Epilog

12 0 0
                                    

Tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego, w sierpniu, Paweł zorganizował u siebie w domu spotkanie z okazji swoich urodzin. Nie zabrakło oczywiście Łukasza i Lilianny. Oprócz nich pojawili się także nasi nowi znajomi - Ala, Kamil i Mike ( ten ostatni był dla mnie sporym zaskoczeniem ). Paweł wyjaśnił mi, że poznał go w Irlandii. Chłopak przyjął zaproszenie i przyleciał do Polski specjalnie na jego urodziny, co dodatkowo sprawiło, że bardzo go polubiłam. Poza tym w końcu poznałam Łucję, która okazała się bardzo miłą osobą. Była nieco przygnębiona i często oddalała się od grupy w sensie dosłownym i niedosłownym. Było mi przykro z tego powodu, że znajdowała się w takiej sytuacji, ale miałam nadzieję, że z czasem tęsknota za rodzicami będzie przez nią mniej odczuwalna. Wszyscy stłoczyli się na kanapie w salonie wokół stołu lub też rozsiedli się na miękkim pastelowym dywanie. Podobał mi się styl, w jakim utrzymany był salon - szarości na ścianach, meble w piaskowym kolorze, dużo kwiatów. Najbardziej robiły na mnie wrażenie drzewka bonsai w brązowych donicach, ustawione na komodzie z trzema dużymi szufladami. Na meblach ustawione były zdjęcia Pawła z dzieciństwa, a także ślubne fotografie jego rodziców. Oprócz tego przezroczyste wazony wypełnione kamieniami i muszlami, zapewne przywiezionymi z wakacji. Ich mieszkanie nie było jakoś specjalnie duże, ale za to świetnie urządzone. Posiadali kuchnię, łazienkę, dwa pokoje i salon. Uważałam, że dla nich było to spokojnie wystarczające. Wcześniej rodzice Pawła zostali tylko na chwilę, by wspólnie z innymi odśpiewać sto lat, co wywołało u mojego chłopaka rumieńce i przez co zaczął błądzić wzrokiem po podłodze. Na ten widok miałam ochotę roześmiać się w głos. Zjedli kawałek tortu, zostawili prezent ( jak się okazało nowy telefon) przy czym złożyli mu dosyć wylewne życzenia.

- Synku, jak ty wyrosłeś ! Jesteś już prawie pełnoletni ! - pani Dobrzyńska nigdy nie szczędziła sobie wylewności. Miałam wiele okazji, by się o tym przekonać. Wyściskała Pawła, a on przy tym z trudem utrzymywał fason. Niby zaprosił samych bliższych znajomych, ale i tak było to dla niego pewnego rodzaju upokorzenie.

- Mamo...- mruknął. - Też cię kocham. Mimo wszystko i tak się zaśmiał.

A potem wszyscy pozostali obserwatorzy rozsiani po salonie.

Jego tato był już nieco mniej wylewny, poklepał go po plecach, życząc mu samych mądrych decyzji w życiu. Swoją drogą zastanawiałam się przy tym, czy to, że Paweł zechciał ze mną być było czymś, co jego rodzice uznali za dobrą decyzję. A co jeśli nie? Może chcieli go przez te słowa przestrzec przed tym, by jego następne były lepsze od sparowania się ze mną. Na samą myśl chciałam prychnąć. Potem wspólnie wyszli z domu.

Wkrótce potem uznaliśmy, że zagramy w dixit. Wygrał Mike, zdobywają znaczną przewagę nad pozostałymi króliczkami. Jego różowy pionek w kształcie królika stał dumnie na ostatnim polu na planszy z numerem trzydzieści. Mój ledwo dobrnął do dziesiątki, co spowodowało, że byłam przedostatnia. A tak poza tym nawet nie pytałam Mike'a dlaczego wybrał kolor różowy. Jego ciężko było zrozumieć, choć napomknął coś o tym, że nie znosi stereotypów. Jego długie do ramion włosy z zielonymi końcówkami dodatkowo popierały ten pogląd.

Mike zwierzył się nam, że w domu bardzo często gra w tą grę.

- Doszedłem do perfekcji - oznajmił z dumą, co zirytowało Kamila, który niestety znalazł się na drugim miejscu zaraz za Mikiem. Oczywiście nie znaczyło to, że go nie lubił. Raczej zastosowałabym tu stwierdzenie - " Kto się czubi, ten się lubi", czy jakoś tak. Ogólnie rzecz biorąc Mike'a nie dało się nie polubić. Dzięki jego radosnemu usposobieniu, nawet Łucja czasem była bardziej ożywiona.

- Czemu wcześniej nie zapoznałeś mnie z tym komediantem ? - zaśmiała się, spoglądając na Pawła.

- Tak jakoś wyszło - odparł w czasie gry.

Wieczorem, gdy goście nieco bardziej się rozproszyli po salonie i zapalono światła,bo było już trochę ciemno, podeszłam do Łucji, która sprzątała w kuchni mały rozgardiasz pozostawiony po tym, jak jedliśmy pizzę na czas. I tu nasuwa się pytanie - dlaczego Mike znów wygrał ? Nikt nie potrafił zrozumieć, jak pochłonął pięć kawałków pizzy i nie zwymiotował. Po prostu nie mogłam go pojąć. Ja zdołałam wcisnąć zaledwie dwa kawałki. Sam pomysł tej zabawy był niedorzeczny. A kto na niego wpadł? Rzecz jasna Łukasz.

- Dawajcie, będzie fajnie ! - zachęcał wszystkich. Było tak fajnie, że aż na koniec rozbolał go brzuch. A potem Lilianna naśmiewała się z niego bezlitośnie. Ala przez pewien czas rozmawiała z Mikiem o koloryzacji włosów, przez co Łukasz był nieco zazdrosny. Kamil za to nie rozstawał się z Lilianną ani na chwilę. Szeptał coś do niej na ucho i śmiał się. Ja sama nie narzekałam na Pawła i cieszyłam się, że możemy spędzić wspólnie z przyjaciółmi taki fajny czas.

- Hej, słuchaj, mogę ci towarzyszyć ? - zapytałam trochę niepewnie.

- Jeśli chcesz - odparła Łucja bez wyrazu. Właśnie wyrzucała opakowania kartonowe po pizzach do worka na śmieci. Kupiliśmy dziesięć opakowań - znaczna część została schowana przez Łucję do lodówki, bo nie zjedliśmy jej.

- Mogę ci pomóc ? - zadałam kolejne pytanie, nie zadając trzeciego, które brzmiałoby : - Dlaczego samotnie sprzątasz w kuchni, zamiast spędzać czas z pozostałymi ? Wolałam nie dotykać się grząskich tematów.

- Pewnie. Możesz pościerać ze stołów - powiedziała, nadając swojemu głosowi bardziej naturalną nutę, a nie to wyraźne zobojętnienie dźwięczące w jej słowach przy poprzedniej wypowiedzi.

Potem tylko sprzątałyśmy i rozmawiałyśmy, podczas gdy pozostali hałasowali w salonie. Okazało się, że Łucja jest bardzo sympatyczną osobą. Cieszyłam się, że choć na jakiś czas mogłam ją odciągnąć od ponurych rozmyślań. Rozmawiałyśmy o Irlandii, o egzaminie gimnazjalnym - Łucja pytała, jak oceniam swoje prace. Potem wyznałam jej, że myślałam, że jest dziewczyną Pawła, na co się roześmiała.

- Zobaczyłam was razem, a potem karmiłam się przypuszczeniami. Przepraszam, to było bardzo głupie - powiedziałam, nieco zawstydzona.

- Nie szkodzi. Każdy popełnia błędy i wcale cię za to nie winię.

- To miłe z twojej strony - uśmiechnęłam się z ulgą.

Czas szybko zleciał i wkrótce wszyscy porozchodzili się do swoich domów. Zostałam tylko ja i Paweł. Zadeklarowałam się, że pomogę mu posprzątać. Po dość gruntownym odkurzaniu i zbieraniu śmieci ze stołu w salonie , a także tych nielicznych, które znajdowały się pod stołem, padliśmy na kanapę wykończeni.

- Fajna ta twoja kuzynka - odezwałam się.

Byłam zmęczona, zresztą podobnie jak Paweł. Obiecał, że za chwilę mnie odprowadzi, choć póki co nam się do tego nie spieszyło.

- Zawsze taka była. Sympatyczna i wprost z sercem na dłoni.

- A cóż to za wymuskane powiedzenia? - zachichotałam.

Chwila milczenia.

- Masz już szesnaście lat. Zazdroszczę ci. Ja na swoje urodziny muszę jeszcze czekać jakieś dwa miesiące.

- Ha. Ha.

- To wcale nie jest śmieszne.

- Jest i to jak. - westchnął. - Jestem padnięty.

Spojrzałam na zegarek ścienny. 21:48.

Oparliśmy się o siebie.

- Zaraz zadzwonię do rodziców, żeby wracali.

- Ale ty jesteś nudny. Jest tak cudownie i spokojnie, a ty chcesz to zaburzyć. Gdzie oni są ? - zapytałam, znużona.

- U moich dziadków. Szanuję ich za to, że chcieli mi dać nieco prywatności - zaśmiał się Paweł.

Nagle znów zapadła cisza.

- Ale jest super - powiedziałam w końcu. Te trzy krótkie słowa wystarczyły za cały potok kwiecistych określeń na to, jak dobrze było mi z Pawłem. Po prostu. ALE. JEST. SUPER.I tyle.

Martwiłam się tylko trochę o moich rodziców, ale zostawiłam to na potem, gdzieś daleko za mną.

Jestem TwójWhere stories live. Discover now