Rozdział 19

3 0 0
                                    

Czasem dotarcie do centrum miasta przysparza wiele zdenerwowania i zniecierpliwienia. Tak też miałam i tego dnia. Na drodze utworzył się ogromny korek, gdy jechałam z Lilą do Karmelowej miejskim autobusem. Żałowałam, że nie przeszłyśmy się pieszo – teraz musiałyśmy swoje odcierpieć lub też wysiąść na najbliższym przystanku, o ile autobus ruszyłby się choćby na dwa metry. Póki co było to niewykonalne. Co jakieś dziesięć minut kierowca stawał w miejscu, co irytowało znaczną część pasażerów. Siedziałyśmy obie na tylnych siedzeniach, spoglądając na siebie porozumiewawczo. Lila bez słów mówiła mi, że lepszy byłby dłuższy spacer, niż jazda tym autobusem. Jednak wkrótce pojazd w końcu ruszył, co spowodowało, że na naszych twarzach wykwitła ulga. Poza tym między ludźmi było nam gorąco, więc gdy wyszłam w końcu z dusznego autobusu, westchnęłam z radości.

- To było okropne – powiedziałam do przyjaciółki.

- Daj spokój, jestem cała spocona – odparła Liliana, kręcąc głową z dezaprobatą. Na jej nosie perliły się krople potu. Zresztą sądziłam, że ja wcale nie wyglądałam lepiej. Ba, nawet nie pachniałam lepiej. Wyciągnęłam z torebki dezodorant i prysnęłam się pod pachami. Podałam go Lilianie.

- Masz. To jedyne wyjście w tej sytuacji.

- Jedyne ? Wydaje mi się, że nie zawadziłoby nam, gdybyśmy wskoczyły do fontanny – zachichotała.

Spryskałyśmy się na chodniku koło przystanku autobusowego po czym poszłyśmy w stronę kawiarni.

Karmelowa mieściła się w centrum w niewielkim budynku pomiędzy innymi mniejszymi firmami. Weszłyśmy do środka i natychmiast znalazłyśmy sobie miejsce w tylnej części pomieszczenia, nieco na uboczu. Tego dnia było sporo ludzi, rodzice z dziećmi, starsze osoby, a nawet jakiś elegancko ubrany mężczyzna pracujący na laptopie. Panował lekki gwar, lecz nie przesadny. W tle grała muzyka, puszczana z głośników zamontowanych przy suficie. Ogólnie rzecz biorąc panowała tam przyjazna atmosfera.

Długo nie musiałyśmy czekać. Po chwili podeszła do nas młoda, rudowłosa kelnerka, którą widziałam tu po raz pierwszy. Może była nowa ?

- Dzień dobry. Co paniom podać ?

- Poprosimy dwa małe pucharki lodów grejpfrutowych – odpowiedziałam, po wcześniejszym uzgodnieniu tego z Lilianą.

Dziewczyna zapisała coś w swoim notesiku.

- Dobrze. Za chwilę przyniosę – uśmiechnęła się do nas, luzując swój fartuszek w pasie. Zaraz potem się oddaliła.

- Jak tam wczorajszy powrót do domu ? Martwiłam się o ciebie, jak wrócisz do domu w taką burzę. Gdy ode mnie wyszłaś, nie zapowiadało się na to, że zaraz lunie.

- Brat Ernesta mnie podwiózł. Akurat obaj wracali z basenu i PRZYPADKIEM Ernest zaproponował, że podwiozą mnie do domu. Potem całą drogę się na mnie gapił i usiłował doprowadzić do spotkania ze mną. Gdyby nie to, że wokół aura nie sprzyjała, wysiadłabym z tego samochodu przy najbliższym postoju na czerwonym świetle. To tak w skrócie. A co u ciebie ? – powiedziałam, wyrzucając z siebie wszystkie emocje, jakie do tej pory dusiłam po spotkaniu z Ernestem.

Liliana się zaśmiała.

- U mnie wszystko w jak najlepszym porządku. Odpowiedz mi na pytanie, po co poszłyśmy wtedy do niego na tą imprezę ? – zaczęła stukać się dłonią po czole.

- To było skrajnie beznadziejne. Myślałam, że zapomni o tym pocałunku, jednak najwyraźniej coś sobie ubzdurał – odparłam, wywracając oczami.

Kelnerka wróciła z naszymi lodami i postawiła je przed nami.

- Smacznego – powiedziała z uśmiechem.

Jestem TwójWhere stories live. Discover now