Rozdział 15

5 0 0
                                    

Tak jakby mało mi było problemów. Ostatnie dwa miesiące jakby sprzysięgły się przeciwko mnie, takie miałam wrażenie. Stałam w salonie otoczona innymi osobami, zaskoczona, ściskając rękę przyjaciółki. Ledwo utrzymywałam równowagę, starałam się robić dobrą minę do złej gry. Czułam, jak dłoń Liliany, którą trzymałam, robiła się mokra od potu. Rodzice Ernesta zjawili się nagle i niespodziewanie. Nie poinformowali syna, że wracają.W tym momencie przelewali całą swą złość na Ernesta.
- Jesteś nieodpowiedzialnym gówniarzem, kompletnie nieodpowiedzialnym! - zaczęła krzyczeć jego matka. Jej czoło zmarszczyło się, a rysy twarzy się zaostrzyły. Ojciec, stojący obok wcale nie był przychylniejszy. Po chwili wtrącił, co uważa o zorganizowanu imprezy w ich mieszkaniu.
Ojciec Ernesta zaczął chodzić po salonie i oglądać straty, które spowodowały niektóre z osób. Jakoś wcześniej nawet nie dostrzegałam bałaganu i szkód wyrządzonych w mieszkaniu. Nagle mnie oświeciło.
Pan Kowalski skrzywił się na widok zniszczeń. Zrobił się czerwony i zacisnął usta w wąską kreskę.
- Odpracujesz to synu. Obiecuję ci to - odparł chłodno.
W tym samym czasie, gdy oboje dorosłych było skupionych na Erneście, członkowie imprezy powoli, niezgrabnie uciekali do wyjścia. Jedni potykali się o własne nogi bardziej, inni mniej.
Można było się domyślić, że państwo Kowalscy nie zamierzają tolerować nas w swoim mieszkaniu. Nawet nie podnosząc na innych wzroku, terroryzowali syna. Wielu odchodząc, posyłało mu współczujące spojrzenie. W końcu także i ja wraz z Lilą, skierowałam się do wyjścia. Moja przyjaciółka, która była mniej pijana, przejęła inicjatywę i poprowadziła mnie do wyjścia. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o mojej torebce, którą zostawiłam na krześle przy barku, gdzie jeszcze nie tak dawno temu rozprawiałam wesoło z Ernestem.
- Zaraz przyjdę - powiedziałam do Liliany, po tym jak oznajmiłam, że torebka tam pozostała.
- Jasne - została przy drzwiach.
Wróciłam po nią do salonu, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Jednak sześć wypitych tej nocy drinków mnie zdradziło. Idąc w stronę stolika, potknęłam się o listwę odzielającą kuchenne płytki od salonowych paneli. Upadłam bezwładnie na podłogę.
- Ajć! - pisnęłam odruchowo.
- A twoja koleżanka jeszcze nie za drzwiami, syneczku? - odezwała się matka Ernesta głosem podszytym złością. Wyraźnie to odczuwałam.
- Przepraszam panią... Ja tylko musiałam się wrócić,bo zostawiłam torebkę - wyjaśniłam, niezgrabnie podnosząc się z podłogi. - Proszę się nie gniewać na Ernesta. Jest taki miły i pomocny. Dziś wyjątkowo wsparł mnie na duchu,sama pani rozumie.
Po chwili chwyciłam torebkę i zawiesiłam ją na ramieniu.
- Tak, oczywiście. Mój synek to mistrz słodkich słówek. Na pewno odmienił twoje życie. Parę drinków robi z ludzi bohaterów, przyznasz mi rację? - zwróciła się w moją stronę pani Kowalska.
Ernest stał obok, krzywiąc się. Najwidoczniej miał już dość emocji jak na jeden dzień.
Tym razem odezwał się ojciec Ernesta. Stał obok, łapiąc za skrzydełka nosa palcami i ściskając je. Bolą go zatoki, czy co? - pomyślałam. Potem podrapał się po siwych włosach.
- Zostawić go tylko samego w domu i już sprasza połowę szkoły.
Pani Kowalska z zapałem pokiwała głową. Zauważyłam, że to ona ma tu najwięcej do powiedzenia. Odchodząc, rozejrzałam się jeszcze mimochodem po zabałaganionym salonie. Wszędzie walały się puszki po piwie, resztki jedzenia, plamy z ketchupu na obrusie a oprócz tego porozrzucane poduszki z kanapy. Walały się głównie po podłodze. Ku swojemu zdziwieniu uznałam, że moje czarne szpilki są fatalne do chodzenia. Chwiałam się na boki i w końcu cudem przyczołgałam się w stronę Liliany. Ernest powiedział mi " cześć " na odchodne i tak wyszłyśmy jako ostatnie na zewnątrz. Z mieszkania dobywały się dalsze odgłosy kłótni.
- Chodźmy. O rany, Ewelina, spiłaś się lepiej ode mnie - powiedziała Liliana.
Na klatce schodowej chwyciłam się ramion przyjaciółki i podążyłyśmy w stronę windy.
XXX
- Dlaczego nadal popełniasz te same błędy? Czemu mnie okłamałaś? Rodzice Ernesta o tym nie wiedzieli!
- Mam już tego po dziurki w nosie! - odpyskowałam.
Siedziałam z mamą w kuchni przy stole. Miała tego dnia wolne, bo w kwiaciarni był remont. Tato wyjechał na dwa dni do Niemiec, gdzie miał nakręcić jakiś reportaż. Nie pytałam o szczegóły. Mikołaj był u kolegi i miał wrócić za godzinę. Tak właśnie to musiałam po niego pójść. Mama dowiedziała się o wczorajszym zajściu od rodziców Ernesta. Dzwonili po rodzicach większości osób, które były na domówce.
- Wytłumacz mi, co jest grane! Czy ty nie rozumiesz, że za każdym razem kiedy tak postępujesz, okropnie się o ciebie martwię? - ciągnęła dalej mama.
- Mamo, nie krzycz... - złapałam się za głowę.
- Będę krzyczeć! Niech to będzie dla ciebie cholerna nauczka! - podniosła się z krzesła. - Zawsze byłaś taka miła i poukładana, a teraz co się z tobą dzieje? Może mi łaskawie wytłumaczysz! - podeszła do piekarnika, gdzie piekła się zapiekanka ziemniaczana. Wyjęła ją z niego i postawiła z hukiem na blacie.
- Jeśli masz ochotę to jedz - powiedziała oschle.
Nie odpowiadając, wróciłam do wcześniejszego tematu.
- Dobra, jeśli chcesz tak bardzo wiedzieć co jest ze mną nie tak, to ci powiem. Miej przede wszystkim pretensje do Pawła Dobrzyńskiego! - powiedziałam zdenerwowana.
Mama spojrzała na mnie pytająco.
- Chodzi o tego Pawła?
- Tak, mamo. Jak zapewne wiesz wyjechał do Irlandii. Ze swoją nową dziewczyną! Jeszcze zanim zaczął się koniec roku szkolnego, któregoś dnia poszłam do niego, żeby powiedzieć mu o tym, że stał mi się bliski. Miałam mu powiedzieć... - zaczęłam płakać.- Ale jak już byłam pod blokiem, zobaczyłam go, jak szedł z jakąś dziewczyną. Uciekłam stamtąd. On się do niej przytulał. A wkrótce potem dowiedziałam się od Liliany, że wyjechał. To mnie okropnie zniszczyło. Próbowałam dzwonić, pisać... Nie odpowiadał. Sama widziałam jak się do mnie odnosił. Widziałam, że mu zależy....
Mama stała przy blacie, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Zmarszczyła czoło. Podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Nie przejmuj się dziecko. Teraz rozumiem. Tak mi przykro. Nie chciałam dokładać ci smutków. Nie płacz, kochanie. Zjemy sobie zapiekankę i zapomnimy o tym wszystkim - pocałowała mnie w czoło.
- Mamo, nie chciałam... Przepraszam - wyszeptałam,pociągając nosem. Tusz pod oczami mi się rozmazał. Mama odsunęła się ode mnie i zaczęła kroić zapiekankę i kłaść ją na talerze.
- To nie twoja wina, Ewelinko. Czasem tak to już jest. Czujesz się lepiej?
- Tak. Już jest lepiej. Potem pójdę odebrać Mikołaja.
Pokiwała głową.
- Szczerze mówiąc od zawsze widziałam to, że was do siebie ciągnie. To taki miły, poukładany chłopak...
- Mamo, proszę. Nie obraź się, ale nie chcę już o tym rozmawiać - pociągnęłam nosem.
Spojrzała na mnie współczująco.
- Jasne - postawiła talerze na stole. Usiadła na przeciwko i zaczęłyśmy jeść w milczeniu.
~~~~~~~~~~~~~~~~

Jestem TwójWhere stories live. Discover now