podliczyła wszystko i zapakowała moje zakupy do siatki.

Podałam jej banknot dziesięciozłotowy, jednocześnie uśmiechając się do niej.

Potem zebrałam się ze wszystkim i wyszłam ze sklepu.

- Do widzenia – powiedziałam.

- Do widzenia.

Idąc chodnikiem w stronę domu, z głową wpatrzoną w dół, prawie wpadłam na osobę, która szła przede mną. Już miałam pospiesznie odejść, ale w porę się zreflektowałam.

- Paweł?

- Cześć. Ja właśnie szedłem do sklepiku. Już zamknięty?

- Zaraz pewnie będzie. Ja też ledwo przed chwilą zdążyłam.

Całkowicie nie wiedziałam co mam powiedzieć. Mętlik w mojej głowie był okropny. Przyrzekałam sobie, że jeśli tylko go zobaczę, ucieknę. Ale może w końcu pora wszystko wyjaśnić, zamiast uciekać ?

Paweł chyba zauważył moje wahanie. Podszedł do mnie i po prostu przytulił. Byłam zdziwiona tym gestem, ale jednocześnie wczepiłam się w niego, zamykając oczy. Po policzkach spływały mi łzy. Staliśmy na środku chodnika, ludzie nas mijali, a my nic sobie z tego nie robiliśmy.

Jestem TwójWhere stories live. Discover now